Tak więc Olle został naznaczony na stronie wydawcy taką oto informacją:
„Olle” to coś więcej niż kolejna słodka historia o rozkosznym psiaku. To mądra i wzruszająca opowieść o relacji człowieka i psa, a także o całym psim życiu i różnych jego odcieniach. Zawiera również fragment mówiący w otwarty sposób o psiej seksualności, dlatego rodziców, którzy chcieliby upewnić się, czy na tak bezpośrednie ujęcie tematu nie jest w wypadku ich dziecka za wcześnie, zachęcamy, by w pierwszej kolejności sami zapoznali się z tekstem.
Cieszę się, że ta informacja się pojawiła. Niestety, nie znajdziemy jej jednak ani z tyłu książki, ani na półkach sklepowych, ani też w setkach sklepów internetowych, gdzie ta książka jest. A jak się okazuje, nie jestem jedynym, który się przejechał na tym tytule i podejrzewam, że nie ostatnim.
Mieliście kiedyś tak, że coś was tak bardzo odrzuciło, obrzydziło, że na samą myśl o tej rzeczy, czuliście gulę w gardle? Ja trochę mam tak z Ollem. Nie skończyłem lektury. Po prostu wciąż mi trudno uwierzyć, że takie treści pojawiły się w książce przeznaczonej dla dzieci. Ale nawet ta kategoria wiekowa polskiego wydawcy – 9-12 lat – wydaje się być sporym niedoszacowaniem, jakby się tak dobrze zastanowić.
Podsumowując. Holendrzy zawsze wydawali mi się dziwni, ale nie sądziłem, że aż tak, aby w literaturze dziecięcej pisać, że siusiak w cipce to przyjemne uczucie. Sezon świąteczny właściwie już się zaczął i na podstawie moich doświadczeń mogę wam doradzić co następuje – nie kupujcie dla dzieci książek w ciemno, nie oceniajcie książek po okładce, a co najważniejsze, kupujcie tylko znane wam lub sprawdzone tytuły, jeśli chcecie uniknąć potencjalnej, nieprzyjemnej niespodzianki.