Miałam ogromną ochotę wybrać się do kina na thriller o barze na odludziu, w którym dzieją się niepokojące rzeczy. Lakoniczne opisy wystarczyły, żeby zainteresować mnie filmem The Royal Hotel. Ile razy dam się jeszcze złapać na dobrze zmontowane trailery?
Bohaterkami The Royal Hotel są dwie dziewczyny, które podróżują z plecakami, łapiąc się różnych tymczasowych prac. W poszukiwaniu kolejnego zastrzyku gotówki trafiają do baru na australijskim odludziu. Mała górnicza osada co wieczór zbiera się w pubie, by pić, śpiewać i zagadywać nowe barmanki. Mimo obficie płynącego alkoholu i głośnej zabawy, wszystko podszyte jest dziwnym niepokojem.
Zobacz również: Tylko my dwoje – recenzja filmu. Kiedy obsesja spotyka miłość
Hanna i Liv mają dobrą dynamikę, która napędza życie w pubie. Liv to bardziej rozrywkowa połowa duetu, która zagaduje klientów, dużo pije oraz nastawia się na zabawę. Hanna z kolei jest nieco bardziej stonowana, czujniejsza, ale nie potrafi się postawić przyjaciółce. Różnice w charakterach dziewcząt sprawiają, że ich doświadczenie pracy w barze jest odmienne. Hanna na samym wstępie dostrzega różne czerwone flagi miejsca, podczas gdy Liv stawia na przetrwanie, zdobycie gotówki oraz tyle zabawy, ile da się wyciągnąć z sytuacji.
Zobacz również: Najlepsze filmy 2024 roku
Co tu dużo mówić, cały film czekałam, aż coś się wreszcie wydarzy. Faktycznie w pubie zdarzają się niekomfortowe sytuacje, ale kto choć raz przepracował zmianę w barze wie, że to nic nadzwyczajnego. Właściciel lokalu ma problem alkoholowy, do tego średnio radzi sobie z pijącymi mężczyznami w średnim wieku, którzy zachowują się nieodpowiednio. W tle snuje się dwójka młodszych, potencjalnych obiektów zainteresować dziewczyn – jednak oni także okazyjnie zachowują się co najmniej niepokojąco. Natomiast z tego wszystkiego nie wynika zupełnie nic.
Film obfituje w drobne sceny podsycające niepokój widza, podprowadzając pod punkt kulminacyjny, który w zasadzie się nie wydarza. Kiedy wreszcie po długim oczekiwaniu następuje pierwsza poważna konfrontacja, rozwiązuje się ona w dosłownie dwuminutowej sekwencji. Nim się obejrzałam, film przeskoczył do zakończenia, które wydało mi się zupełnie nieuzasadnione, a przede wszystkim głupie. Czy coś wycięto na etapie kręcenia filmu, czy może od początku miało się tak potoczyć – nie mam pojęcia.
Zobacz również: Do granic – recenzja filmu. Welcome to USA
Często narzeka się na głupich bohaterów horroru – w tym przypadku również trudno się nie zgodzić. Ścierające się charaktery oraz podejście bohaterek do życia oglądało się przyjemnie, ale to by było na tyle. Dziewczyny świadomie jadą na absolutne odludzie, gdzie autobus pojawia się raz na tydzień, nie ma zasięgu, a najbliższa cywilizacja znajduje się sześć godzin jazdy dalej. Wiedzą, że mieszkańcy to głównie dwa razy starsi od nich górnicy, którzy nie widują wiele kobiet. Podejmują się pracy w barze, który jest jedyną odmianą od pracy – tam, gdzie morze alkoholu zaciera wszelkie granice. Zamek w drzwiach nie działa – mogę wymieniać dalej. Nie żeby winić ofiarę, ale jednak trochę instynktu samozachowawczego by się przydało.
Natomiast muszę oddać honor obsadzie, która robi z tym nieszczęsnym filmem co może. Julia Garner i Jessica Henwick bardzo przyciągają wzrok swoją grą aktorską. Toby Wallace, Daniel Henshall oraz James Frencheville w rolach atrakcyjnych, ale niepokojących klientów pubu budzą ten podskórny niepokój. Naturalnie Hugo Weaving ma dla siebie kilka scen, w których absolutnie dowozi. Wszystko to sprawdza się świetnie na etapie, kiedy jeszcze wierzymy w dalszą eskalację konfliktu. Aktorom udaje się stworzyć niezły klimat – ciemny, lekko nerwowy, momentami tajemniczy. Oczywiście później się rozchodzi po kościach, ale początek nie jest zły.
Zobacz również: Doktor Who – recenzja serialu. Lepiej, ale czy dobrze?
Krótko mówiąc, The Royal Hotel okazał się wielkim rozczarowaniem. Nie mogę powiedzieć, że się wynudziłam, ale to prowadzenie donikąd rzuciło cień na pozytywy, jak na przykład dynamika głównych bohaterek czy gra aktorska. Produkcja nie cierpi na złe zakończenie – prędzej na jego brak. Jak tu się dobrze bawić, skoro cała historia była ślepą uliczką? Niespełniona obietnica thrillera, który się dobrze zapowiadał, zostawia przykry niesmak. Chyba obejrzę sobie zwiastun jeszcze raz, bo wyszedł dużo lepiej niż sam film…
Powyższy tekst powstał w ramach współpracy z Cinema City.
Fot. główna oraz plakat: Materiały promocyjne.