Cienie z Donlonu to pierwszy tom kolejnej niesamowitej serii autorstwa Magdaleny Kubasiewicz. Tym razem akcja dzieje się w tytułowym Donlonie. Dla tych, którym ta nazwa nic nie mówi, wyjaśniam, że chodzi o magiczną wersje Londynu. Czytelnicy cyklu o Wilczej Jagodzie zapewne kojarzą tę nazwę, bo to właśnie tam działa się akcja 4. tomu, czyli Zaklęcia dla Czarownika. Czy serie są ze sobą powiązane? Cóż. Teoretycznie nie, praktycznie: nawet bardzo.
Zacznę od tego, że, moim zdaniem, zanim ktoś przystąpi do czytania Cieni z Donlonu, powinien przeczytać najpierw cały cykl o Wilczej Jagodzie. Dlaczego? Bo chociaż nie ma o tym ani słowa na okładce, a główny motyw faktycznie nie ma nic wspólnego z samą Jagodą Wilczek, to akcja książki dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach z 4. tomu o jej przygodach. Owe wydarzenia łączą ze sobą obie serie w sposób dość znaczący i nie chodzi tylko o powtarzających się bohaterów (oraz oczywisty fakt, że to to samo uniwersum). To nie byłby problem. Chodzi o zakończenie. Cienie z Donlonu mówią nam, jak kończy się Zaklęcie dla Czarownika. To spoiler na poziomie: zacząłeś właśnie czytać kryminał i ktoś Ci powiedział, kto jest zabójcą. Nie polecam.
Zobacz również: Popkowy Poradnik Prezentowy 2024 – jakie popkulturowe prezenty sprawić bliskim pod choinkę?
Skoro kolejność mamy ustaloną, przejdźmy do historii Avy Carey, detektyw z donlońskiego Scotland Yardu. Zaczyna się mrocznie, zaginięciem i morderstwem. Co tu dużo kryć, tytuł momentalnie wciąga. Magdalena Kubasiewicz to autorka, której książki można brać w ciemno. Jej niesamowity styl i świetny warsztat pisarski są jak wisienka na torcie złożonym ze skomplikowanej, nieprzeciętnej fabuły i genialnych bohaterów. Pisarka jest też prawdziwą mistrzynią ciągłego analizowania, co ktoś zrobił lub powiedział i dlaczego. Nie nudzi się to nawet za piętnastym razem i świetnie pasuje do książki, której akcja opiera się na policyjnym śledztwie.
Większość fabuły dzieje się na terenie Avallen – magicznej uczelni, która posiada coś w rodzaju własnej świadomości. Z miejsca się w niej zakochałam, choć okoliczności, w jakich tam trafiamy, są dosyć makabryczne. Mianowicie: najpierw na terenie szkoły ginie jeden z uczniów, a potem znika bez śladu nauczycielka, która wcześniej znalazła ciało nieszczęsnego chłopaka. W szkole, w której nie miało prawa dojść do podobnego zdarzenia. W szkole, która do tej pory bez zarzutu chroniła swoich uczniów i nauczycieli zarówno przed niebezpieczeństwami z zewnątrz (nie wpuszczając za swoje mury praktycznie nikogo) jak i tymi wewnątrz. Jak więc w takim miejscu mogło dojść do obu tych tragedii?
Zobacz również: Zaśnieżeni – recenzja książki. Wybitny reprezentant swojego gatunku
Właśnie tego próbuje dowiedzieć się Ava Carey, główna bohaterka, motywowana dodatkowo faktem, że zaginiona kobieta jest jej bliską przyjaciółką. Śledztwo nie jest proste, nic nie idzie zgodnie z planem i coś wydaje się nie tak, nie tylko z magią samego Avallen, ale całego Donlonu. Nie pomaga również fakt, że Ava nie ma pojęcia, komu może ufać, musi prowadzić lekcje pomiędzy sprawdzaniem kolejnych tropów i użerać się z chłopcem, który uważa się za wybrańca i uparcie postanawia nie ufać nikomu z dorosłych i bardziej doświadczonych magów.
