W Dzień Kobiet na Viaplay pojawił się film Tomasza Koneckiego Klątwa. Produkcja twórców kultowego Lejdis skupiła się na perypetiach czterech kobiet, nad którymi ciąży istne fatum. Jedynym ratunkiem wydaje się zabójstwo ciotki. Ale… co?
Monia (Agnieszka Więdłocha) i Nastka (Vanessa Aleksander) są siostrami, które różnią się od siebie niczym ogień i woda. Pierwsza z nich wiedzie poukładane i pełne sukcesów życie z mężem i dziećmi. Druga jest lekkoduchem z problemami finansowymi, mieszkaniowymi i luźnymi relacjami z mężczyznami. Dodatkowo kobiety za sobą nie przepadają. W wyniku zbiegu okoliczności w tym samym czasie lądują w rodzinnym domu, gdzie wciąż mieszka ich matka Ula (Danuta Stenka) oraz babcia Helena (Anna Nehrebecka). Podczas jednego z zakrapianych wieczorów rozmawiają na temat ogromnego pecha, który spotyka każdą z bohaterek. I wtedy pojawia się opowieść o rodzinnej klątwie…
Zobacz również: Nasienie świętej figi – recenzja filmu. Słuchaj ojca i wyłącz myślenie

Według babci wiele lat temu ich przodek ukradł papieżowi uzdrawiający obraz. Głowa kościoła w furii rzuciła na rodzinę klątwę, którą może ściągnąć dopiero śmierć pierworodnego dziecka po wielu pokoleniach. Tym dzieckiem okazuje się starsza siostra Heleny – Aniela (Iwona Bielska). Tym sposobem Monika i Nastka postanawiają pozbyć się rodowego fatum – w pierwszej kolejności poprzez próbę kradzieży obrazu, a potem poprzez obmyślanie i wcielanie w życie planów pozbycia się ciotki. Jak łatwo się domyśleć nie jest to proste. Każda kolejna próba zabójstwa seniorki kończy się niepowodzeniem.
Klątwa ma świetną obsadę aktorską. Agnieszka Więdłocha i Vanessa Aleksander to gorące nazwiska rodzimej kinematografii, a Danuta Stenka czy Anna Nehrebecka to artystki o niesamowitym dorobku, które potrafią zagrać właściwie wszystko. Tym trudniej mi zrozumieć, jak to możliwe, że produkcja jest tak zła. Koniecki stworzył film (rzekomo komedie), który ani nie bawi, ani nie wzrusza. Właściwie poza żenadą nie wywołuje żadnych innych emocji. Tym bardziej jestem zdziwiona, że tak brawurowa obsada zgodziła się na udział w projekcie. Scenariuszowo Klątwa w ogóle się nie broni. Brakuje autentyczności, a przerysowane zachowania bohaterów, zamiast rozśmieszać, najzwyczajniej w świecie denerwują.
Zobacz również: Emilia Pérez – recenzja filmu. Meksykańska telenowela po francusku

Tomasz Konecki do Klątwy – jak do wora – wrzuca zlepek gagów, które nijak ze sobą nie współgrają. Luźne pomysły tworzą żarty sytuacyjne (zupełnie nieśmieszne), ale są one jedynie lekko zarysowane. Wielu wątkom brakuje rozwinięcia albo konkretnego zakończenia. W związku z tym widz czuje się coraz bardziej sfrustrowany i nie może się doczekać końca tego paszkwila. Produkcja niesamowicie się dłuży, w czym nie pomaga fakt, że ciężko się przekonać do bohaterek. Monika i Nastka są irytujące, a absurdalny pomysł zabicia ciotki sprawia, że naprawdę trudno zapałać do nich chociaż minimalną sympatią. Ich zszargana relacja, która wraz z postępem fabuły zaczyna się odbudowywać, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Ich perypetie są mi całkowicie obojętne.
Zdaję sobie sprawę, że Klątwa w zamyśle miała być po prostu wesołą komedią obyczajową. Jednak nie tylko fatalny scenariusz boli w oczy. Zdjęcia również nie należą do zbyt udanych. Kolorystyka oraz sposób kadrowania przypominają TVN-owskie seriale, ale te z dolnej półki. Produkcja ani razu nie wywołała uśmiechu na mojej twarzy, chociaż przez chwilę miałam wrażenie, że wątek konfliktu rodziny z papieżem ma potencjał. Jednak i na tym się zawiodłam.
Starałam się znaleźć w Klątwie coś pozytywnego, coś czym mogłabym zachęcić innych do oglądania. Niestety – jest to niemożliwe. Może chociaż Danuta Stenka? Ula z wszystkich bohaterek pojawia się na ekranie najrzadziej, ma zarys charakterku, ale finalnie i ona staje się postacią bezbarwną, zwyczajnie nudną. I to chyba boli najbardziej. Albo fakt, że zmarnowałam swój czas na obejrzenie tego paszkwila.
Fot. główna: kadr z filmu Klątwa