Doktor Who – recenzja serialu. Lepiej, ale czy dobrze?

Serial Doktor Who w nowej odsłonie póki co dobiegł końca. Jak sprawdził się sezon z nowym Doktorem, jego nowym towarzystwem oraz powracającą ekipą scenarzystów? Jak to zwykle przy produkcjach, które na ekranach śmigają od lat, zdania są podzielone. 

Doktor Who doczekał się wreszcie finału sezonu czternastego, oficjalnie liczącego się jako pierwszy. Poznaliśmy nowego Doktora, w którego wcielił się znany z Sex Education Ncuti Gatwa, oraz jego towarzyszkę – Ruby Sunday – graną przez Millie Gibbons. Przy okazji przez ekran przewinęło się kilka powracających postaci, a za wszystkim stali czołowi scenarzyści poprzednich sezonów, Steven Moffat oraz Russell T. Davies.

Zobacz również: Star Wars: Acolyte – recenzja odcinków 1–4

Na przestrzeni dziewięciu odcinków, Doktor oraz Ruby podróżują w Tardis, jak zwykle mierząc się z różnymi kosmicznymi niebezpieczeństwami. Sezonowi nie brakuje różnorodności – oglądamy wojenne scenerie, malowniczą Walię czy bal rodem z Bridgertonów. W tle natomiast cały czas majaczy się wątek pochodzenia Ruby, której matka zostawiła ją jako niemowlę na progu kościoła. Przewija się on delikatnie, zaczynając jako pragnienie Ruby, by poznać matkę. Stopniowo jednak ewoluuje w coś poważniejszego, kiedy Doktor podróżuje w czasie do tej nocy, a padający śnieg i dźwięk kolęd zaczyna śledzić Ruby w najmniej oczekiwanych momentów.

Zobacz również: Najlepsze seriale 2024 roku

Przyznam, że dla mnie to właśnie ten wątek, rozłożony subtelnie na cały sezon, był najbardziej interesujący. Pojedyncze odcinki zdarzały się mniej lub bardziej angażujące, ale bez historii Ruby byłyby bardzo niespójne. Odcinki specjalne, które miały wprowadzić Ncuti Gatwę jako nowego Doktora, miały w sobie dużo ładunku emocjonalnego związanego z postacią. Po cichu liczyłam na rozwój w tę stronę. Paradoksalnie, choć nowy Doktor wyraża emocje bardziej ekspresyjnie, wcale tego nie czuć. Ile razy rozgrywały się bardziej istotne sytuacje – jak na przykład poszukiwanie wnuczki Doktora – tyle razy nie wybrzmiewało to z odpowiednim ciężarem.

doktor who
Fot. Materiał promocyjny

Nie da się natomiast odmówić charyzmy zarówno Doktorowi, jak i Ruby. Gatwa oraz Gibbons świetnie współgrają, a relacja pokazana jest naprawdę ładnie. Najlepszym przykładem udanego dobrania jest odcinek, w którym większość czasu dwójka gra jedynie postacie na zminimalizowanych okienkach na ekranie. Chociaż na pierwszy plan wybijają się inne postacie, główny duet posiada niezaprzeczalną chemię – która pozostaje niezmienna przez cały sezon.

Zobacz również: Geek Girl – recenzja serialu. Więcej Kopciuszków, Netflix wytrzyma

Wspomnę też o warstwie wizualnej, a szczególnie o przyciągającej oko charakteryzacji. Jest na co popatrzeć! Nie dość, że stroje zmieniają się często, to są też barwne i dopasowane do postaci. Podobnie w odcinkach, które przenoszą widzów w inne epoki. Wygląd wszystkich postaci z odcinka o zespole The Beatles – szał. Kostiumy ery Bridgertonów – pełna elegancja. Każdy jeden outfit Doktora – prosto z okładek magazynów. Kiedy irytowały mnie inne rzeczy, przynajmniej akcesoria angażowały wzrok.

doktor who
Fot. BBC

Mimo wszystko spodziewałam się jednak czegoś więcej, emocjonalnego zaangażowania, które przytrzyma mnie przy ekranie. Chociaż serial miał swoje momenty i czasem rzeczywiście można było się zaśmiać, wzruszyć, zainteresować, to w dużej mierze – niewiele mnie to obeszło. Bazując na różnych komentarzach, nie stanowię wyjątku. Wydaje mi się to wręcz lekko dziwne, biorąc pod uwagę bogatą historię Doktora Who. Dlaczego tak się stało? Autentycznie nie wiem.

Zobacz również: Sympatyk – recenzja serialu. Amerykański orientalizm

Niemniej jednak, jestem ciekawa dalszych losów serialu. Ncuti Gatwa powróci w roli Doktora, natomiast Millie Gibbons źegna się z rolą Ruby Sunday. Twórcy wypowiadają się o przyszłości z wielką ekscytacją, która mam nadzieję, jeszcze mi się udzieli. Bo mimo że nowy sezon wyznacza dobry kierunek, to jednak serialu z tak wieloletnim dziedzictwem nie do końca stać na zyskanie miana średniaka.

Fot. główna: Variety.

Plusy

  • Chemia pomiędzy głównymi aktorami
  • Różnorodne odcinki i wątek Ruby
  • Charakteryzacja postaci

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Całokształt nie jest zbyt angażujący widza
Anna Baluta

Jeśli nie odpisuje, to pewnie ogląda serial. Wykształcona amerykanistka, która z premedytacją zapisuje się na kolejne zajęcia z telewizji. Jak nie ogląda, to czyta, słucha albumów, czasem przypomni sobie o studiowaniu i pracy - ale to w międzyczasie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze