Emilia Pérez, jeden z najgłośniejszych filmów tego sezonu, został największym przegranym tegorocznych Oscarów. Jacques Audiard stworzył obraz bezkompromisowy, wymykający się włożeniu w ramy gatunkowe, ale nie dał rady uciec przed pułapką telenoweli. Fabularne pójście na skróty ma w sobie bowiem wiele z meksykańskiej telewizji, a chyba nie o to chodziło…
Jacques Audiard zdecydowanie należy do ciekawych francuskich reżyserów. Mimo swojego sędziwego wieku (ma już 73 lata!), wciąż potrafi eksperymentować z kinem. Zaledwie cztery lata temu, w 2021 roku, wyreżyserował rewelacyjny film Paryż, 13. dzielnica, a już w tym roku powrócił na ekrany z petardą, jaką jest Emilia Pérez. Chociaż najnowszej produkcji Francuza można wiele zarzucić, to nie da się nie przyznać, że jest to pozycja wyjątkowo oryginalna, która omija wszelkie próby zaszufladkowania szerokim łukiem.
Zobacz również: Anora – recenzja filmu. Blask
Film opowiada historię Rity (Zoe Saldaña), niedocenianej prawniczki, która spotyka na swojej drodze jednego z największych szefów kartelu narkotykowego w Meksyku – Manitasa (Karla Sofia Gascón). Mężczyzna powierza kobiecie nietypowe zadanie – ma znaleźć mu dobrego i niezadającego pytań lekarza chirurgii plastycznej, który w tajemnicy przeprowadzi na nim operację zmiany płci. Brutalny i potężny Manitas ma bowiem w sobie dwa oblicza, z czego to kobiece wyciszał przez wiele lat. Ricie udaje się wykonać zadanie, sfingować śmierć mężczyzny oraz bezpiecznie wywieźć jego dzieci i żonę Jessi (Selena Gomez) do Szwajcarii. Tym samym ich drogi się rozchodzą, a prawniczka otrzymuje na swoje konto pokaźną sumkę, za którą jest już ustawiona do końca życia.
Jednak cztery lata później przeszłość dogania Ritę, która w Londynie spotyka Emilię Pérez, czyli nikogo innego jak Manitasa! Charyzmatyczna, nowonarodzona kobieta prosi prawniczkę o jeszcze jedną prośbę – sprowadzenie z powrotem do Meksyku swoich dzieci. Tak rozpoczyna się gra pozorów, w której Emilia udaje kuzynkę zmarłego Manitasa, a Jessi nie rozumie całej sytuacji i coraz bardziej czuje się jak ptak zamknięty w złotej klatce. Właśnie relacje między trójką bohaterek są w produkcji zdecydowanie najlepsze. Jacques Audiard powinien się skupić wyłącznie na tym. Jednak francuski reżyser postanowił pójść dalej. Emilia bowiem mierzy się z demonami przeszłości i postanawia założyć fundację, dzięki której pomaga odszukać zaginionych ludzi – najczęściej porwanych lub zamordowanych przez inne kartele narkotykowe. Odrodzenie chyba nie może mieć już większych rozmiarów.
Zobacz również: Brutalista – recenzja filmu. Od czego zacząć?

