Odkąd pamiętam, uwielbiałam Garfielda. Ten tłusty, złośliwy, czasem gderliwy kocur nienawidzący poniedziałków i zakochany w jedzeniu od razu podbił moje serce. Dziwny miałam gust jak na małą dziewczynkę, ale jego humor przemawiał do mnie już wtedy.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób natknęłam się na stronę z codziennymi garfieldowymi paskami. Większość z nich była nawet przetłumaczona na język polski. Godzinami siedziałam więc przy komputerze, czytając pasek po pasku, począwszy od tego pierwszego, z 19 czerwca 1978. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po ten komiks – bo Garfield. Tłusty koci trójpak, tom 16 to właśnie nic innego jak zbiór tych codziennych, krótkich grafik.
Zobacz również: Asteriks u Helwetów – recenzja komiksu. Po prostu średniaczek
Chociaż wydanie zawiera trzy różne podtytuły, próżno doszukiwać się tu powiązania z treścią. Tak naprawdę komiks nie ma żadnego motywu przewodniego. Niektóre paski wydają się ze sobą połączone tematyczne lub układają się dłuższą historię, ale to dlatego, że są ułożone chronologicznie. Mamy więc na przykład całą serię spotkań z psem z sąsiedztwa, rozpisany na kilka dni pobyt w restauracji czy przygotowania do świąt.
Tłusty koci trójpak nie ma więc żadnej fabuły, ale nie sądzę, żeby fani Garfielda takowej oczekiwali. Przyznaję, że przez to czyta się komiks trochę inaczej niż inne, ale czy to źle? To wciąż świetna zabawa. Ponadczasowy humor rozbawi każdego, kto lubi mniejsze i większe złośliwości. Garfield bywa gderliwy, a z lenistwa i nieróbstwa uczynił prawdziwą sztukę, godną wręcz rangi filozofii życiowej. To właśnie za to oraz za niczym niepohamowany apetyt pokochali go ludzie na całym świecie.

W zbiorze znajdziemy wiele kultowych gagów. Mamy np. całą serię nieudanych randek Johna, spotkania Garfielda z nazbyt zuchwałymi myszami czy jego relację z pająkami. Czasami Garfield rozpłaszcza je gazetą, innym razem bywa wobec nich złośliwy, ale zdarza się też, że po prostu z nimi rozmawia. Nie zabrakło również Odie’ego, nad którym nasz rudy ulubieniec lubi się znęcać. Wszyscy jednak wiemy, że w głębi duszy darzy go sympatią.
Najmniej radości miałam z czytania pasków, gdzie Garfield po prostu siedzi przed telewizorem. Nigdy nie byłam ich fanką i niewiele się w tej kwestii nie zmieniło. Jakoś nie przemawia do mnie ich humor, wydaje mi się on dość hermetyczny. Może brakuje mi tutaj rozeznania w amerykańskiej kulturze z tamtych lat albo znajomości programów telewizyjnych i dostępnych reality show? Przyznam, że nie wszystkie paski były dla mnie zrozumiałe. Nie wiem, czy zawiniło tłumaczenie, czy raczej różnice kulturowe.
Zobacz również: Młodzi Tytani. Starfire – recenzja komiksu. Intuicja czy rodzina?
Pamiętam, że na stronie, na której czytałam komiksy z Garfieldem, zdarzało się, że ktoś w komentarzach wyjaśniał nawiązania, bez znajomości których nie dało się zrozumieć paska. Były tam też kłótnie o tłumaczenie imion. Mając je w pamięci, bardzo mnie cieszy, że w oficjalnym polskim wydaniu nikt nie wpadł na to, żeby nazywać Johna Jaśkiem.
Doszukałam się też kilku dialogów, które z pewnością były wyzwaniem dla tłumaczy. Kilka kwestii ewidentnie zmieniono pod polskiego odbiorcę. Warto jednak pamiętać, że dzięki unikalnemu stylowi opowiadania historii nie wszystkie paski zawierały dialogi. Nie musiały ich mieć, aby przedstawić coś zabawnego, a to już sztuka sama w sobie.

Zabrakło mi tylko pasków nawiązujących do poniedziałków. Garfield przecież ich nie cierpiał. Zawsze w ten dzień tygodnia przydarzało mu się coś złego, a przecież nie musiał chodzić do pracy. Podobało mi się to, że w ten sposób łączył się we wspólnym cierpieniu z tymi, którzy jednak mieli w poniedziałek jakieś obowiązki.
Jeżeli zaś chodzi o kreskę, to paski w tym tomie pochodzą chyba z mojego ulubionego okresu. Styl zmieniał się przez lata, ale ten konkretny utrzymywał się dość długo. Nie jest to już nieforemna masa o kształcie kota, ale nie jest to również ten najnowszy, wygładzony do przesady model postaci.
Zobacz również: Wiedźmin. Corvo Bianco. Tom 9 – recenzja komiksu. Krew i wino 2
Podsumowując, Garfield. Tłusty koci trójpak, tom 16 to solidna porcja kultowego humoru autorstwa Jima Davisa. Tytuł ma wszystko to, za co kochamy znanego rudego kocura. Garfield jest tutaj złośliwy, leniwy i cyniczny. Warto sięgnąć po ten komiks i wyruszyć w sentymentalną podróż albo, jeśli jakimś sposobem Garfield nie był Wam wcześniej znany, poznać codzienność tego futrzastego obżartucha.

Scenarzysta: Jim Davis
Ilustrator: Jim Davis
Wydawca: EGMONT
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Premiera: 24 września 2025
Oprawa: twarda
Stron: 286
Cena katalogowa: 81zł
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Egmont)
