Grafted – recenzja filmu. Chińszczyzna po nowozelandzku

Grafted to pełnometrażowy debiut nowozelandzkiej reżyserki Sashy Rainbow. Często porównywano go do Substancji, jednak takie zestawienie nie jest do końca trafne. Kilka elementów mogło zostać stamtąd zaczerpnięte, lecz historia Grafted jest całkowicie inna i nie skupia się tylko na tym, jak kobiety są odbierane przez społeczeństwo.

Horror opowiada historię Wei (Joyena Sun) – Chinki, która przeprowadza się do rodziny w Nowej Zelandii, gdzie otrzymała stypendium naukowe. Ojciec Wei przed śmiercią pracował nad wynalezieniem sztucznej tkanki, która miałaby idealnie komponować się z ludzką skórą po przeszczepie (do czego nawiązuje tytuł). Po tym, gdy go zabrakło, Wei wraz z jednym z jej wykładowców przejmują jego badania. W międzyczasie widzimy, że Azjatka ma problemy z wpasowaniem się w kulturę Nowej Zelandii, co naraża ją na ostracyzm ze strony rówieśniczek. Wei ma na twarzy dziwne znamię (rzekomo wynik rodzinnej klątwy), którego bardzo się wstydzi, co motywuje ją do wytworzenia sztucznej skóry.

Zobacz również: Przyjdę po ciebie nocą – recenzja książki. Mroczna i wciągająca

Film na pewno wyróżnia się świetną stroną wizualną. Szczególnie podobało mi się miękkie, neonowe oświetlenie, nadające zdjęciom klimatu podobnego m.in. do Mandy. Efekty praktyczne w większości wyglądają przekonująco, a groteskowe przemiany ciała budzą prawdziwy niepokój. Atmosfera jest gęsta, a reżyserka umiejętnie buduje napięcie poprzez stopniowe odsłanianie konsekwencji biologicznych eksperymentów. Na uwagę zasługuje też gra aktorska – oprócz Joyeny popisały się również Eden Hart (Eve) i Jess Hong (Angela).

Podobał mi się również wątek kulturowy. Wei nie wstydzi się swych chińskich korzeni i podtrzymuje tradycje z ojczyzny – nawet pomimo tego, że kuzynka i jej koleżanki się z niej naśmiewają. Grafted pokazuje tutaj wątek imigranckich rozterek oraz ksenofobii czy nawet rasizmu, z którymi muszą zmagać się osoby w podobnej sytuacji. Gdy inni studenci słyszą o jej stypendium naukowym, zostaje od razu zaszufladkowana jako kujonka, bo przecież jest Azjatką.

Niestety, największą słabością Grafted jest fabuła. Historia Wei zaczyna się obiecująco, ale szybko wpada w schematy i niekonsekwencje. Najbardziej rzucające się w oczy dziury fabularne. Pojawiają się one w momencie, gdy Wei zaczyna pozbywać się swoich prześladowczyń. Dziewczyna morduje na prawo i lewo, a jakoś nikt za bardzo się tym nie interesuje. Samo zaginięcie Wei też powinno budzić wątpliwości, a mimo tego u nikogo ich nie budzi. Bardzo wygodne jest także to, że ciocia, u której się zatrzymała, jest wiecznie nieobecna, bo podobno ma taką pracę. W horrorach oczywiście powinno się przymykać oko na głupotki scenariuszowe, ale tutaj fabuła jest jak ser szwajcarski.

Zobacz również: Nosferatu – recenzja filmu. Genialny remake czy zbędna powtórka?

Mimo tych wad Grafted wciąż jest filmem wartym uwagi, zwłaszcza dla fanów (i fanek!) twórczości Davida Cronenberga. Niektóre sceny mogą być wręcz nieprzyjemne nawet dla weteranów filmów grozy. To dobrze zrealizowany body horror, który choć nieco kuleje fabularnie, nadrabia klimatem i efektami. Jeśli oczekujesz niekomfortowych wizji i wstrząsających przemian, Grafted na pewno dostarczy ci tych doznań.


Źródło grafiki: kadr z Grafted

Plusy

  • Aktorstwo
  • Dobre efekty specjalne
  • Postać Wei i jej tło kulturowe

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Dziurawa fabuła
  • Film raczej jednowymiarowy, bez głębszego przekazu
Joanna Sekuła

Absolwentka filologii angielskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Nauczycielka i tłumaczka, wykładowca AJP w Gorzowie Wlkp. Miłośniczka punka, horrorów i jedzenia przekąsek w kinie. Pisze od piątego roku życia.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze