Nadszedł czas na kontynuację historii osadzonej w jeszcze dalszej Galaktyce niż dotychczas. Napięcie sięga zenitu, następuje kulminacyjny moment spisku i konfliktu, który odmieni całą planetę na zawsze. Odkrywamy wreszcie, co wywołało tytułową Bitwę o Moc.
Fabuła nowej serii Wielkiej Republiki zabiera nas na jedną z bardziej odległych od centrum Galaktyki planet. Jedha, jak jest to wielokrotnie powtarzane, różni się od innych światów. Funkcjonują tu bowiem różne ugrupowania, opierające swoją filozofię na różnorakim postrzeganiu Mocy i sposobach korzystania z niej. Oprócz Jedi widzimy też inne „zakony”, które wspólnie tworzą tzw. Zgromadzenie. Mają swoją radę i konkretne zasady działania.
Zobacz również: Borderlands – recenzja filmu. Coś poszło nie tak
Pod koniec 1 tomu widzimy jednak, jak nowo przybyła na planetę grupa, która wyznaje zupełnie inne reguły, wywołuje na ulicach zamieszki, napuszczając na siebie nie tylko pielgrzymów, czyli użytkowników Mocy, ale i pozostałych mieszkańców planety. Drugi tom w całości kontynuuje ten motyw. Konflikt eskaluje, zniszczenia są coraz większe, a ofiar przybywa. Grupy ocalałych próbują przetrwać i ochronić jak najwięcej istot. Rycerze Jedi – Vildar, Matty i Olivia oraz przebywający w więzieniu Tey Sirrek – ścierają się z kolejnymi oponentami, dochodząc powoli do wniosku, że cała sytuacja była misternie zaplanowana, a zamieszki to tylko zasłona dymna większej intrygi.
Przyznam szczerze, że cała fabuła jest niezwykle intrygująca, a motyw różnych wyznawców Mocy, korzystających z niej na odmienne, często przedziwne sposoby, niezwykle pomysłowy. Nie spotkałem się z aż tak daleko pociągniętą ideą, która jednak zagrała świetnie. W pierwszym komiksie można było doskonale wczuć się w to, co odbiera nowo przybyły na Jedhę Vildar – my bowiem również z trudem odnajdywaliśmy się w tej społeczności. Gdy już połapaliśmy się, co i jak funkcjonuje, śledzenie fabuły naprawdę sprawiało przyjemność.
Drugi tom znacznie różni się od poprzedniego. Z racji otwartego konfliktu charakter komiksu zmienił się ze spokojnego podążania za śledztwem w pełne napięcia kibicowanie bohaterom, którzy walczą o życie. Zarówno swoje, jak i bezbronnej ludności wokół. W międzyczasie, gdy przychodzi chwila wytchnienia, próbujemy razem z rycerzami Jedi odkryć, dlaczego w ogóle doszło do zamieszek i jaki cel miało ich wywołanie. Klimat jest więc dużo cięższy, mamy znacznie więcej napięcia i emocji. Mimo tego twórcy nie zapomnieli o fabule oraz całej intrydze i świetnie wyważyli oba elementy – akcję i odkrywanie spisku przez bohaterów.
Zobacz również: Batman: Mroczny mściciel – recenzja serialu. Powrót do korzeni
Bardzo wyraźnie, a przede wszystkim wiarygodnie zarysowana jest też sama ewolucja głównych postaci na czele z Vildarem, który niestety nie zdobył mojej sympatii. Mimo tego byłem w stanie nieco bardziej się do niego przekonać, widząc jego rozterki i walkę z własnymi demonami, a także zachodzącą w nim zmianę nastawienia. Ulubieńcem obu tomów niezmiennie pozostaje Matty, która z racji sytuacji na planecie, tym razem jest znacznie twardsza niż poprzednio. Równie dużo czasu „ekranowego” dostaje Tey – wydalony ze świątyni strażnik, który jest bardziej empatyczny niż jego dawni współpracownicy. W nowej części widzimy jego zacieśniającą się współpracę z Vildarem, dzięki której bohaterowie w końcu nawiązują nić porozumienia.
Star Wars: Wielka Republika – Bitwa o Moc to bardzo ciekawe doświadczenie dla fanów Gwiezdnych Wojen. Szczególnie czytelnicy mniej zaznajomieni z tym okresem powinni sięgnąć po oba wydane tomy, ponieważ jest to coś naprawdę odmiennego w tym uniwersum. Naprawdę można poczuć świeże spojrzenie na przygody rycerzy Jedi. Druga część jest znacznie bardziej dynamiczna. Nie ma zbyt wielu momentów przestoju, gdyż trwa otwarty konflikt i mamy więcej akcji oraz napięcia. Z tego też względu przez ten tom przechodzi się sprawniej niż przez poprzedni, a odkrycie kart spisku sprawia, że komiks jest też bardziej intrygujący. Skutecznie zachęcił mnie do sięgnięcia po kolejne części.