REM, czwarty album studyjny Natalii Szroeder, to zbiór muzycznych opowieści. Znajdziemy na nim nostalgiczne ballady, dźwięki syntezatorów, hity do radia oraz rockowe akcenty. Bywa gorzko, melancholijnie, wzruszająco, czasami też dziwnie i przytulnie.
Zazwyczaj z wcześniejszych płyt Natalii Szroeder wybierałam kilka najlepszych piosenek, po czym i tak o nich zapominałam. W dzień premiery natknęłam się na REM, który mimo pewnych obaw skradł moje serce. Nie jest kompletnie zdominowany przez ballady, lecz cechuje się ogromną różnorodnością. Artystka sięga pogranicza popu, rocka, altrocka i muzyki elektronicznej, a do tego dodaje nawet melodie kaszubskie. Warstwa liryczna opiera się na nostalgii i melancholii, wzrusza, wciąga i zachęca do dalszego wsłuchiwania się w opowieści o spełnionych, a także niespełnionych marzeniach. Z pewnością wielu mogłoby się utożsamić z tekstami piosenek.
Zobacz również: Heima – Świat z tektury – recenzja albumu. Idealny na jesień
Album otwiera dziwaczne NREM. W utworze słyszymy stłumiony dialog dwóch osób, a następnie równie ciche dźwięki pianina i nucenie Natalii. Po chwili zmienia się to w gotowy akompaniament, który dopełnia spokojny głos artystki. Ta najkrótsza piosenka na całej płycie płynnie przechodzi w kolejną – Pusto. Granica między nimi jest całkowicie zatarta, a o tym, że przeszliśmy do następnej pozycji, dowiadujemy się, dopiero gdy rozpoczyna się linia wokalna – bardziej dynamiczna i popowa, której towarzyszą gitary elektryczne i perkusja.
Na stół kojarzy mi się z muzyką lat dwutysięcznych. Podkład jest zdominowany przez syntezatory i gitarę elektryczną, przez co wyczuwam delikatne inspiracje pograniczem muzyki popularnej i rockowej. Brzmi to bardzo dobrze. Złodziej kontynuuje nieco mocniejszy klimat. Z pozoru wydaje się radosnym, tanecznym numerem z wyrazistym, chwytliwym refrenem. Jednak gdy wsłuchamy się w tekst, zrozumiemy, że o opowiada o przemijaniu. Podobną tematykę poruszają Ściany, w których dostajemy dynamiczną melodię opartą na dźwiękach perkusji.
Zobacz również: Lor – Żony Hollywood – recenzja płyty
W następnym kawałku, Ty się nie bój, artystka wykorzystała kaszubską melodię ludową, dzięki czemu wyróżnia się on spośród pozostałych bardziej popowych numerów. Zdecydowanie jest to jeden z moich ulubieńców i to wcale nie przez lokalny patriotyzm, a przez ten osobliwy, wyjątkowy klimat panujący w utworze. Gdy ten się kończy, słyszymy kojącą balladę Północ. Spokojny i cichy głos Natalii idealnie komponuje się z dźwiękami pianina. Piosenka jest przepełniona emocjami, nostalgią i melancholią.
Pętla to mój kolejny faworyt z REM. Oprócz autorki usłyszymy na nim również Krzysztofa Zalewskiego. Spokojne zwrotki w wykonaniu Natalii przełamywane są wspólnym refrenem, utrzymanym w altrockowym klimacie. Brzmi to po prostu genialnie! Zaraz potem przysłuchujemy się utworowi Zwierzęta nocy z gościnnym występem Meli Koteluk. Ta popowo-rockowa melodia, w której króluje gitara elektryczna, ma w sobie coś wyjątkowego i wciągającego. Potrzebuję więcej kawałków takich jak te 2 w wykonaniu Szroeder.
Zobacz również: Rubens – Bez trzymanki – recenzja płyty
Sama na planecie dostarcza nam kolejnej porcji nostalgii ujętej w spokojnych zwrotkach i dynamicznym, rockowym refrenie. Z kolei Upał przynosi bardziej popową, typową dla autorki, melodię z nutką melancholii, przez którą łezka może się w oku zakręcić. Płytę zamyka tytułowy REM, który wraz z utworem początkowym tworzy klamrę kompozycyjną. Charakteryzują się podobną, o ile nie taką samą, spokojną linią melodyczną wygrywaną na pianinie i kojącym wokalem.
Włączając REM po raz pierwszy, nie spodziewałam się, że ta płyta aż tak mi się spodoba. Skończyło się na tym, że jestem totalnie zauroczona głosem Natalii, jej muzyką i emocjonalnymi tekstami. Snute przez nią opowieści są różnorodne, przede wszystkim autentyczne, dzięki czemu podczas słuchania można utożsamić się z podmiotem lirycznym. REM zdecydowanie należy do udanych albumów i jest ciekawą propozycją muzyczną na wolny wieczór.