Tyle mówi się o grach AAA, że w całym tym zalewie informacji zapomina się o nieco mniejszych produkcjach, będących często produkcjami świetnymi… lub totalnie nieudanymi. W naszym cyklu przyjrzymy się starym i nowym indykom, na które warto zwrócić uwagę oraz takim, od których należy trzymać się z daleka.
Pantsu Hunter: Back to the 90s
Tak. Pantsu Hunter to indyk godny polecenia. Tak, owszem, jest to gra o kolesiu, który kradnie majtki kobietom. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że sporo osób mogło w tej chwili zakończyć czytanie tego artykułu. Ale zaprawdę powiadam wam, że ta gra jest niesamowicie hecna. #PantsuHunter reprezentuje gatunek visual novel i oferuje graczowi 4 misje, z czego w trzech z nich naszym głównym celem będzie wykraść bieliznę poznanym dziewczynom. I mogłoby się wydawać, że tytuł ten stworzony jest dla typowych erosomanów w stylu mojego redakcyjnego kolegi, Chrzonka. A jednak – nasz główny bohater już w prologu opowiada swoją smutną historię o tym, jak po prostu pragnie poznać fajną dziewczynę, być szczęśliwym i zakochanym. No, oraz że umie powiedzieć, jaka jest naprawdę dana kobieta tylko i wyłącznie na podstawie jej majtek.
Każda misja ma około 18-stu możliwych zakończeń, z czego niektóre są tak absurdalne, że trudno nie wybuchnąć śmiechem. Gra ocieka humorem, a erotyki tak na dobrą sprawę brak, więc proszę się nie martwić, że państwa młodym i czystym umysłom grozić będzie obcowanie z perswazyjną pornografią. Pantsu Hunter to zadziwiająco przyjemne kilka spędzonych godzin w przytulnym klimacie anime lat 90-tych. Łowcę majtek ogrywałem na PlayStation 4, ale możecie ją ograć także na komputerach i Switchu.
Jednym zdaniem: Kradnięcie majtek obcym dziewczynom jeszcze nigdy nie było tak zabawne.
Werdykt: Indyk godny polecenia
Love Choice
Love Choice to, żeby was nie okłamać, gra na jakieś pół godziny. Na szczęście nie wydało jej EA ani Ubisoft, także zapłacimy za nią cenę adekwatną do zawartości – coś koło 7-8 złotych. Jak sam tytuł mówi, gra kręci się wokół miłosnych wyborów. Po pierwszym przejściu byłem wkurzony, bo za te siedem zyla mógłbym mieć luksusowy towar w postaci Pepsi (Coca-Cola została u mnie przekreślona po aferze be less white). Ale odpaliłem grę po raz drugi i okazało się, że to nie jest tak prosta gra, jak się za pierwszym przejściem wydawało. To znaczy ona wymaga od gracza myślenia out of the box, jak to się mówi, czyli nieschematycznego. Urzekł mnie ten tytuł i po ogarnięciu, o co w nim tak naprawdę chodzi, zrobiło mi się ciepło na serduszku. A i ciekawostka na koniec – tytuł został polecony mi przez naszą czytelniczkę za co jej serdecznie dziękuję.
Jednym zdaniem: Jeśli macie 7 złotych, to zamiast kupić Pepsi i dostać raka, lepiej je wydać na Love Choice i płakać, że jest się samotnym
Werdykt: Indy(cze)k godny polecenia
Friday the 13th: Killer Puzzle
Była bardzo udana gra multiplayerowa (która umarła przez pozwy sądowe), to czas również i na logiczną. Jason Voorhees chyba jako jedyny filmowy morderca może pochwalić się udanym, gamingowym życiem. Nawet wersja na NES-a z 1989 roku z fioletowym Jasonem była dobra jak na swoje czasy! W Killer Puzzle będziemy musieli wysilić swe szare komórki, aby zabijać napotkanych ludzi. Dziwne, że zagorzali przeciwnicy gier nie skrzyknęli się jeszcze aby wyrazić swe oburzenie tą grą. Powracając – wydaje mi się, że pomysł na grę to jeszcze pół biedy. Bo, dobra, ktoś wymyślił sobie, że Jason będzie zabijał, ale twist jest taki, że będzie miał ograniczone ruchy i to będzie w ogóle gra logiczna. Spoko pomysł, ale co z contentem? No i tu zaczyna się to wyzwanie, aby grę wypełnić ciekawą zawartością. A Killer Puzzle tej zawartości ma mnóstwo! Coś koło 150 poziomów, kilka strojów dla Jasona, dziesiątki narzędzi zbrodni – no naprawdę, gra jest zrobiona z sercem, a przy tym jest jeszcze bardzo zabawna. Kosztuje grosze, a starcza na długie godziny dobrej zabawy. I, często, frustracji – zdarzyło mi się niekiedy utknąć na jednym poziomie dobrych kilka godzin.
Jednym zdaniem: Jason Voorhees po raz kolejny notuje udaną grę i czekamy, by następny tytuł z tym morderczym bohaterem również nas pozytywnie zaskoczył (może szachy albo wyścigi?)
Werdykt: Indyk godny pomyślenia