Aktorsko Emilia Pérez jest na naprawdę znakomitym poziomie. Karla Sofia Gascón bez problemu zaprezentowała się w roli bezwzględnego szefa kartelu, aby potem z gracją przemienić się w kobietę, szukającą samej siebie oraz dążącą do odkupienia. Zoe Saldaña to klasa sama w sobie i całkowicie zasłużony Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Rita jest bohaterką przekonywującą, z którą bardzo łatwo się utożsamiać. W ogóle nie dziwi jej pogoń za lepszym światem – reżyser na początku filmu zaprezentował nam w jak wielkim dołku kobieta żyje na co dzień. Zaskakująco dobrze wypada również Selena Gomez. Z całej trójki dostała najmniej czasu na wielkim ekranie, ale wykreowała Jessi z krwi i kości. Zagubioną w życiu, jak i swoich uczuciach, a przede wszystkim oczekującą od życia czegoś więcej.
Powyżej starałam się w skrócie i bez spoilerów przedstawić historię, którą znajdziemy w filmie Emilia Pérez. Myślę, że to dobry moment, żeby zaznaczyć, że produkcja jest… musicalem. Co prawda ciężko tutaj znaleźć piosenki, które zostaną na dłużej w głowie (wyjątkiem może być El Mal). Wiele dialogów jest melodycznie przyśpiewywanych. Tworzy to wyjątkowy klimat produkcji oraz nadaje jej rytm. Już od pierwszych scen film bardzo mocno na tym bazuje. Uwielbiam eksperymenty filmowe i dla mnie ta forma przyjęła się niemal od razu. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla ludzi, którzy nie przepadają za śpiewaniem w produkcjach, będzie to ciężkie do przebrnięcia. Przyznam, że sama poczułam się zgliczowana, kiedy weseli pacjenci i doktorzy śpiewali o waginoplastyce.
Zobacz również: Wicked – przedpremierowa recenzja filmu

Emilia Pérez nie jest tylko opowieścią o problemach z tożsamością i życiu po korekcie płci. A szkoda, bo właśnie one wypadają w produkcji zdecydowanie najlepiej. Scena, w której Emilia rozmawia z Jessi na temat jej małżeństwa i uczuć do męża należy do jednej z moich ulubionych w filmie. Właśnie w takich momentach z ekranu wylewa się największa prawda i stawiane są na szali największe dylematy związane z tak ważną decyzją jak korekta płci. Podobnie świetnie wypada w filmie relacja z dziećmi czy relacja Emilii z Ritą, która przemienia się w przyjaźń i siostrzeństwo. Dla mnie właśnie te elementy historii grały najlepiej i tworzyły ciekawy obraz kobiet, których ścieżki życiowe się ze sobą przeplotły.
Jednak Jacques Audiard postanowił dodatkowo bardzo mocno skupić się na odkupieniu. Film Emilia Pérez stopniowo staje się swoją własną parodią i zamiast do produkcji kinowej, bliżej mu do meksykańskiej telenoweli. Całkowicie nie kupuję pomysłu z fundacją, którą zakłada Emilia. Zmiana płci oraz tożsamości pasują do tej historii, ale dodatkowe wybielanie się poprzez poszukiwanie zaginionych jest dla mnie już lekkim przegięciem. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od tego momentu scenariuszowo produkcja leci na łeb, na szyję. Z kolei ja, siedząc w kinowym fotelu, coraz częściej zastanawiałam się, czy wciąż oglądam ten sam film.
Zobacz również: Kompletnie nieznany – recenzja filmu. Bob Dylan to buc

Rozwiązania fabularne stają się coraz bardziej infantylne, skrótowe i nieprzemyślane. Nowa miłość? Pewnie, niech to będzie żona zaginionego nieboszczyka z fundacji, który się nad nią znęcał. Jessi się zaręcza? Pewnie, niech to będzie kolejny mafioso, który dopuści się pewnej głupiej akcji, która odbije się na całym finale… Do tego dochodzi wątpliwy brak rozpoznania Manitasa w Emilii przez żonę czy dzieci. Zdaję sobie sprawę, że przemiana fizyczna była ogromna, ale pewne rzeczy pozostały bez zmian – chociażby oczy, a konkretniej mówiąc – spojrzenie. Najbliżej zdemaskowania był jeden z synów, który przyznał „cioci”, że pachnie jak tata.
Emilia Pérez nie jest filmem złym. To naprawdę ciekawy eksperyment filmowy, przez cały czas rytmicznie prowadzony przez muzykę i piosenki. W swoich obyczajowo-dramatycznych momentach jest naprawdę dobry i ciekawy, ale dużo traci na telenowelowym spłyceniu historii. Niemniej Jacques Audiard po raz kolejny udowodnił, że wciąż potrafi kręcić interesujące filmy, które wywołują społeczne dyskusje.
Fot. główna: kadr z filmu Emilia Pérez