Japońskie studio Toho prezentuje nowe oblicze Godzilli do tej pory nieznane szerzej zachodniemu odbiorcy. To brutalny powrót do korzeni z bestią jako niszczycielską siłą w roli głównej. Wraz z nieuniknionym zniszczeniem powracają nieprzepracowane traumy z przeszłości.
Godzilla Minus One jest trzydziestą odsłoną serii o kultowym potworze. To idealny moment na ponowne sprowadzenie jej na rynek zachodni i zyskanie uznania tamtejszych fanów. Tym samym miłośnicy gigantycznych bestii mogą czuć się wyjątkowo rozpieszczani w ostatnim czasie. Za dystrybucję odpowiada Piece of Magic Entertainment, które ostatnio konsekwentnie dostarcza nam porcji wybornej japońskiej kultury. Ledwie kilka miesięcy temu za ich sprawą do polskich kin trafiło anime First Slam Dunk, a już niebawem, 15 grudnia, doczekamy się odświeżonej wersji kultowego filmu Akira.
Zobacz również: Popkulturowy przegląd miesiąca – najciekawsze premiery filmów, gier i komiksów grudnia
Reżyser Takashi Yamazaki w swoim najnowszym filmie stworzył znakomity portret bohaterów. Ten element odróżnia najnowszą Godzillę od tych zachodnich, które nie mogą się zdecydować, czy skupić się na rozwijaniu mitologii tytanów, czy na konsekwentnym zbudowaniu charakterów postaci. Tutaj zostało to zrobione wręcz mistrzowsko. Shikishima Koichi (Ryûnosuke Kamiki) jest byłym pilotem kamikaze z II wojny światowej, który w ataku paniki zawrócił do bazy z misji samobójczej. Po powrocie do ogarniętego zniszczeniami po wielkim pożarze Tokio obwinia się za tchórzostwo oraz za śmierć towarzyszy, którzy zginęli na wyspie Odo w wyniku ataku gigantycznego monstrum.
Niespełna rok po zakończeniu wojny napięcie między państwami jest wciąż wyczuwalne. Na dodatek pojawia się nowy powód do zmartwień. Niezidentyfikowana forma życia rozpoczyna polowanie na pływające jednostki patrolujące wody u wybrzeży Japonii. Nikt nie ma pomysłu, jak się z tym uporać, ponieważ skierowanie sił wojskowych w ten rejon może grozić eskalacją konfliktu. Shikishima, próbując przepracować traumy wojenne, dołącza do rządowego projektu i wraz z innymi pracuje na pierwszej linii, rozminowując wybrzeże i monitorując je w poszukiwaniu oznak aktywności potwora. Po drodze poznajemy ekipę jego kutra oraz kilka osób postronnych. Każda z postaci, choć w inny sposób, była zaangażowana w działania wojenne i ma swój ciążący bagaż doświadczeń. Nie wszyscy są już skłonni do złożenia bezinteresownej ofiary za swój kraj. Wszyscy są jednak zgodni, że wizja zagłady i kolejnych zniszczeń jest dla każdego równie przerażająca.
Zobacz również: Django – recenzja serialu. Poprzestańmy na filmach…
Punktem zwrotnym okazuje się wyjście Godzilli na ląd i zrównanie 30-tysięcznego miasta z ziemią. Z budżetem ledwie 15 milionów dolarów twórcom udaje się ukazać terror, jakiego nie powstydziłyby się flagowe hollywoodzkie franczyzy. Umiejętne prowadzenie kadrów z perspektywy bohaterów na ulicy pozwala w relatywnie krótkim czasie stworzyć atmosferę bezradności w obliczu katastrofy. Godzilla kroczy dumnie, choć powoli, konsekwentnie przedzierając się przez kolejne budynki. Dopiero gdy do walki wkracza wojsko z pomocą czołgów i artylerii, demonstruje swoją najgroźniejszą broń. Atomowy oddech o efekcie porównywalnym do głowicy nuklearnej, co również przywodzi na myśl japońskie doświadczenia z II wojny światowej. Jego skutki obserwujemy zarówno w szerokiej skali, jak i również oczami bohaterów desperacko próbujących ujść z życiem. Ten widok jest jednocześnie zachwycający i przerażający jak w żadnym innym filmie z serii do tej pory.
Wstrząsające wydarzenia z Ginzy prowadzą do podjęcia zdecydowanych kroków w celu unicestwienia potwora. Drużyna wojennych weteranów udaje się czterema okrętami na misję oplecenia Godzilli liną z butlami z freonem. Pozwoli to zatopić ją na dnie oceanu. Operacja ma niewielkie szanse powodzenia, ale jak bohaterowie sami stwierdzają – jeśli plan nie zakłada masowego samobójstwa 10 milionów obywateli, to wciąż jest lepszy niż wojna. Pomimo niewielkiej skali pojedynku stawka jest wysoka. Na tym etapie jesteśmy już odpowiednio zaangażowani w losy bohaterów, by kibicować im z całych sił. Szczególnie skutecznie działa podsumowanie wątku Shikishimy, który w decydującym momencie postanawia stawić czoło swoim demonom i przełamać wojenną traumę, ratując tym samym swoich towarzyszy. Jest to najbardziej przejmujący moment, jaki osobiście miałem okazję zobaczyć w tej serii kiedykolwiek.
Zobacz również: Godzilla vs. Kong – recenzja filmu. Potworny dramat.
69 lat po premierze pierwszej Godzilli twórcom wciąż nie brakuje pomysłów, by stale modyfikować formułę filmów o gigantycznych bestiach. Wiele się od tego czasu zmieniło, szczególnie w kwestii zaplecza technicznego. Do dzisiaj jednak wielki potwór nieustępliwie kroczący naprzód niczym żywioł okazuje się idealnym fundamentem do przekazywania wartościowych lekcji wyciągniętych ze światowej historii. Pomijając oryginalną odsłonę, jest to prawdopodobnie najlepszy film dotychczas. Idealnie zachowany balans oferuje jednocześnie znakomite widowisko i przyziemną, często intymną i wrażliwą, perspektywę osób, które najbardziej odczuły skutki wyniszczającej wojny. I choć minęło już ponad 70 lat, nadal musimy sobie czasem przypominać, że nie idzie za nią nic oprócz cierpienia i straty.
Źródło obrazka głównego: Toho Co., Ltd.