Kontrola bezpieczeństwa – recenzja filmu. Następny (po)proszę

W grudniu z racji zbliżających się świąt – jak zresztą co roku – na platformach i w kinach pojawia się przynajmniej kilka świątecznych produkcji w klimacie „christmas love story”, przeważnie będących niestety kalką poprzednich, przejedzonych już produkcji, które nie znajdują rzeszy fanów. Jeżeli więc i Wam przejadły się świąteczne cukierkowo-romantyczne produkcje i wolelibyście coś w stylu Szklanej pułapki, to nowy thriller Netflixa będzie jak znalazł.

Wigilijny poranek. Szczyt świątecznego szału. Wypełnione po brzegi lotnisko i tłum spieszących się na święta podróżnych. Taka perspektywa z marszu budzi dyskomfort i poddenerwowanie. Tymczasem są to coroczne realia pracowników lotniska w Los Angeles, którzy na stresujących sytuacjach zjedli zęby i na agresję pędzących do domu ludzi są doskonale przygotowani. Wśród personelu znajduje się główny bohater filmu Kontrola Bezpieczeństwa. To Ethan Kopek – funkcjonariusz ochrony bez większych perspektyw, dosłownie wegetujący na swoim stanowisku – dla którego etat stanowi jedyny sposób na przeżycie.

Tegoroczna wigilijna zmiana będzie jednak czymś niezapomnianym. Bowiem Ethan znajduje w jednym z koszyków słuchawkę, przez którą tajemniczy mężczyzna szantażem próbuje nakłonić go do przepuszczenia przez kontrolę pewnej walizki. W jednej chwili funkcjonariusz staje się pionkiem i narzędziem w rękach niebezpiecznego terrorysty. Ethan kombinuje z całych sił, próbując wydostać się z groźnej sytuacji i powiadomić inne służby. Jest jednak pod stałą obserwacją szantażysty, który grozi zabiciem innych osób, w tym dziewczyny Ethana, pracującej na tym samym lotnisku…

Zobacz również: Popkowy Poradnik Prezentowy 2024 – jakie popkulturowe prezenty sprawić bliskim pod choinkę?

Jedną rzecz trzeba powiedzieć na początek. Mimo, że spodziewałem się powtórki z rozgrywki i niemal wiedziałem, że zwiastuny pokazały wszystko, co tylko się dało, na nowym filmie Netflixa bawiłem się fenomenalnie. Dawno nie czułem takiego przyjemnego dreszczyku i emocji z oczekiwania, co będzie dalej. Film puściłem koło 23:00, zmęczony i zmarnowany po ciężkim dniu, spodziewając się szybkiego zaśnięcia i dokończenia seansu nazajutrz. Tymczasem siedziałem w napięciu do samego końca, spędzając na nim miłe dwie godziny, co oczywiście odbiło się niewyspaniem.

Kontrola Bezpieczeństwa
fot: kadr z filmu/ Netflix

Chociaż Kontrola bezpieczeństwa wtóruje kultowym thrillerom takim jak Telefon czy choćby Szklana pułapka 2 (również dziejąca się na lotnisku w świąteczny czas), robi to w bardzo subtelny sposób. Podczas seansu nie czuć efektu wspomnianej wcześniej kalki – ciągłego bezmyślnego kopiowania znanych rozwiązań. Ta tendencja niknie jednak w kulminacyjnym momencie filmu, gdzie zwykły szary pracownik zmienia się w Toma Cruise’a i biegnie ratować ludzi, samodzielnie stawiając czoła antagoniście. Nawet w tle przygrywa wtedy motyw muzyczny do złudzenia przypominający ścieżkę z ostatniego Mission: Impossible. Jestem jednak w stanie uwierzyć, że była to zamierzona parodia, a nie niekontrolowana wpadka. Na szczęście, z całą pewnością nie przytępiło to jednak napięcia, które utrzymane było od samego początku filmu. Produkcja nie dawała nam odpocząć, co chwila fundując zwroty akcji lub dramatyczne, dość niespodziewane momenty. Wiele z nich było standardowo dalekich od realizmu, ale jestem w stanie to wybaczyć.

Zobacz również: Kraven Łowca – recenzja filmu. Kto uratuje Sonyverse?

Bardzo dobrą robotę wykonał główny duet aktorów. Taron Egerton – jako znużony, acz błyskotliwy kontroler, który pakuje się nieświadomie w głębokie szambo – jest przekonujący. Choć i tak nijak się ma do Jasona Batemana, który po raz kolejny udowadnia, że durne komedie, w jakich przyszło mu dotychczas grywać były dla jego kariery strzałem w kolano. Gość ma naprawdę bardzo duży potencjał do wcielania się w poważne role, co widzieliśmy do tej pory między innymi w serialu Ozark. Tutaj z kolei świetnie odnalazł się w roli tajemniczego antagonisty, stale filozofującego o „konsekwencjach wyborów” itd. Z jednej strony strasznie śmierdziało to błazeńską kreacją Charlize Theron z Szybkich i Wściekłych 8. Z drugiej jednak – ani trochę nie popsuło mi to zabawy. Ja po prostu kupiłem tę postać. Była nieźle napisana, jeszcze lepiej zagrana. Także Panie Bateman – daj sobie już spokój z kolejnymi Szefami Wrogami.

Kontrola Bezpieczeństwa
fot: Netflix

Mimo występujących tu kilkukrotnie głupot ułatwiających pchnięcie fabuły do przodu i heroicznego, nieco kretyńskiego finału, zapewniam – Kontrola Bezpieczeństwa zapewni kawał dobrej rozrywki wielbicielom dobrych thrillerów z nutą akcji. Film trzyma za jaja przez większość seansu, kilkukrotnie zaskakuje i gwarantuje sporo emocji. Czego chcieć więcej? Więcej to ja chcę takich właśnie świątecznych filmów. Także drogi Netflixie – finally some good job.


Źródło grafiki głównej: kadr z filmu

Plusy

  • Świetnie utrzymane napięcie i niezłe zwroty akcji
  • Bardzo dobra kreacja antagonisty

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Klasyczne dla tego typu kina głupotki i przegięty finał
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze