Legion samobójców: Isekai – recenzja serialu. Gnaty i smoki

Studio Wit prezentuje znaną wszystkim grupę złoczyńców w nietypowym wydaniu. Legion samobójców: Isekai  to anime z interesującą koncepcją, lecz końcowo pozostawia widza kompletnie wycieńczonego…

Amanda Waller postanawia stworzyć specjalny oddział złoczyńców, który zbada zupełnie nowe środowisko. W skład Legionu samobójców wchodzą: Harley Quinn, Peacemaker, Deadshot, Clayface oraz King Shark. Bohaterowie odkrywają, że znajdują się w fantastycznym świecie, gdzie magia to potęga. Do tego grupa zostaje wmieszana w wieloletnią wojnę między Królestwem a Imperium, co krzyżuje wszelkie plany.

Zobacz także: Knock on The Coffin Lid – recenzja gry

Legion Samobójców: Isekai
Fot. Kadr z serialu

Legion samobójców: Isekai może początkowo zaciekawić widza. Wprowadzenie żądnych krwi złoczyńców do fantastycznych realiów brzmiało zaskakująco dobrze. Dodatkowo zawsze miło zobaczyć postacie z amerykańskich komiksów w świecie anime. Niestety scenariusz szybko wręcz uniemożliwia oglądającemu jakąkolwiek rozrywkę. Fabuła nie jest w żaden sposób kreatywna, brak tu jakiekolwiek zabawy magią i mocami, zaś schematyczna do bólu opowieść zaczyna nudzić już po 3 odcinkach. Twórcy w ogóle nie zadbali o interesujące wątki, przez co często trzeba znaleźć w sobie siłę, by śledzić dalsze przygody bohaterów. Dla fanów podgatunku isekai też raczej nie znajdą nic dobrego. Niby finałowy epizod wyjawia potencjał serialu, lecz jest to zdecydowanie za późno.

Co do samych protagonistów, to też nie jest za  dobrze. Znana fanom charyzma Legionu samobójców po prostu tutaj nie istnieje. Dialogi humor mają słabej jakości, a główni bohaterowie aż do ostatnich minut z niepowodzeniem próbują zyskać sympatię oglądającego. Nie jestem fanem także ich małego ugrzecznienia – nie znajdziecie tutaj dużej dawki brutalności, wulgaryzmów czy kałuż krwi.

Zobacz także: Wróbel – recenzja filmu. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu

Legion Samobójców: Isekai
Fot. Kadr z serialu

Niestety pod kątem wizualnym Legion samobójców: Isekai także zawodzi. Studio Wit, znane ze swoich jakościowych produkcji, nie za bardzo się tutaj postarało. Kreska niczym specjalnym się nie wyróżnia i choć niektóre kadry są naprawdę śliczne, to animacja postaci i potyczek zupełnie leży. Sceny walk pomiędzy stadami wrogów – mimo swej dynamiki – są mdłe i w ogóle nieciekawe. O wiele lepiej wypada muzyka, która wpada w ucho, zwłaszcza intro oraz outro. Warto też dodać, że polski dubbing ma drobne problemy techniczne – w niektórych momentach zupełnie nie słychać głosu…

Zobacz także: Obcy: Romulus; recenzja filmu. Krew, kwas i ksenomorf

Legion samobójców: Isekai to mocno rozczarowujący serial. Kocham przygody tych brutalnych psycholi, niestety nowa animacja DC to istna katorga. Twórcy w żaden sposób nie chcą zaciekawić widza, serwują wszystko na jedno kopyto, mimo dużego potencjału produkcji. Potworna nuda sprawia, że musiałem się zmuszać, by obejrzeć finałowy odcinek. Mimo wszystko czekam na 2 sezon, bo coś czuję, że w kolejnych przygodach opowieść znajdzie się na choć trochę lepszej drodze. Chyba że serial anulują – na co jest niemała szansa…


Źródło obrazka głównego: materiały prasowe

Plusy

  • Ciekawy koncept
  • Niektóre kadry są bardzo ładne
  • Muzyka

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Strasznie nijaka warstwa fabularna z wieloma męczącymi wątkami
  • Potwornie napisany zespół, który trudno polubić
  • Niczym nie wyróżniająca się szata graficzna
Tymon Zygadło

Miłośnik kina koreańskiego, animacji, mockumentów, twórczości Miyazakiego i gier singleplayer (zwłaszcza z gatunku soulslike). Wielki fan Wojowniczych Żółwi Ninja, serii Krzyk, Silent Hill oraz Resident Evil. Raz na jakiś czas poczyta komiksy lub trochę porysuje.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze