Odpalając Spirit of the North 2, nie wiedziałam dokładnie, czego się spodziewać. Choć od jakiegoś czasu zerkałam na pierwszą część, nie miałam okazji w nią zagrać. Wiedziałam tylko, że biega się tam liskiem. Tyle mi wystarczyło, żeby mnie zachęcić. I okazało się, że właśnie na tym ta gra polega.
Spirit of the North 2 jest grą silnie nastawioną na eksplorację. Do tego stopnia, że elementy fabularne robi się właściwie przy jej okazji, nie odwrotnie. Nie ma nawet żadnej listy zadań (co nie znaczy, że nie wiadomo, gdzie jest następny przystanek fabularny). Podejrzewam, że tę produkcję można przejść dość szybko, ale żeby w pełni doświadczyć, co ma do zaoferowania, trzeba dosłownie przejść każdy najmniejszy zakątek. Nie stanowi to problemu, jeśli ma się trochę ciekawości. Odległości między lokacjami i innymi ciekawymi miejscami są wyważone, a każdy region ma wyjątkowy charakter. Gdy tylko wyszłam na otwarty świat, poczułam potrzebę zbadania wszystkiego dookoła i wejścia gdzie tylko się da, w czym myślę, że pomaga również sam projekt mapy.

W grze nie mamy dostępnej minimapy i trzeba się posługiwać własnym zmysłem przestrzennym, ale moim zdaniem to tylko dodatkowa zaleta. Dzięki temu zwraca się większą uwagę na to, co jest dookoła. Zdarzyło mi się trochę stracić orientację, ale nigdy się nie zgubiłam. Nawet gdy nie wiedziałam do końca, gdzie powinnam iść, i tak dochodziłam do celu. Niezbędne ścieżki są jasno wytyczone, więc podróż nie sprawia większych trudności. Natomiast miejsca, które wydają się nieosiągalne lub puste, też są warte odwiedzin, choćby dla samego zaspokojenia ciekawości. Warto też wracać do poprzednich regionów po odblokowaniu kolejnych umiejętności, które mogą otworzyć nowe ścieżki.
Zobacz również: 16 maja 2025 / Patrycja Grylicka Inhuman Resources: A Literary Machination – recenzja gry
Niestety Spirit of the North 2 nie jest bez wad. Miałam tego pecha, że musiałam powtarzać prolog, bo gra zawiesiła się po cutscence. Powinno mnie teleportować w inną część mapy; ja jednak zostałam uwięziona w pierwszym regionie. Z innych „przygód”, po uratowaniu Jelenia, nie wiadomo skąd mój lisek dostał poroże, które nie wiem, co robi (jeśli cokolwiek) i którego nie umiem się pozbyć. Jeśli chodzi o celowe rozwiązania techniczne, to mechanika skoku jest ciekawa, ale nieintuicyjna i trzeba się do niej przyzwyczaić. Skakanie nie wymaga od gracza zręczności, bo miejsce lądowania można ustalić jeszcze przed wybiciem się, ale wyznacza się je, kierując liskiem, nie kamerą. Z kolei przy użyciu dasha jest odwrotnie, lisek kieruje się w stronę, w którą skierowana jest kamera, a nie w stronę, w którą idzie. Potrafi to być frustrujące.

Zobacz również: Clair Obscur: Expedition 33 – recenzja gry
Mam mieszane uczucia w stosunku do tego, ile gra tłumaczy. Z jednej strony doceniam to, że nie prowadzi gracza za rączkę. W wielu przypadkach trzeba samemu wywnioskować, jak coś działa i do czego służy. Na przykład podczas szybowania nie pokazuje się żaden pasek staminy i trzeba samemu wyczuć, ile zostało czasu, zanim lisek spadnie. Dostajemy tylko drobną wskazówkę, kiedy czas się kończy. Moim zdaniem takie rozwiązanie zwiększa immersję i jeszcze bardziej wzbogaca eksploracyjny typ gry. Jednak w niektórych przypadkach przydałoby się trochę więcej informacji. Do tej pory nie udało mi się domyślić, jak używać kruka do znajdowania lootu. Poza tym mój głód loru domaga się informacji, skąd i czym są wispy, które możemy zbierać.
Do grafiki nie mam większych zarzutów. Nie każda gra musi być hiperrealistyczna. Choć animacje bywają sztywne i można odnieść wrażenie, że gra jest starsza niż w rzeczywistości, świat Spirit of the North 2 wciąż ma swój urok. Nieraz zatrzymywałam się, żeby podziwiać widoki.

Zobacz również: Amerzone: The Explorer’s Legacy – recenzja gry
Tytuł zachęca gracza do zwolnienia i odpoczynku od zalewu bodźców. Nie ma w nim wiele akcji ani skomplikowanych wyzwań. Z pewnością niektórych graczy może nużyć bieganie po obszernych lasach, ośnieżonych górach i niekończących się wybrzeżach przez pół mapy, tam i z powrotem. W moim przypadku było jednak tak, że gdy tylko zaczynało być nudno, zauważałam coś ciekawego lub docierałam do celu. Przy tak wyważonym rozmieszczeniu interesujących punktów wśród pustkowia można w łagodny i przyjemny sposób odzwyczaić się trochę od natychmiastowej gratyfikacji.
Podsumowując, Spirit of the North 2 skupia się na jednym elemencie rozgrywki – i robi to dobrze. Na tyle dobrze, że można jej wybaczyć niedociągnięcia w innych aspektach. Być może nie jest to gra dla każdego, ale z czystym sumieniem mogę polecić ją tym, którzy szukają relaksującego, a zarazem intrygującego spaceru w naturze.
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z better. GAMING AGENCY – Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne