Miasta Marzeń raczej nie będą kandydatem do tytułu gry roku, ale w konkursie na najpiękniejsze pudełko mają już spore szanse na zajęcie pierwszego miejsca.
Bo przyznajcie – nie jest ono piękne? No oczywiście, że jest! Jak wspomniałem, Miasta Marzeń nie będą najlepszą planszówką 2024 roku, niemniej, jest to na pewno tytuł warty uwagi. W wielkim skrócie? Domek, tyle że tutaj nie projektujesz swojej wymarzonej chałupy, a nowe dzielnice znanych miast. Niestety, muszę was zasmucić, ale wśród tych miast nie ma Łodzi – trzymajmy jednak kciuki za dodatek, a kto wie…
Zobacz również: Wyprawa do El Dorado: Złote Świątynie – recenzja gry planszowej
Po rozłożeniu planszy na środku stołu, każdy z graczy otrzymuje 4 robotników, 3 znaczniki celów oraz 1 kafelek startowy dzielnicy. Następnie wybieramy 1 z 8 dostępnych miast i kładziemy jego tabliczkę na górze planszy. To właśnie w tym mieście będziemy budować nową dzielnicę, starając się spełnić wymagania rady miasta. Każde miasto ma swoje 3 unikalne wymagania, co działa naprawdę dobrze na klimat gry. Dla przykładu, wymagania rady miasta Sydney czy Wenecji, będą kręcić się wokół wód (4 budynki różnej wysokości sąsiadujące przynajmniej z 1 jeziorem), natomiast Nowy Jork skupia się na infrastrukturze i parkach (park składający się z przynajmniej 6 pól czy posiadanie 4 budynków 3-piętrowych lub wyższych). To właśnie na kafelkach miast będziemy kłaść nasze znaczniki celów, gdy zrealizujemy któreś z wymagań rady miasta. Kto wypełni dany cel jako pierwszy, dostanie najwięcej punktów, liczących się na koniec gry. A po co nam 4 robotników?
Gra trwa 8 rund, zaś każda runda składa się z 2 etapów. Etap 1 to dołożenie elementów na planszę. Na początku każdej rundy układamy odpowiednie elementy w 4 strefach planszy. Pierwsza od góry to karty celów, czyli dodatkowych zadań, za które możemy zdobywać punkty. Druga to fragmenty dzielnic, które będziemy dobierać, aby rozbudować naszą wymarzoną dzielnicę. Ta musi składać się z 9 fragmentów, tworzących kwadrat 3×3. Trzecia – atrakcje do naszych parków i jezior. One również punktują, w zależności od ich ilości i niepowtarzalności na danym obszarze parków i jezior. I w końcu ostatnia, czwarta – budynki, które będziemy stawiać na odpowiednich polach w naszych dzielnicach. Warto zaznaczyć, że jeden z wyborów w każdej sekcji zawsze jest zakryty, tzn. możemy iść w ciemno, nie wiedząc, co wylosujemy. Wprowadza to dreszczyk emocji i element ryzyka – na plus!
Zobacz również: Marvel United: Multiverse – przedpremierowa recenzja gry planszowej
Etap 2 to projektowanie dzielnicy. Gracz, który odwiedził najwięcej z 8 miast występujących w grze, otrzymuje znacznik pierwszego gracza. W swoim ruchu wysyła robotnika na dowolne pole w dowolnej strefie planszy. Każdego ze swoich robotników musimy wysłać do innej strefy na planszy – nie możemy w jednej rundzie wziąć dla przykładu dwóch kafelków dzielnic. Następnie bierzemy dany element, dokładamy do swojej dzielnicy i sprawdzamy, czy nie spełniliśmy któregoś z wymagań rady miasta. Potem swój ruch wykonuje kolejny gracz i tak do momentu, aż każdy wykorzysta swoich 4 robotników. Wtedy możemy zacząć następną rundę. Warto zaznaczyć, iż wariant dla 2 osób przewiduje 8 robotników, tym samym gra będzie trwała 4 rundy – każdy gracz wysyła po 2 robotników do każdej strefy. Gra kończy się po 8 rundzie. Zwycięża gracz z największą ilością punktów.
Miasta Marzeń są oparte na dość sprawdzonym modelu rozgrywki. Niemal zawsze daje on sporo frajdy, zapewnia emocje i nie pozwala na nudę dzięki ogromnym pokładom regrywalności. Trzeba jednak mieć przy tym pomysł na siebie, a autorzy recenzowanej tu planszówki zdecydowanie go mieli, przez co przy Miastach miło spędza się czas. Gra jest naprawdę ładnie wykonana i bardzo klimatyczna. Szczególnie dwa elementy zachwyciły moją żonę, która ma świra na punkcie aspektu user-friendly w grach planszowych. Mianowicie chodzi o fakt, jak bardzo plansza jest zorganizowana, tworząc spójną całość. Dziewczyna zdecydowanie nabawiła się PTSD po Piratach z Maracaibo i tamtejszej planszy. Drugim elementem jest to, że pionki budynków są tak skonstruowane, że się na siebie nakładają, rzeczywiście imitując piętra. Mały smaczek, który naprawdę świetnie się sprawdził.
W Miastach przeszkadza mi w zasadzie tylko jedna rzecz, a mianowicie karty celów, które często się wzajemnie wykluczają i są zbyt podobne do siebie. Uważam, że ten element zdecydowanie powinien być bardziej doszlifowany, urozmaicony. Niemniej, sama rozgrywka i wykonanie elementów gry przyćmiewają niedopracowane cele, dzięki czemu Miasta Marzeń mogę szczerze polecić jako chociażby prezent dla bliskiej osoby na zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia.