Nie! – recenzja filmu [Blu-ray]

Z okazji premiery najnowszego horroru Jordana Peele na Blu-ray i DVD – Nie! – przypominamy wam naszą recenzję!


Całe szczęście, że w kinach możemy podziwiać filmy reżyserów takich jak Jordan Peele, który każdym kolejnym filmem zaskakuje i daje nam masę frajdy z odkrywania elementów składowych jego dzieł. Co do Nie! miałem naprawdę duże oczekiwania, a dostałem jeszcze więcej. Cóż za spektakl!

Czy można Jordana Peele nie lubić? Ano podobno, choć osobiście trudno jest mi to zrozumieć. Zarówno Uciekaj! jak i To my dostarczyły nam horrory oryginalne, które potrafiły wywołać ciarki w sposób znacznie mniej oczywisty niż większość przedstawicieli tego gatunku. Może większy efekt wow zrobił pierwszy film reżysera, ale nadal To my błyszczał na wielu płaszczyznach, prezentując nam crème de la crème kina gatunkowego. Można zrozumieć narzekania na zbyt mocny nacisk na aspekt socjologiczny, choć była to niewątpliwie druga warstwa całej produkcji i bez tego film wiele by stracił. Nie musicie się jednak bać o Nie!, bo tutaj temat ten poszedł w odstawkę na rzecz czystej zabawy. I tak, mamy tu chyba horror roku!

Zobacz również: Elvis – recenzja filmu. Audiowizualna uczta, którą koniecznie trzeba zobaczyć w kinie

Nie ma trudniejszego zadania, niż przekonać innych do filmu, o którym praktycznie nic nie mogę powiedzieć. Nic nie zdradzały bowiem nawet zwiastuny – kolejny ogromny plus, bo dziś te mówią zdecydowanie za dużo – więc ja też nie chce nikomu zepsuć zabawy. Odkrywanie kolejnych smaczków tej produkcji jest jednym z najmocniejszych elementów filmu, a łączenie kropek i snucie własnych teorii jeszcze tylko podsyca naszą ciekawość – po seansie nie można przestać myśleć o obrazie naprawdę długo. Peele wodzi nas za nos przed dobre pół filmu, a potem zarzuca rozwiązaniem fabularnym, które miesza w głowach i nie pozwala zejść uśmiechu z twarzy – ale że co? Że tak można? Piękne. Co lepsze, dalej pytań rodzi się jeszcze więcej, a połączenie dwóch pozornie niemających na siebie wpływu wątków, potrafi zapalić niejedną lampkę. Finał zaś podbija wszystko do potęgi entej, nie pozwalając opaść emocjom do samych napisów końcowych.

Niesamowicie wypada także miejsce akcji, które odgrywa tu kluczową rolę. Cały film bowiem skupia się na małej farmie na gorącej pustyni w Kalifornii. Tam zamieszkuje OJ Haywood (Daniel Kaluuya) wraz ze swoim ojcem. Zajmują się hodowlą i tresurą koni, co jest rodzinną tradycją od pokoleń. Konie często wykorzystywane są przy kręceniu filmów w pobliskim Hollywood. Wkrótce na tej spokojnej farmie dochodzi jednak do niewytłumaczonego zjawiska, a OJ wraz z siostrą (Keke Palmer) oraz pracownikiem pobliskiego sklepu z elektroniką (Brandon Perea) starają się nakręcić to nieziemskie wydarzenie. Wtedy też możemy podziwiać te bezkresne tereny ujęte w naprawdę szerokich kadrach.

Zobacz również: Najlepsze horrory w historii

Bezludne pustkowie tylko podsycają efekt zaszczucia, którego doświadczamy w drugiej połowie filmu. Przez scenerię mamy wręcz wrażenie, że to western z elementami kompletnie do niego niepasującymi – z elementami fantastyki, sci-fi. I ta muzyka – to już nie są egzotyczne brzmienia rodem z Afryki, to pompatyczne smyczki i cała reszta orkiestry symfonicznej plus od czasu do czasu mocne bębny. Coś jakbyście oglądali Pewnego razu na dzikim zachodzie (utwór Nope z soundtacku to idealny przykład) w połączeniu ze Szczękami. Ze Szczękami skojarzeń można znaleźć tu znacznie więcej, ale miejsce na wspomnienie o tym będzie jedynie w opinii spoilerowej. Na pewno trzeba doceni masę odniesień do klasyków kina i wielki hołd jaki oddał im Peele.

Omawiając Nie! nie można nie wspomnieć o obsadzie. Główne skrzypce gra tu oczywiście Daniel Kaluuya, który poza rolą w Uciekaj od Jordana Peele, zahaczył jeszcze o Czarną Panterę oraz pozamiatał w oscarowej roli w Judasz i Czarny Mesjasz. Co ciekawe, aktor tym razem daje o wiele mniej spektakularny występ niż rok temu w roli Freda Hamptona, ale to zabieg zamierzony. Tym razem staje się osoba spokojną i wyważoną, której maksymą w obliczu zagrożenia i wyzwań z nim związanych jest tytułowe nope! – na pewno docenicie tytuł po seansie. Fajną kreację bardziej ekscentrycznej z rodzeństwa tworzy Keke Palmer, wcześniej mi nie znana aktorka. A całe trio bohaterów dopełnia nietuzinkowy Brandon Perea, także kompletny no name, ale tu naprawdę pasuje.

Nie! to jeden z tych filmów, po seansie którego chce się omówić każdy jego aspekt i skonfrontować własne teorie, bo tytuł można odebrać przynajmniej na kilka sposobów. Jordan Peele daje nam swój jak dotąd najlepszy film z karierze. Pomysł, wykonanie oraz cała otoczka – z wizualiami oraz muzyką na czele – spinają się w dzieło piekielnie oryginalne, które prawdopodobnie już niedługo będzie kultowe. Ja na pewno będę regularnie do niego wracał.

Plusy

  • Genialny pomysł
  • Artystyczny majstersztyk
  • Nawiązań i teorii nie ma końca

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Za mało horroru?
  • Czy to już szczyt możliwości Jordana Peele?
Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze