Pałac wszystkich przyszłości – recenzja komiksu. Średnio smaczne, ale poproszę dokładkę

Po zapoznaniu nas z osadzoną w realiach II Wojny Światowej serią Bradl, duet Piątkowski–Oleksicki zabrał się za nowe dzieło. Tym razem, na pierwszy rzut oka, znacznie ambitniejsze. Większość lektury sprawiała wrażenie, że nieco z tymi ambicjami przegięli. Finał jednak sprawił, że w głowie miałem głównie myśl: „Więcej poproszę”.

O co w zasadzie tyle hałasu i o co chodzi w komiksie Pałac wszystkich przyszłości? Jak głosi oficjalny opis: zeszyt zawiera 3 (osadzone w alternatywnych realiach Polski) historie, które nieoczekiwanie się ze sobą splatają. W jaki sposób? Tego na razie nie wiem, jednak nie ukrywam, że ostatnie kartki tak bardzo mnie zaintrygowały, że nawet poprzednie wrażenia i wysnute wnioski odeszły na dalszy plan. Zorientowałem się, że ten tom to drobny fragmencik o wiele grubszej historii, jedynie skromne do niej wprowadzenie. Z początku bowiem komiks, nawet określony jako „tom 1”, nie sprawiał wrażenia, że będzie historią aż tak rozbudowaną, na jaką się zapowiada w finale tej części.

Zobacz również: Mazebook. Księga labiryntów – recenzja komiksu. Po nitce do…

W pierwszym tomie widzimy historię superbohatera z okresu II Wojny Światowej, który ochronił Polskę przed nazistami. W krótkiej opowieści widzimy jego genezę oraz moment poznania swojego nemezis. Drugi rozdział to niezwykle mroczna historia przemienionego w upiora podchorążego wykorzystującego tajemne rytuały, aby dokonać zemsty na zaborcach. Trzecia opowieść zapoznaje nas z buntowniczą licealistką, która podczas kinowego seansu odkrywa… cóż, najsensowniej byłoby tutaj przerwać. Bowiem w chwili zawiązania akcji następuje zwrot odbijający się również na wszystkich wcześniejszych rozdziałach.

Jednak nawet gdybym chciał po chamsku zaspoilerować wam, co się dzieje w momencie kulminacyjnym… nie bardzo byłbym w stanie. Gdyż rozwiązanie całej intrygi dopiero zaczęło się klarować. Póki co dostaliśmy jedynie wskazówki, o co dokładnie może chodzić, ale były ona na tyle intrygujące, że zmyły wszelkie negatywne wrażenia towarzyszące tej lekturze i przyćmiły niedociągnięcia komiksu.

Pałac Wszystkich Przyszłości
fot: kadr z komiksu

Głównym, i w zasadzie najważniejszym niedociągnięciem, które niemiłosiernie doskwiera czytelnikowi, jest długość poszczególnych historii. Są one tak mikroskopijne, że czytając je miałem wrażenie że kończą się zanim się rozpoczęły. „I to już” – myślałem po każdym rozdziale. Najgorsze jest to, że one naprawdę miały duży potencjał na to, aby je konkretnie rozbudować. Nie wiem, czy zabrakło czasu, chęci czy środków. Nie chcę mi się też wierzyć, że był to celowy zabieg. Bo jeśli tak, to był on całkiem nietrafiony. Historie były dobre pod kątem fabularnym i artystycznym, widać, że ktoś miał na nie pomysł. Zamiast jednak pójść na całość i dać czytelnikowi naprawdę mocną, rozbudowaną historię, w której bez uczucia pośpiechu wprowadzi się go w wydarzenia, twórcy zaprojektowali to tak, jakby kręcili jedynie zwiastun.

Zobacz również: Doktor Who – recenzja serialu. Lepiej, ale czy dobrze?

I tak oto niestety problem z długością rozdziałów powoduje łańcuszek kolejnych bolączek. Przez brak pociągnięcia danego wątku w konkretnym rozdziale nie jesteśmy w stanie zaangażować się historię. Nie możemy zbyt dobrze poznać bohaterów, ich genezy, ich osobowości. Słowem – nie jesteśmy w stanie poczuć do nich jakichkolwiek emocji. Nie licząc powierzchownej warstwy, niczego o ich nie wiemy. Nie znamy ich, więc na dobrą sprawę mamy ich gdzieś.

Przez to, że obserwujemy naprawdę maksymalnie skrócone historie, z początku trudno się w nich połapać. Nie ma tutaj ani chwili na zorientowanie się, w jakich realiach się znajdujemy – jesteśmy po prostu wrzuceni w sam środek wydarzeń. A gdy już połapiemy się, o co chodzi, i nawet zaczyna się nam to miejsce podobać, następuje cięcie i kolejny akt. Nie ma co ukrywać – jest to szalenie irytujący zabieg ze strony twórców, który odbierał jakąkolwiek radość z odkrywania tych historii.

Pałac wszystkich przyszłości
fot: kadr z komiksu

Najciekawiej ze wszystkich zapowiadała się pierwsza opowieść. Ojczysty superbohater w okresie II Wojny Światowej toby było naprawdę coś. Zwłaszcza dla takiego czytelnika jak ja, który uwielbia alternatywne historie w różnorakich produkcjach. Najgorszy za to wydał się drugi rozdział. Twórcy skupili się na artystycznej stronie, zapominając o jakimkolwiek rozwoju fabuły. Gdyby nie opis opowiadania z okładki nie miałbym pojęcia, o czym ono w ogóle jest. Jak szkolny wiersz, który trudno zinterpretować. Trzecia opowieść to w zasadzie klamra, która stara się spiąć poprzednie rozdziały i jednocześnie rozpędzić fabułę kontynuowaną w kolejnych tomach.

Zobacz również: Nightwing: Bitwa o serce Bludhaven – recenzja komiksu

Pałac wszystkich przyszłości to komiks, którego ocena przychodzi mi bardzo trudno. Ma olbrzymi potencjał, który przez to, jak twórcy podeszli do poszczególnych historii, rozbija się o skały. Mimo tego byli oni w stanie zaszczepić w czytelniku sporą dozę ciekawości, dokąd to wszystko zmierza. Dzięki temu choć nie bawiłem się przednio podczas lektury, to już teraz wyczekuję ciągu dalszego. Może kolejne tomy nadadzą większego sensu temu, co widzieliśmy do tej pory.


Źródło grafiki głównej: egmont

Plusy

  • Miła dla oka kreska, którą widzieliśmy w serii Bradl
  • Intrygujące zakończenie zapowiadające ciekawy koncept

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Zdecydowanie za krótkie historie, które uniemożliwiają zaangażowanie się w fabułę którejkolwiek z nich
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze