Pułapka – recenzja filmu. Ojciec roku

Chciałabym napisać, że M. Night Shyamalan znowu to zrobił. Przygotował dobry film, zaskoczył widzów swoimi szalonymi pomysłami. Pułapka miała potencjał być właśnie taką produkcją. Zwiastuny wyglądały obiecująco, już samo osadzenie akcji na koncercie miało gwarantować prawdziwe widowisko filmowe. Tylko przedobrzenie historii mogło zepsuć efekt finalny. Cóż, Shyamalan właśnie to postanowił zrobić.

Tysiące fanów w jednym miejscu, żeby zobaczyć ulubioną artystkę. Lady Raven jak Taylor Swift ma w sobie iskrę, która wyprzedaje koncerty. Jej występ na żywo to prawdziwe spełnienie marzeń między innymi Riley. To ważne wydarzenie ma szczęście przeżywać z ojcem. Ten jednak bardziej od muzyki zdaje się być zainteresowany nietypową ilością policji. Poufna wiadomość o zastawionej pułapce na seryjnego mordercę „Rzeźnika” powoduje u niego prawdziwy skok adrenaliny. Cała impreza staje się mrocznym koszmarem, a znak „EXIT” nigdy nie był jeszcze tak pożądany.

Zobacz również: Wredne liściki – recenzja filmu. Brytyjski humor w najlepszym wydaniu

Wybranie koncertu jako miejsca akcji jest ambitnym pomysłem. W dobie fenomenu trasy koncertowej Taylor Swift wręcz rewelacyjnym. Już na samym początku filmu możemy poczuć dreszczyk emocji, który uczestnicy takich wydarzeń dobrze znają. Tłumy przebranych specjalnie fanów, podekscytowanych na widok uwielbianej piosenkarki. Radość w oczach dziecka, jakiej rodzic jeszcze nie widział. Show wygląda ciekawie, nie można zaprzeczyć, że Lady Raven ma wpadające w ucho piosenki. To postać charakterystyczna, dla której tłum zrobi wszystko, o co poprosi.

Pułapka jest czymś więcej niż zwykłym koncertem. Występ na żywo nabiera wręcz nowego znaczenia. Stajemy się widzami prawdziwego widowiska. Gry w kotka i myszkę, ale myszka jest sprytnym seryjnym mordercą. Reżyser chce, żebyśmy czuli niepokój, żeby przeszły nas ciarki. Podczas seansu da się odnieść wrażenie, że doświadczamy czegoś nietypowego. Z zaciekawieniem śledzi się bohatera szukającego wyjścia z ekstremalnej sytuacji, chociaż z tyłu głowy pojawiają się myśli, że wiemy, jak to się dla niego skończy. Czar pryska, kiedy aura niepokoju przenosi się do świata poza stadionem. Z małego pomieszczenia przenosimy się do olbrzymiego. Zamiast kilku możliwości pojawiają się ich tysiące. Potem jest tylko gorzej.

Zobacz również: Cuckoo – recenzja filmu [Nowe Horyzonty 2024]

Pułapka - recenzja filmu. Ojciec roku
materiały promocyjne

Myśląc o Pułapce, trzeba pomyśleć o rodzinie. „Rzeźnik” z pozoru jest typowym mężem z przedmieścia. Kocha swoją familię i jest gotowy zrobić dla niej wszystko. Są oni dla niego idealną przykrywką, bo czy ktoś taki mógłby w brutalny sposób zabijać ludzi? Zostaje nam zarysowany profil psychopaty w przeciągniętym finale, ale nie wywołuje przerażenia. Widz jest bardziej znudzony tym, co widzi, i czeka na ostatnią scenę. Ta jest jednak tego warta i powoduje uśmiech na twarzy.

W filmie przyglądamy się bliżej relacji ojca z córką. Ten koncert jest ich szansą na spędzenie razem czasu w najlepszy możliwy sposób. Szkoda, że jej rola sprowadza się do bycia marionetką, którą rodzic może wykorzystywać, kiedy zechce. Co w tym pozytywnego? Riley będzie mieć szansę zbliżyć się do swojej idolki jak nikt nigdy wcześniej! Wszyscy na stadionie zdają się mięknąć na widok Connora, przystojnego i miłego taty dziewczynki. Zdradzają mu poufne informacje, bo czują w nim dobro. Trudno uwierzyć, że w rzeczywistości mogłoby to się wydarzyć. Policja organizuje pułapkę dekady, zasadzając się na groźnego mordercę, a wtajemniczeni tak chętnie dzielą się szczegółami akcji. Nie wygląda to przekonująco.

Zobacz również: Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki – recenzja serialu

Pułapka - recenzja filmu. Ojciec roku
materiały promocyjne

M. Night Shyamalan przygotował dla widzów nowe doświadczenie. Zabrakło mi jednak elementów, które rzeczywiście by mnie zszokowały. Czuję przez to spory niedosyt. Produkcję Pułapka ogląda się dobrze dzięki charyzmie Josha Hartnetta. Ujęcia nachodzące na jego twarz nawet same oczy działają hipnotyzująco. Kiedy myślimy, że to już koniec filmu, on niestety nie następuje, a przeciągnięte wątki dają o sobie znać. Mimo wszystko jest to najlepszy obraz Shyamalana od czasu Split.


Fot. główna: materiały promocyjne

Plusy

  • Koncert jako miejsce akcji jest ciekawym pomysłem
  • Bardzo dobra rola Josha Hartnetta

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Przedobrzenie historii
  • Naiwność pracowników stadionu
Agata Czajkowska

Studentka filmoznawstwa i stała bywalczyni festiwali filmowych. W wolnej chwili szydełkuje, a wieczorami uczy się szwedzkiego na Duolingo.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze