Akademia zbrodni: Jak zamordować swojego szefa – recenzja książki. Thriller nie-thriller

Thriller Ruperta Holmesa, Akademia zbrodni: Jak zamordować swojego szefa, to idealna powieść dla każdego, kto choć raz w rozmowie z szefem pomyślał: „No, zabiję go”. A tak całkiem na poważnie, nie jest to być może najbardziej krwawy thriller ani najzabawniejsza komedia roku, ale z pewnością wyróżnia się na rynku wydawniczym. A co ją czyni wyjątkową?

Akademia zbrodni: Jak zamordować swojego szefa wciąga czytelnika w świat bohaterów już od pierwszych stron. Jeśli więc jesteście typami osób pomijających wstępy, tutaj szczerze wam to odradzam – jest on istotną częścią historii. Materiały, które w nim znajdziecie – kulisy działania Akademii McMasters i planów magisterskich trójki studentów – zostały zebrane i opublikowane przez osobę trzecią. Ta prowadzi nas przez losy bohaterów, okraszając je uwagami, krótkimi dygresjami i pobocznymi wątkami. Choć autor przekonuje nas, że to poradnik lub podręcznik, opowieść płynnie przechodzi w zwartą fabułę nakreśloną przez głównego bohatera – Cliffa Iversona. Zarówno akcja, jak i sposób narracji oraz użyte środki wyrazu składają się w jedną, interesującą całość.

Ten thriller nie szokuje krwawymi scenami ani tajemniczymi postaciami czającymi się w mroku. Zamiast tego wyróżnia się humorem i kuriozalną tematyką. Akademia zbrodni odstaje od innych wydawniczych propozycji w tym gatunku. Właściwie trudno ją zaklasyfikować – zawiera elementy kryminału i komedii, ale nie jest w pełni ani jednym, ani drugim. Specyficzna aura książki wzbudziła we mnie duże zainteresowanie już zabawnym wstępem i obietnicą zdradzenia tajemnic morderstwa idealnego. Trzy osoby, których poczynania śledzimy, spotykają się w Akademii McMasters, tajnej instytucji szkolącej przyszłych likwidatorów. Nie są to mordercy ani najemni zabójcy, lecz osoby, które z różnych przyczyn potrzebują kogoś zlikwidować. Przedmiotem pracy magisterskiej jest likwidacja obranych celów. Pytanie brzmi jednak: co, jeśli ktoś obleje?

Zobacz również: Deadline – recenzja książki. Rzecz o nadprodukcji literatury

Na uwagę z pewnością zasługuje aspekt humorystyczny. Jak wszystko inne w tej powieści, tak dowcipy i gry słowne są bardzo specyficzne. Zapewne nie każdemu przypadną do gustu. Temat morderstwa nie jest tu traktowany do końca poważnie, co może zniechęcić fanów typowych thrillerów. Mimo uwielbienia dla czarnego humoru, sama kilkukrotnie przewracałam oczami przy zbyt łopatologicznych czy też banalnych tekstach postaci. Świat, który zarysowuje się nam we wstępie, jest intrygujący. Jednak ten, w który wchodzimy już we właściwej opowieści, okazuje się znacząco przerysowany.

Niestety też, pewne zwroty w fabule i ekspozycje dzieją się tylko dlatego, że nasze postaci zachowują się w sposób bezmyślny (żeby nie powiedzieć głupi). Autor o wiele bardziej skupił się na tym, by całość miała zabawny wydźwięk, niż na uczynieniu tej historii jakkolwiek realistyczną. Dla czytelników sięgających po tę książkę może być to problem. Szczególnie, że sama okładka, opisy, a nawet wstęp, sugerują nieco inny kierunek.

Zobacz również: Ludzie z nieba – recenzja książki. Przerost formy nad treścią

Szata graficzna zdecydowanie przyciąga oko. Zdobiona różami czarna okładka ukazuje, między innymi, emblemat akademii i jej wrota, a rzucający się w oczy złoty napis Akademia zbrodni, czy też równie intrygujący podtytuł sprawiają, że trudno przejść obok tej książki obojętnie. Zarówno grafik, jak i autor opisu na tylnej części okładki, zasługują na oklaski. Nabór na uczelnię, która mistrzowsko uczy zbrodni doskonałych – głosi nagłówek na czerwonym tle, a następujące po nim pytanie dodatkowo podgrzewa atmosferę: Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby wasze życie, gdyby osoba, która przysparza wam zmartwień, nagle zniknęła? Czysta finezja.

Sama nie wiem, czego się spodziewałam, sięgając po tę książkę. Z pewnością nie tego, co otrzymałam. Nie jest to jednak do końca minus. Mimo karykaturalności postaci i przekoloryzowanego świata, w którym się obracały, wciągnęłam się w ich losy i plany. Zaintrygowana wyczekiwałam momentu realizacji prac magisterskich bohaterów. To, w jakim kierunku poszła ta historia, zupełnie mnie zaskoczyło. Myślę, że mimo osobliwego charakteru, ta pełna humoru, gier słownych i wymyślnych intryg książka jest interesującą i wartą przeczytania pozycją. Jeśli jednak nie podejdzie się do niej z dużą dozą dystansu, można się bardzo zawieść. Nie jest to bowiem typowa powieść kryminalna, a bardziej coś na kształt parodii z elementami thrillera i czarnej komedii.


Akademia zbrodni okładka

Autor: Rupert Holmes
Wydawca: Wydawnictwo Mova
Premiera: 13 listopada 2024r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 544
Cena katalogowa: 54,99zł


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem MOVA. Dziękujemy!

Źródło grafiki głównej: okładka (kolaż).

Plusy

  • Specyficzny humor...
  • Intrygujący, tajemniczy świat Akademii zbrodni...
  • Ciekawa narracja i konstrukcja fabuły...

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • ...który może jednak być zbyt specyficzny.
  • ...który jest jednak nazbyt przerysowany.
  • ...która jednak jest często pchana do przodu głupimi zachowaniami bohaterów.
Monika Wójtowicz

Fanka klasycznego kina grozy, musicali i dramatów psychologicznych. Uwielbia superbohaterów, Doktora Who i fikcyjnych seryjnych morderców. W wolnych chwilach zaczytuje się we wszystkim, co wpadnie jej w ręce, tańczy Pole Dance, gra na gitarze i spaceruje z ukochanym psiakiem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze