Algorytm miłości – recenzja serialu. Witajcie w willi Amora!

Od wielu lat programy typu reality show dzierżą dumne miano guilty pleasure wielu osób. Popularność produkcji typu Love is blind, Love Island czy Love Never Lies jest nie do podważenia. Nic więc dziwnego, że filmowcy postanowili sięgnąć po ten gatunek. Czy da się jednak zrobić z tak specyficznych programów dobry serial? Jeszcze jak! 

Twórcy takich polskich seriali jak The Office PL czy Malcolm XD tym razem postanowili sięgnąć po reality show. Algorytm miłości jest parodią tych produkcji. Przekraczanie granic, niebanalny i często wulgarny humor oraz całkowicie przerysowani bohaterowie – tak można najkrócej opisać najnowszy serial wyprodukowany przez Canal+. Każdy, kto obejrzał chociaż jeden z miłosnych reality show, dość szybko załapie rytm Algorytmu miłości. Chociaż sytuacje, zadania oraz postacie są groteskowe do granic możliwości, a głupota króluje na pierwszym planie, to nie da się ukryć, że twórcy dobrze odrobili swoją pracę domową. Absurdy nie są bowiem aż tak wyolbrzymione, jak w prawdziwych reality show.

Zobacz również: X-men ‘97 – recenzja serialu. Sentyment to nie wszystko

W Algorytmie miłości uczestnicy trafiają do willi Amora. Pierwszym zaskoczeniem jest dla nich lokalizacja budynku. Nie jest to obiecana, bajeczna Teneryfa. Wszystko przez wypadek, do którego doszło podczas poprzedniej edycji, więc zamiast rajskich plaż, grupa trafia pod Warszawę. Celem programu jest wyłonienie idealnej pary, którą wskaże A.M.O.R. (zabójczo podobny do Kerfusia). Oczywiście maszyna kieruje się algorytmem dopasowania. Dodatkowo na zwycięzców czeka 1 000 000 złotych nagrody. Gra nie toczy się tylko o znalezienie miłości, ale również o pieniądze.

Zadania, które przedstawia uczestnikom charyzmatyczny prowadzący Tomasz (Michał Czernecki), są całkowitym przekroczeniem granic. Absurd wylewa się z ekranu na potęgę na zmianę z głupimi i nieprzyzwoitymi żartami. W pierwszym odcinku serialu uczestnicy mają za zadanie uprawiać seks. Każda osoba, która tego nie zrobi, spowoduje odjęcie kilku tysięcy z puli wygranej. Na domiar wszystkiego na realizację zadania otrzymują… 5 minut. Jeżeli już to wydaje wam się szczytem, to mogę tylko dodać, że w kolejnych odcinkach jest jeszcze grubiej.

Zobacz również: Gwiezdne Wojny: Opowieści z Imperium – recenzja serialu. Long live the Empire

Kadr z serialu Algorytm miłości
Kadr z serialu Algorytm miłości

Każda z postaci jest przerysowana do granic wytrzymałości. Jeżeli liczycie na chociaż jednego normalnego uczestnika, to od razu mogę zapewnić, że nie macie na co liczyć. Tu należy się ogromny ukłon w stronę twórców, ponieważ każdemu obrywa się po równo. Znajdziemy tutaj zarówno przesadnie religijnego chłopaka, jak i feministkę cierpiącą za piekło kobiet. W kolejnych odcinkach nie zabraknie również osoby niepełnosprawnej czy świeżo wybudzonej ze śpiączki. Wachlarz bohaterów jest szeroki, więc bez problemu każdy znajdzie coś dla siebie.

Humor w Algorytmie miłości jest specyficzny. Jak w prawdziwych reality show, seks jest wszechobecny. Żarty bywają wulgarne i na granicy dobrego smaku. Na pewno do produkcji trzeba mieć zdrowy dystans, a spojrzenie na nią z perspektywy popularności reality show jest wisienką na torcie. Nie zabraknie kontrowersyjnych wyborów, kłótni, romansów oraz niespodzianek, które uczestnikom zaserwuje prowadzący Tomek. Do tego dochodzi komentarz narratora, często potęgujący komizm. Jednak zdarzają się także momenty żenujące, przekraczające już granice dobrej parodii. W odniesieniu do całości tych momentów jest jednak zdecydowanie mniej.

Zobacz również: Manhunt — recenzja serialu. Ameryka w odcieniach szarości

Kadr z serialu Algorytm miłości
Kadr z serialu Algorytm miłości

Algorytm miłości dopracowany jest z każdej strony. Wystarczy spojrzeć na dynamiczny montaż, który jest żywcem wyciągnięty z programów reality show. Pojawiają się również momenty zwierzeń uczestników prosto do kamery. Parodia chwil przesadnie wzruszających akcentowana jest smutną muzyką, a oczekiwanie na wyniki algorytmu bywa przeciągane w nieskończoność. Dla fanów reality show Algorytm miłości będzie solidną dawką hermetycznej zabawy. Z kolei osoby, które nigdy nie miały z takimi programami nic wspólnego, utwierdzą się w przekonaniu, że nie warto.

Przyznam, że początkowo byłam bardzo zaniepokojona pomysłem na serial. Jak wiele osób, miałam w swoim życiu epizod guilty pleasure związany z oglądaniem reality show. Obawiałam się, że Algorytm miłości będzie kiepskim serialem, który zupełnie nie wyłapie klimatu gatunku. Okazało się, że produkcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Zdecydowanie trafia w mój humor oraz udowadnia, że polskie seriale komediowe mają się naprawdę bardzo dobrze.

Fot. główna: kadr z serialu Algorytm miłości

Plusy

  • Dopracowana w detalach parodia programów reality show
  • Specyficzne poczucie humoru - bywa ostro
  • Każdemu dostaje się po równo (i lewakom i prawakom)

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Czasami trafiają się żenujące żarty
Katarzyna Jarczak

Tiara przydzieliła ją do Slytherinu. Kocha kino skandynawskie, a w szczególności duńskie. Do tego stopnia, że postanowiła się nauczyć tego języka. Jej celem jest przeczytanie manifestu Dogme 95 w oryginale. Dzień bez obejrzenia filmu lub odcinka serialu uważa za stracony. Uwielbia festiwale filmowe. Uprawia pole dance, a od niedawna gra na perkusji. W wolnych chwilach czyta książki.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze