Kolonia nr 5 – recenzja filmu. Przeciwko ludziom

Kolonia nr 5 miała kilka pokazów przedpremierowych, na które nie udało mi się trafić – które natomiast podbijały moje zaintrygowanie. Kiedy więc produkcja wreszcie zawitała w kinach na dłużej, wybrałam się na seans. I chociaż godzina była późna, a weekendu bardziej koniec niż początek – szkoda, że na sali było jedynie kilka osób, bo zdecydowanie jest to film warty uwagi.

Francuski dramat Kolonia nr 5 przedstawia życie w paryskiej dzielnicy Montvilliers, zamieszkanej głównie przez czarnoskórą społeczność oraz uchodźców. Film otwiera skutecznie wprowadzająca nastrój scena – tłum postaci znosi po schodach trumnę, z trudem manewrując po pełnej graffitti klatce schodowej. Nie działa winda, jedynym źródłem światła są latarki, a tłum zadaje sobie pytanie – dlaczego żyjemy i odchodzimy pozbawieni godności?

Zobacz również: Heretic – recenzja filmu. Musimy porozmawiać o Jezusie

Kolonia nr 5 jest produkcją reżysera Nędzników i przypomina trochę tę tematykę w innej odsłonie czasowej, co pokazuje tylko jak aktualne pozostają pewne opowieści.

Film skupia się na społeczności pod kątem systemowym – odbywa się tutaj nieustanne przeciąganie liny pomiędzy mieszkańcami dzielnicy a jej ratuszem. System jednak nosi tutaj bardzo konkretne twarze – białego burmistrza, czarnoskórego zastępcę oraz szereg polityków wyższego szczebla, których nie obchodzi osiedle per se. Po drugiej stronie natomiast znajduje się Habi – kontrkandydatka burmistrza wywodząca się ze społeczności – oraz Braz, jej przyjaciel z odmiennym podejściem wobec urzędu.

Zobacz również: Gladiator II – recenzja filmu. Maximus się w grobie przewraca

Kreacje postaci są fenomenalne. Nie są to bohaterowie źli czy nawet moralnie szarzy – działają po prostu według innego systemu wartości, co świetnie udało się pokazać. Postać burmistrza jest niezwykle ciekawa, jako że poniekąd jest podstawiony pod tę pracę, jednocześnie podtrzymuje karierę pediatry – przy tym z premedytacją szkodząc podlegającym mu mieszkańcom. Również Habi i i Braz są dobrze napisani jako duet. Ten drugi wypada lepiej jako samodzielny bohater niż główna bohaterka. Obie postacie reprezentują różne podejścia wobec opresyjnego rządu. Habi próbuje wprowadzić zmiany drogą systemową – kandyduje na urząd burmistrza i wspiera społeczność. Natomiast Braz wybiera drogę przemocy, co reżyser przedstawia w bardzo poruszający sposób.

To właśnie postać Aristote’a Luyinduli, który wciela się w Braza, wpłynęła na mnie najbardziej. Aktor naprawdę wyciąga na powierzchnię skomplikowanie tej postaci. Wyraźnie widzimy zmianę postawy w stronę przemocy, która wynika bezpośrednio z traktowania przez system. Eskalacja konfliktu w społeczności zbiega się fenomenalnie z wyrazem twarzy Braza. Co więcej, na barkach tego właśnie aktora spoczywa ciężar finału – i jest on całkowicie utrzymany.

kolonia nr 5
Fot. Kadr z filmu

Co ciekawe, pozostali aktorzy są zdecydowanie bardziej stonowani, wręcz oszczędni. Pasuje to do filmu, bo chociaż nie brakuje w nim przemocy i zamieszek, to ukazane życie codzienne jest spokojne, z dala od zgiełku centrum Paryża. W rozmowach bohaterów pojawia się dużo ciszy, nie brakuje przeciągniętych ujęć – a służy to chwili refleksji. Dużą rolę odgrywa tu bowiem symbolizm. Poczynając od pierwszej sceny, znajduje się tu przestrzeń na momenty mocne, wybrzmiewające w ciszy oraz warstwie wizualnej.

Zobacz również: Deadpool & Wolverine – recenzja filmu [Blu-ray]

Poza warstwą fabularną, na ekranie dzieje się równie dużo – i jest to równie ważne. Kolonia nr 5 jest utrzymana w zimnych barwach, z którymi kontrastuje jedynie ogień pożarów. Powolna kamera nie spieszy się, ujęcia są długie, ale dynamiczne, a oko samo podąża za pokazanym w ten sposób obrazem. Wszystko dopełnia ścieżka dźwiękowa na skrzypcach, która buduje napięcie dość bezpośrednio, a jednak subtelnie. Widać w tym wszystkim przemyślenie, wizję, a film składa się w harmonijną całość.

kolonia nr 5
Fot. Kadr z filmu

Nie da się jednak ukryć, że jest to przytłaczający seans. Kolonia nr 5 nie męczy, ale obciąża. Nie znajdujemy tu rozwiązania, mimo że za trudną sytuację w całości odpowiadają dwie osoby. Przy tym jesteśmy świadomi, że chociaż nie jest to dokument, to te same schematy dzieją się w wielu miastach. Chociaż w Polsce podziały etniczne i zdominowane przez jedną grupę dzielnice nie są tak widoczne, to we Francji czy Stanach jest to wszechobecne. Odniesienie do rzeczywistości nadaje więc mocne brzmienie filmowi – co wcale nie jest łatwe do przyjęcia. Ciekawie się to też wiąże z wcześniejszą twórczością reżysera, Nędznikami – czas akcji zmienia się drastycznie, a jednak pojawia się tu pewna ciągłość podejmowanej dyskusji.

Kolonia nr 5 jest naprawdę dobrze zrealizowaną produkcją o trudnej, ale ważnej tematyce. Choć nie jest to film łatwy w odbiorze, zdecydowanie warto go obejrzeć. Potrzebujemy produkcji, które komentują sytuację społeczną w tak umiejętny sposób, jakby trudne to nie było. Tym bardziej, że w każdej minucie seansu na ekranie widać pracę twórców i aktorów, która zdecydowanie się opłaciła.

Fot. główna: Materiał promocyjny.

Plusy

  • Świetnie poprowadzona narracja
  • Kreacje postaci
  • Warstwa wizualna mająca znaczenie dla opowieści

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Porzucony wątek uchodźców
Anna Baluta

Jeśli nie odpisuje, to pewnie ogląda serial. Wykształcona amerykanistka, która z premedytacją zapisuje się na kolejne zajęcia z telewizji. Jak nie ogląda, to czyta, słucha albumów, czasem przypomni sobie o studiowaniu i pracy - ale to w międzyczasie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze