Most Heksagon jest zamkniętą historią SF, która ma niestety dość ograniczoną liczbę stron. A szkoda, bo fabuła jest ciekawa i zasługuje na więcej.
Kiedy para odkrywców, Jacob i Elena Armlenowie, zostaje uwięziona w nieznanym, równoległym wymiarze, na ratunek rusza ich obdarzona darem jasnowidzenia córka Adley. Towarzyszy jej rozumny robot o imieniu Staden. Podczas niebezpiecznej misji odkrywają niewiarygodny świat i napotykają wrogo nastawione istoty zamieszkujące zagadkowe obszary o zmiennej strukturze.
– opis wydawcy
Bazując na moim (co prawda nadal niewielkim) doświadczeniu z komiksami SF, to moim zdaniem trudno jest w formie 1 komiksu wykreować i przedstawić ciekawą wizję świata. A już tym bardziej w tym przypadku, gdy ma mniej niż 200 stron. Od razu mogę powiedzieć, że właśnie dlatego Most Heksagon nie do końca podołał. W tej konkretnej historii niesamowicie brakowało rozwinięcia, a sam komiks zakończył się na dobrą sprawę w momencie, w którym się rozpoczął. Opis mnie zaciekawił i zaintrygował na tyle, że od razu się na niego zdecydowałem. Jednak spodziewałem się nieco większej eksploracji świata wykreowanego przez Richarda Blake’a. Ale po kolei…
Zobacz także: Pałac wszystkich przyszłości – recenzja komiksu. Średnio smaczne, ale poproszę dokładkę
Najpierw zacznijmy od niewątpliwych plusów. Mocnym atutem Mostu Heksagon są rysunki. Blake, który jednocześnie odpowiadał za scenariusz i ilustracje, wykonał świetną robotę. W sumie to nic dziwnego, bo autor studiował malarstwo i projektowanie, a nawet ma za sobą parę wystaw. Od pierwszego kadru rysunki stoją na naprawdę wysokim poziomie. W komiksie autor serwuje nam mnóstwo „niemych” scen, które przedstawiają świat równoległego wymiaru, czy to służąc jako tło do okazji przemieszczania się Stadena, czy jako nieco bardziej dynamiczne plansze. Wszystkie są niezwykle szczegółowe – co nie zdarza się niestety tak często w nowszych komiksach. Naprawdę dobra robota. Dodatkowo wydanie zostało wzbogacone o galerię okładek i szkice koncepcyjne, które swoją zawartością pozwalają przedłużyć lekturę nawet o kilka minut.
Jak już wcześniej wspomniałem, historia zaciekawiła mnie od razu po przeczytaniu opisu. Może dlatego miałem nieco bardziej wygórowane oczekiwania w stosunku do tego komiksu. Nie zrozumcie mnie źle, Richard Blake scenariuszowo też wykonał bardzo dobrą robotę. Mam tylko nieodparte wrażenie, że ten tom powinien być nieco grubszy. Tak jakby połowa została wycięta albo zagubiona w druku. Czuję się trochę, jakbym był zwodzony przez autora. Moim zdaniem wstęp był zdecydowanie za długi, patrząc na liczbę stron. Był jak najbardziej potrzebny, ale z perspektywy całości, ciężko nie uważać, że wstępem jest tak naprawdę cały komiks. Najbardziej interesujące kwestie autor ograniczył do ostatnich stron i tu mam największy żal. Historia intryguje i jest ciekawa, tylko co z tego, jak wysiadamy z niej wtedy, kiedy na dobre się rozpoczyna?
Zobacz także: Blade Runner. Czarny Lotos. Zostawić LA, tom 1 – recenzja komiksu
Razem z Adley i Stadenem wkroczymy w ciekawą, a jednocześnie niebezpieczną rzeczywistość. Autor podejmuje się tematów, które już bardzo są związane z gatunkiem. Dostajemy wątek rozwijającej się SI czy zagrożeń wynikających z pozostawienia jej samej sobie. Najbardziej spodobał mi się jednak wątek rodziców Adley jako kartografów wytyczających szlaki dalszej eksploracji – szczególnie w tak zmieniającym się i ciekawym świecie. Mój główny zarzut jednak pozostaje ten sam. Niektóre wątki aż chciałoby się poprowadzić dalej, jednak nie da się ukryć, że i tak są angażujące i ciekawe.
Most Heksagon pozostaje całkiem solidną pozycją spod szyldu science fiction. Co prawda dla mnie jest to nieco przysłonięte żalem do autora, że zakończył komiks w najciekawszym momencie, ale jest on jak najbardziej godny polecenia. Świetne rysunki i intrygująca fabuła powinny zachęcić każdego fana fantastyki naukowej, a nuż może kiedyś doczekamy się kontynuacji?
Źródło grafiki głównej: okładka komiksu/ Non stop comics