Na dnie morza to kolejna gra planszowa o podobnej mechanice co ciepło przyjęte u nas Na skrzydłach oraz Na skrzydłach smoków. Piszę tę recenzję z perspektywy gracza, który ograł każdą z nich. Tym razem zanurzymy się w odmęty mórz i oceanów, badając wodną faunę. Do naszych zadań będzie należało m.in. formowanie ławic, odkrywanie ikry czy poszerzanie katalogu ryb. Zwycięży gracz, który zgromadzi najwięcej punktów zwycięstwa na koniec rozgrywki. Brzmi ciekawie, ale czy ta wersja gry jest lepsza od pozostałych? Sprawdźmy to.
Rozgrywka w Na dnie morza składa się z 4 rund (zwanych tygodniami), a w każdej z nich będziemy mieli do wykonania 6 akcji – nie więcej, nie mniej. Dostępne akcje są tylko dwie: zagranie karty ryby lub nurkowanie. Brzmi prosto? I takie też jest, choć trochę kombinowania tutaj występuje. Aby zagrać kartę ryby, musimy ją mieć dostępną na ręce, opłacić jej koszt. Zwykle jest to poświęcenie innych kart z ręki lub zdjęcie ze swojej planszy oceanu ikry, narybku lub ławicy. Należy również wybrać odpowiednią strefę, na której możemy ją położyć. Większość ryb żyje w swoim ulubionym środowisku. Musimy więc na to uważać i się do tego stosować, np. ryba, która żyje w mrocznej strefie oceanu, nie może znaleźć się w jasnej.
Każdy z graczy będzie wykonywał poszczególne czynności na swojej planszy oceanu, która dzieli się na 3 sektory. Podczas nurkowania wybieramy jeden z nich i przemierzamy naszym pionkiem każde pole. Zaczynając od górnej jasnej strefy, a kończąc na strefie mroku w głębinach oceanu. Zbieramy przy tym bonusy z nadrukowanych na planszy symboli oraz naszych wcześniej zagranych kart ryb. Każdy sektor skupia się na bonusach z zupełnie innej dziedziny. Pierwszy z nich pozwala nam dobierać karty ryb, przez co mamy większy wybór i większe możliwości taktyczne.
Zobacz również: Azul: Pojedynek – recenzja gry planszowej. Zbudujmy kopułę

W drugim sektorze zdobywamy bonusy w postaci ikry, którą możemy rozmieszczać na rybach. W ostatnim segmencie tworzymy z ikry narybek oraz możemy go przemieszczać, aby utworzyć ławice. Po każdej rundzie gry następuje podliczenie punktów za cel widoczny od samego początku na planszy celów, która jest dwustronna. Możemy użyć celów nadrukowanych na planszy przy pierwszych rozgrywkach lub wylosować kafelki celów i rozłożyć na planszy. Sprawi to, że gra będzie bardziej różnorodna. Po 4 rundach następuje końcowe podliczenie punktów. Zwycięża gracz, który zgromadził najwięcej punktów za ryby, ikrę, narybek, ławice i zrealizowane cele!
Tak pokrótce przedstawia się trzon rozgrywki w Na dnie morza. Są oczywiście dodatkowe niuanse, ale na potrzeby tej recenzji myślę, że to wystarczy, aby dowiedzieć się, na czym polega ta gra. Jak widać, zasady nie są skomplikowane. Mamy tylko dwie akcje, spośród których możemy wybierać. Musimy jednak robić to z głową, aby wszystko się ładnie zazębiło i dało nam w efekcie końcowym masę punktów. Każda z ryb ma swoją korzyść oraz koszt, który musimy zapłacić. Należy tym manewrować w taki sposób, aby nie zostać bez kart i wykorzystywać korzyści, które na ten moment dadzą nam najwięcej. Nurkowanie też nie zawsze się opłaca. Na przykład jeśli nie mamy żetonów narybku na planszy, to nie skorzystamy z możliwości ich przesuwania i najlepiej wybrać wtedy inny sektor. Do tego wszystkiego dochodzi cel danej rundy, na którym warto się skupić, aby dostać za niego punkty
Jak widać kombinowania jest tu trochę, jednak mimo wszystko Na dnie morza uważam za najprostszą z tej serii gier. Mamy tylko dwie akcje, które są dość powtarzalne. Wszystko to sprawia, że gra skierowana jest do początkujących graczy aniżeli wyjadaczy. Nie znaczy to jednak, że bawiłem się przy niej źle, co to to nie. Gra mechanicznie działa bardzo dobrze. Jednak przy 3 partii zauważałem u siebie znużenie, gdy przyszła na mnie kolej i wykonywałem po raz kolejny tę samą akcję nurkowania. Zasiadając do gry, trzeba się nastawić, że jest to rodzinna pozycja i nie będzie aż tak wymagająca jak poprzedniczki.
Zobacz również: Trzy rozdziały – recenzja gry karcianej. Baśniowa rozgrywka

