Post Malone – AUSTIN – recenzja płyty

Post Malone powraca ! Popularny artysta niedawno wydał swój nowy album AUSTIN, który ma odbiegać stylistycznie od ram, których trzymał się Malone. Co to za eksperyment i czy się powiódł ?

Jak już wspomniałem o eksperymencie, to od tego zacznijmy. Post Malone, który znany jest słuchaczom z oscylowania wokół takich gatunków jak trap, cloud rap czy alternatywne R&B, postanowił, jak to, co złośliwsi określają, włączyć Taylor Swift mode i pośpiewać w indie popie i rocku. Mocne bity, synthwave’owe melodie odrzucił na bok i zastąpił je instrumentalnymi brzmieniami na czele z gitarą akustyczną. Jednakże fani mogą być spokojni, to nadal jest Post Malone, a nie fanowski twór Swifciary (fanki Swift). Fakt, gitara i wokal jest tu na pierwszym miejscu, ale Posty nie boi się tego łączyć z mocnym popowym brzmieniem i nie tylko. Przykładem tego jest drugi utwór na AUSTIN, czyli Something Real. Mocne chóralne wstawki à la gospel, są świetnie uzupełniane przez linię melodyczną łączącą bit R&B z gitarą. Dalej Too Cool To Die do odsłuchu całego albumu dodaje gorący klimat Miami lat 80, a wszystko za sprawą lekkich elektronicznych wstawek.

Zobacz również: Rita Ora – You & I – recenzja płyty

Niestety w tym miejscu pojawia się największy minus tego albumu, czyli jego monotonność. Takich przykładów ciekawego łączenia nowej dla Posty’ego stylistyki z innymi gatunkami, klimatami jest po prostu za mało. Fakt, wszystko tu ładnie brzęczy na gitarce i widać dużą pracę producentów, bo wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nadal to w pewnym momencie staje się muzycznie nudne i nie ratują tego bardziej popowe rytmy jak Sign Me Up, czy Enough is Enough. 

Jak już wspomniałem o pracy producenckiej, to niestety inny problem słyszalny na albumie, to niedostatki umiejętności wokalnych Post Malone’a. W przeciągu całego odsłuchu borykałem się kilkukrotnie z odczuciem, że ewidentnie w danym momencie producenci ratowali artystę autotunem. Tu nie wejdzie na odpowiednio wysoką nutę, tu nie dociągnie do końca melodii. Ogromna szkoda, bo pomimo tego fajnie słyszeć Post’a, który robi, co chce i jak chce i ma to swoje odbicie w szczególności w tekście.

Zobacz również: Kasta – Nestor – recenzja płyty

Skoro już wspomniałem o tekstach na AUSTIN, to muszę stwierdzić, że takiego Posty’ego chce się słuchać. Album powstał w wyniku licznych zmian, jakie zachodzą u rapera. W końcu AUSTIN to jego pierwszy projekt, odkąd po pierwsze został ojcem. Jest on również następstwem przeprowadzki do Salt Lake City, która ponoć odbiła emocjonalne i życiowe piętno na artyście. Post udowadnia, że od jego debiutanckiego albumu przebył długą drogę, a AUSTIN zdaje się to tylko potwierdzać. Posty mierzy się tu z tematem odpowiedzialności, traumy, uzależnienia, a świat realny i wykreowany w jego głowie staję się areną, na której przyszło mu walczyć o każdy kolejny dzień. 

Chciałoby się powiedzieć w ramach podsumowania, że fani Taylor Swift w trakcie AUSTIN poczują się jak u siebie. Jednakże nic bardziej mylnego. Post Malone pomimo czerpania garściami z brzmień ogólnie pojmowanych jako indie, nadal jest sobą. Niech gitarka i płynąca z melodii grzeczność was nie zmyli.  Nadal jest to stary dobry Post, który na dodatek dojrzał do walki o samego siebie.


Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę

Plusy

  • Liryczna wycieczka po świecie Post'a
  • Łączenie charakterystyki Post'a z indie rockiem, popem

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Wszystko to staję się w pewnym momencie monotonne
  • Słyszalne momenty ratunku autotune przy wokalu
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze