Człowiek niby wiedział, ale i tak się łudził. Pszczelarz to jeden z tych filmów, które bolą przy oglądaniu.
Pszczelarz to kolejny film, w którym główny bohater jest jednoosobową armią. Za reżyserię odpowiada David Ayer (Legion samobójców, Furia, Bogowie Ulicy) a za scenariusz Kurt Wimmer (Niezniszczalni 4, Salt, Pamięć absolutna). Panowie przybliżają nam losy Adama Claya granego przez Jasona Stathama (Przekręt, Meg, Jeden Gniewny Człowiek) – emerytowanego już człowieka od brudnej roboty. Obecnie Clay prowadzi spokojne życie na prowincji i hoduje pszczoły. Spokój pszczelarza zostaje jednak zaburzony, gdy jego „droga przyjaciółka” Eloise (Phylicia Rashad) popełnia samobójstwo. Zaraz przed śmiercią zostaje oszukana przez zorganizowaną grupę hakerską. Oszuści kradną przez Internet cały jej dorobek życia. Adam, gdy dowiaduje się o kradzieży, nie oglądając się za siebie rusza z osobistą wendetą w kierunku złodziei oraz ich przełożonych.
Na wstępie zaznaczę, że Pszczelarz to czysta sieczka nie tylko scenariuszowa, ale i montażowa. Cały motyw głównego bohatera oraz jego przywiązania do ofiary kradzieży to jedynie fakt, że wynajmował u niej stodołę, zaprosiła go na kolację i w jakiś sposób zaopiekowała się nim, gdy ten przeszedł na emeryturę. W filmie dostajemy dosłownie dwa zdania zamienione przez tę dwójkę.
Jasne, staruszka wydawała się sympatyczna po tych paru minutach na ekranie, ale według mnie to żadna motywacja dla naszej maszyny do zabijania. Nie przeszkadza to Adamowi, by głosić na prawo i lewo filozoficzne teksty typu: „Oszukać starszą osobę to gorzej jak oszukać dziecko. Za dzieckiem stoją chociaż opiekujący się rodzice”, „Jestem pszczelarzem, strzegę ula”, itp. Większość zwrotów z ust głównego bohatera brzmiała komicznie. Dodajcie do tego mega niski i wolny ton głównego bohatera, zupełnie jak ten Batmana, oraz aktorski minimalizm Stathama. Dla jednych może być to idealne połączenie, dla mnie, składając to wszystko do kupy, po prostu śmieszne.
Zobacz także: Najlepsze filmy 2023 roku
Montaż pojedynków opierał się jedynie na sekundowych cięciach. Podczas seansu miałem wrażenie, że nikomu nawet nie chciało się uczyć choreografii walk. Żadna to przyjemność patrzeć na zmontowaną walkę, gdzie po każdym kopnięciu jest cięcie i zmiana ujęcia. Tutaj jedynie wyjątkiem była finałowa potyczka Claya z najemnikiem granego przez Taylora Jamesa (Wikingowie: Walhalla, Samson). Tylko w tym przypadku, postarano się o jakąkolwiek zauważalną choreografię, zdecydowanie dłuższą od reszty.
Większość pojedynków kończyła się po paru sekundach. Nasz bohater jest przedstawiany jako absolutny badass, którego nic nie zatrzyma. Czy to cały oddział FBI i SWAT czy grupka przeciwników z bronią w ręku. Nasz terminator nawet będzie miał chwilę, żeby bezpośrednio przy napastniku, jeszcze rozebrać mu broń, a do tego wyjść z potyczki oczywiście bez żadnego zadrapania. Dla mnie była to już tak niezdrowa przesada, podchodząca pod granice gatunku fantasy. Muszę oddać za to, że niektóre wykończenia przeciwników były satysfakcjonujące i czuło się potęgę ciosu.
Opuśćmy na chwilę akcję skupioną na głównych bohaterze. W międzyczasie, gdy Clay powala kolejnych przeciwników i pali co popadnie, toczy się również śledztwo córki Eloise – agentki FBI Verony Parker (Emmy Raver-Lampman). Razem ze swoim współpracownikiem agentem Mattem Wiley (Bobby Naderi) prowadzi dochodzenie w sprawie oszustów, przez których ucierpiała jej matka. Wątek ich śledztwa pomijając to, że jest kompletnie nudny i nieciekawy, to jeszcze ostatecznie nic z niego nie wynika. Film sztucznie tworzy wewnętrzną rozterkę bohaterki. Zastanawia się ona, czy kierować się prawem i ująć pszczelarza, czy sprawiedliwością i mu nie wchodzić w drogę. W założeniu jest to ciekawy motyw, w rzeczywistości natomiast to kolejna spłycona kwestia, która koniec końców nie wybrzmiewa tak, jak twórcy by sobie tego życzyli.
Zobacz także: Najlepsze gry 2023 roku
Pora napisać coś o głównym złoczyńcy, szefie całej tej grupy przestępczej. Derek Danforth (Josh Hutcherson) jest do bólu przerysowany. Jak przystało na bogatego i rozpieszczonego dzieciaka, w poważaniu ma to co się dzieje wokół niego, chyba że chodzi o pieniądze. Robi co mu się żywnie podoba, bo ma solidne plecy za sobą. Opiekuje się nim emerytowany już szef CIA – Wallace Westwyld (Jeremy Irons). Jako jeden z nielicznych wie, na co stać Pszczelarza, dlatego robi co może, by wyjść cało z sytuacji w jakiej się znalazł. Tak szczerze, szkoda mi aktora pokroju Ironsa w tym projekcie. Stara się jak może ale jego performance zostaje niestety przysłonięty tym wszystkim, co nie gra w filmie.
Zobacz także: Echo; recenzja serialu. Marvel, You did it again
Podsumowując, nie oczekiwałem wiele po Pszczelarzu, a dostałem jeszcze mniej. Film jak najbardziej może się podobać. Jest to typowy, niewymagający niczego od widza seans. Ja niestety do grona fanów tego formatu nie należę. W gatunku jest dużo więcej pozycji, które są lepsze od tego tworu, choćby Jeden Gniewny Człowiek. Ostatecznie wyszedłem z sali kinowej z grymasem zażenowania i poczuciem straconego czasu.
Źródło grafiki głównej: Kadr z filmu Pszczelarz