Przejdźmy teraz do wykonania gry, które jest po prostu przepiękne. Wszyscy przy stole rozkładając tę grę po raz pierwszy, zgodnie stwierdziliśmy, że jest to najlepsza gra z tej serii pod względem wizualnym. Plansze oceanu robią piorunujące wrażenie i są najbardziej klimatycznym elementem gry. Trzeba się jednak liczyć z tym, że są na tyle duże, że przy 4-5 graczach potrzeba będzie dużo przestrzeni, aby się ze wszystkim pomieścić. Karty ryb przedstawione są w sposób minimalistyczny na białym/błękitnym tle, przez co ich czytelność jest bardzo dobra. Ikonografia występująca na kartach i planszetkach również jest bardzo dobra. Nie mieliśmy problemu z jej rozszyfrowaniem po jednokrotnym przeczytaniu instrukcji. Wszystkie plansze i kafelki są wykonane z twardej tektury, pionki graczy są solidne – ogólnie nie dostrzegliśmy w wykonaniu żadnych niedoróbek.
Regrywalność Na dnie morza oceniam mocno przeciętnie. Mamy co prawda 9 kafelków celów, które możemy mieszać co rozgrywkę. Niestety są one do siebie na tyle podobne, że nie uświadczymy aż takiej różnorodności w podejściu do rozgrywki. Ponadto nie są one kluczowe w drodze do zwycięstwa. Zdarzały się u nas rozgrywki, w których dany gracz pominął realizowanie celów, a dążył do zdobywania punktów przy podliczeniu końca gry i zwyciężył. Regrywalność ratują jednak karty ryb, których jest na tyle dużo, że przy każdej rozgrywce dobierzemy inny ich zestaw.
No właśnie, karty ryb – przez to, że jest ich tak dużo i dobieramy je w losowy sposób, nie sposób tutaj z góry zaplanować sobie taktyki. Dla przykładu – w jednej rozgrywce czekałem na ryby jak najmniejsze (poniżej 30cm, gdyż to też czasami jest istotne), aby zapunktować z karty i przez wszystkie 4 rundy dostałem taką rybę tylko raz!
Zobacz również: Korona władzy – recenzja gry planszowej. Sięgnij po władzę

Losowy dobór kart jest tutaj wpisany w rozgrywkę i trzeba się do tego przyzwyczaić, że niczego nie zaplanujemy. Trzeba rzeźbić z tego, co się w danym momencie ma, nie patrząc na to, czy w przyszłych rundach damy radę z tego ugrać coś więcej. Jedynym plusem w tym wszystkim jest to, że jeżeli poświęcimy kartę ze swojej ręki ląduje ona na stosie kart odrzuconych danego gracza, do których ma on dostęp przez cały czas. W momencie zdobycia bonusu z karty lub planszetki oceanu, który pozwala nam dobrać kartę ze stosu kart odrzuconych możemy wybrać sami tę, której aktualnie potrzebujemy.
Podsumowując, Na dnie morza uważam za bardzo dobrą grę rodzinną na start dla osób zaczynających przygodę z planszówkami. Brakuje mi tutaj głębi i większych rozkmin, ale biorąc pod uwagę grupę docelową tej planszówki uczciwie muszą powiedzieć, że spełnia swoją funkcję. Zasady są proste do przyswojenia, mechanicznie działa jak należy, jest bardzo klimatyczna. Jej wykonanie jest na wysokim poziomie. Czego chcieć więcej? Nic, tylko kupować i grać. Jeśli jednak jesteście graczami bardziej zaawansowanymi, to po paru rozgrywkach się tutaj wynudzicie. Wszystko więc zależy od tego, czego oczekujecie od tego produktu.
Fot. główna: materiały prasowe Rebel