Nie jest to wcale łatwe, bo moc, jaką chłopak faktycznie dysponuje, przerasta najśmielsze oczekiwania Carey i sprawiła, że uznałam, że ta postać naprawdę jest OP. Jego historia oraz motywacja stanowią niemal archetyp wybrańca i są aż do bólu znajome. Tym bardziej cieszy fakt, że to nie on jest głównym bohaterem. Jednak jego obecność w całej tej historii dodaje jej głębi i charakteru. Ponieważ podczas lektury, jakimś sposobem, miałam sporo skojarzeń z serią J.K. Rowling, pomyślałam, że pewnie tak musiały wyglądać poczynania Harry’ego z perspektywy McGonnagal. Ta nowa perspektywa była dla mnie fascynującym doświadczeniem.
Zobacz również: Niosący słońce – recenzja książki. Nie poniosło
Czym jeszcze zachwyciły mnie Cienie z Donlonu? Poza koncepcją miasta z własną, dziką magią sama Ava Carey nieustannie zaskakiwała mnie pozytywnie czymś nowym. Po pierwsze, chociaż włada wyjątkowo rzadką i mroczną magią, nie próbuje odcinać się z jej powodu od innych ludzi. To wyjątkowo ciepła (jak na bohaterkę Kubasiewicz) postać, która niezwykle ceni sobie swoją rodzinę i przyjaciół. Chociaż grono najbliższych jej osób nie jest duże, pozostaje ona otwarta na nowe znajomości. To w moim odczuciu najbardziej odróżnia ją od Jagody Wilczek, bohaterki siostrzanego cyklu.
Po drugie, jak wszyscy w jej rodzinie, Ava czuje się w obowiązku chronić to miasto, a jego dziwna magia zdaje się wręcz z nią współpracować, aby tylko pomóc jej w wykonaniu tej misji. Careyowie są potomkami jednego z założycieli i niemal wszyscy pracują w Donlońskim Scotland Yardzie. Tak jakby to było wpisane w ich DNA. Chociaż Ava nie wie, czy jej poczucie sprawiedliwości i chęć ochrony mieszkańców wynika z jej charakteru, czy powodowane jest magią, nie przeszkadza jej to. Nie traktuje tego jako klątwę, ale jako swoje dziedzictwo. I to jest cudowne.
Zobacz również: Ghiblioteka – recenzja książki. Kojące Studio Ghibli
Oczywiście nie tylko Ava jest fantastycznie wykreowaną postacią. Wszyscy bohaterowie są genialnie napisani i na swój sposób wyjątkowi. To, co jednak wypadło jeszcze lepiej, to relacje pomiędzy nimi oraz skomplikowana siatka powiązań i zależności, a także wpływów, magii i więzów krwi. Najbardziej absorbujący jest wątek relacji Avy z Percivalem Fitzroyem, obecnym dyrektorem Avallen. Dawni przyjaciele muszą połączyć siły i chociaż częściowo na nowo nauczyć się ufać sobie nawzajem. Z wielu powodów nie jest to proste. Ava naprawdę chciałaby ponownie zaufać Percivalowi, czuje się jednak rozdarta, a czytelnik razem z nią i nie jest to klasyczne: rozum mówi jedno, a serce drugie. Nie. I rozum, i serce też dostają sprzeczne informacje.
Dlaczego więc, pomimo tylu zalet, Cienie z Donlonu nie dostały u mnie 10/10? No cóż, po pierwsze: wspomniany spoiler. Po drugie: Źle zaimplementowany prolog, który nie opowiada o tym, co działo się przed akcją książki, ale jest sceną wyrwaną gdzieś z początku i nie do końca wiadomo, z którego momentu dokładnie, bo się nie powtarza. A po trzecie: chociaż naprawdę uwielbiam ten klimat i z pewnością wrócę do historii Donlonu, to zabrakło mi odrobiny humoru. W powieści zdaje się wręcz nie być miejsca na żaden dowcip, który byłby czymś innym niż kąśliwą uwagą. A ja uwielbiam komedię.
Zobacz również: W świetle nocy – recenzja książki. Wampiry generacji Z
Ale nawet jeżeli twórczości Magdaleny Kubasiewicz nijak nie da się postawić obok komedii, – ani nawet półkę dalej – jej dzieła też uwielbiam. Chociaż tematyka nie należy do lekkiej i przyjemnej, jej książki nigdy nie są przytłaczające.
Autor: Magdalena Kubasiewicz
Okładka: Paweł Szczepanik
Wydawca: SQN
Premiera: 6 listopada 2024 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 368
Seria: Cienie Avy Carey, tom 1
Cena katalogowa: 49,99 zł
Źródło grafiki głównej: kolarz z wykorzystaniem okładki SQN