Przyznam szczerze, że nie pokochałam tej serii od pierwszego wejrzenia. Do Outlandera robiłam dwa podejścia i z perspektywy czasu myślę, że za pierwszym razem po prostu nie byłam gotowa na jego klimat. Spodziewałam się czegoś innego i początkowo nie dostrzegłam jak genialnie napisana jest fabuła serialu.
Outlander to dramat historyczny z podróżami w czasie i jedną z najlepszych historii miłosnych jakie przyszło mi poznać, stworzony na podstawie cyklu powieści Diany Gabaldon. Muszę jednak zaznaczyć, że losy Jamiego (Sam Heughan) i Claire (Caitriona Balfe) nie są jedynymi, które śledziłam z zapartym tchem. Fabuła pełna jest pięknych relacji, które zmieniały się w czasie i wielokrotnie były wystawiane na próbę. Najnowszy sezon nie oszczędzał w tej kwestii nikogo.
Zobacz również: Gwiezdne Wojny: Załoga Rozbitków – recenzja serialu. Ai ai, Captain!
Zaczęło się całkiem niewinnie. Pierwszy odcinek był raczej spokojny, ale za to bardzo emocjonalny. Gdy Jamie, Claire oraz Ian powrócili z Ameryki do ukochanej Szkocji, okazało się się, że dotarli tam w ostatniej chwili, gdyż ojciec Iana był poważnie chory i nie zostało mu zbyt wiele czasu. Chociaż okoliczności były dość ponure, w pewnym sensie bohaterowie mieli chwilę spokoju. Oczywiście nie trwała ona zbyt długo.
Chociaż akcja rozkręcała się dosyć powoli, z każdym kolejnym odcinkiem nowe intrygi nabierały coraz większego rozmachu. Claire wróciła do Ameryki w towarzystwie Iana, który tym razem opuszczał dom z błogosławieństwem rodziców. Wyprawa Rogera i Bucka w przeszłość nie poszła zgodnie z planem, a Bree musiała zmierzyć się przeciwnościami, których nikt się nie spodziewał. W tym wszystkim wojna o niepodległość Ameryki zbliżała się wielkimi krokami i nie było jak od niej uciec.

Nie potrafię powiedzieć, który wątek podobał mi się najbardziej. Jeżeli chodzi o relacje, to romans pomiędzy Ianem i Rachel bardzo się rozwinął. Oboje musieli zastanowić się nad swoimi wartościami i zdecydować, które z nich są dla nich najważniejsze. Natomiast przyjaźń Jamiego oraz Johna została wystawiona na poważną, próbę i nie wiem, czy łącząca ich więź ostatecznie to przetrwa. Z całą pewnością jednak ta relacja już nigdy nie będzie taka sama.
UWAGA: W poniższym akapicie znajduje się spoiler.
Najbardziej jednak ucierpiała relacja Willa z… właściwie to wszystkimi. Po tym jak dowiedział się, kto jest jego prawdziwym ojcem, wpadł we wściekłość graniczącą momentami z szaleństwem. Z początku w ogóle nie potrafił sobie z tym poradzić, plując na wszystkich jadem i dążąc do uczynienia wszystkich swoich przyjaciół wrogami. Dalej nie było lepiej, ale z czasem przynajmniej trochę się uspokoił.
Zobacz również: Silo – recenzja 2. sezonu. Juliette lives (I guess)
Sezon 7B Outlandera pełen był nieoczekiwanych zwrotów akcji. Cały czas trzymał w napięciu. Jak zwykle zachowano idealny balans pomiędzy wartką akcją i intrygami, a codziennym, spokojnym życiem pełnym drobnych przyjemności. Między rozpaczą, gniewem i poczuciem beznadziejności, a radosnymi chwilami z najbliższymi i romantycznymi uniesieniami.
A skoro już, dosyć pokrętnie, wspomniałam o chwilach rozpaczy. Jedną z rzeczy, za którą absolutnie kocham tą serię (poza romansem Claire i Jamiego), jest to, że takie wątki nie są przeciągane na siłę. Dzięki temu nie mam wrażenia, że trwały wieczność, chociaż bohaterowie przeżywają tragedie, po których wielu ludzi zwyczajnie nie miałoby siły się podnieść.

Tutaj warto wspomnieć, że Brie, która została sama w przyszłości, poradziła sobie z czyhającym na nią niebezpieczeństwem zaskakująco dobrze. Nie przepadam za tą postacią i zazwyczaj mnie denerwuje, ale w tym sezonie miała kilka lepszych momentów. Odsuwając na bok moją niechęć do Brie, mogę śmiało powiedzieć, że była odważna, sprytna i po raz kolejny pokazała niezwykłą siłę swojego charakteru.
Finałowy odcinek 7 sezonu serialu Oultander wzbudził we mnie mieszane uczucia. Zawsze zachwycało mnie, że pomimo podróży w czasie wszystkie wydarzenia miały sens i układały się w logiczną całość. Nie było typowego dla takich historii efektu motyla i innych bzdur psujących w ostatniej scenie całą serię. Mam więc nadzieję, że następna część wszystko wyjaśni i nie będziemy mieli powtórki z Gry o Tron w postaci przeklętego ostatniego sezonu.
Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne