Gran Turismo Sport – recenzja gry

Jestem ogromnym fanem PlayStation, niezmiennie od wieku lat trzech, ale takim rozsądnym. Obiektywnym. To znaczy, okej, trochę mi nieswojo, kiedy muszę pisać teksty o konsoli Microsoftu, ale żaden ze mnie fanboj – konsola Sony z numerem cztery ma wiele wspaniałych gier i rozwiązań, lecz także i kilka rzeczy, które na pewno potrzebują usprawnień i zmian. Jednym z takich problemów w mej opinii był brak jakościowych gier typowo imprezowych oraz wyścigów na tęże sprzęt. Wraz z To jesteś Ty! i usługą PlayLink, ta pierwsza kwestia staje się nieaktualna – czy dzięki Gran Turismo Sport, japońska konsola może konkurować z xboksową Forzą i tym samym zaspokoić fanów samochodów?

Gran Turismo Sport to nie ta wyścigówka, w której będziemy stworzonym przez siebie kierowcą wspinać się po szczebelkach kariery, aż osiągniemy mistrzostwo w każdym tego słowa znaczeniu. Tryb singleplayer został właściwie całkowicie zignorowany, a dokładniej sprowadzony do kwestii samouczka (całkiem dobrego zresztą) i nudnych wyzwań, na rzecz multiplayera. Rewolucyjnego? Może nie, ale na pewno innowacyjnego i eksperymentalnego. Wyścigi codzienne organizowane są co 20 minut. Niech jednak nazwa was nie zmyli – „wyścigi codziennie” wcale nie oznaczają, iż codziennie mamy inne trasy. Trasy zmieniają się raz w tygodniu i nie miałbym z tym zupełnie żadnego problemu, gdyby te wyścigi były w liczbie większej niż 3… Rankingowe mistrzostwa wymagają wcześniejszego zapisania się, a pierwsze mają odbyć się już 4 listopada. Całość, choć brzmi ambitnie, w odbiorze jest dość toporna i może zniechęcić graczy, którzy po prostu chcą się pościgać, nie bawiąc się w próby czasowe i nie czekając kilkunastu minut, aż w końcu zacznie się właściwa część wyścigu Dzięki Bogu, oprócz tego, mamy całkowicie normalne lobby z pokojami zakładanymi przez innych graczy.

Zobacz również: Gran Turismo 7 – recenzja gry. Znajdź swoją drogę

 

W grze Polyphony Digital czuć prawdziwego ducha sportu. Zanim będziemy mogli wejść na wirtualne trasy, gra nakazuje nam (!) zapoznać się wpierw z zasadami fair play. A co jest najbardziej pokrzepiające? Że gracze rzeczywiście się do nich stosują. Nie ma mowy o jechaniu pod prąd czy taranowaniu innych graczy dla zabawy. W połączeniu ze wspomnianą, nietypową rozgrywką sieciową i ogromem opcji czysto rozgrywkowych, znacznie bliżej temu do stuprocentowego symulatora i prawdziwego esportu, niżeli gry video. Swoją robotę robi tu obłędna grafika; przy odpowiednim sprzęcie, obsługującym HDR, najnowsze dziecko Polyphony Digital może spokojnie dzierżyć miano najpiękniejszej gry na PS4. Jeśli, oczywiście, zignorujemy fakt pojawiania się drzew na poboczu, wyglądających jak z ery PS2…

Największym plusem jest model jazdy, który przywodzi na myśl ten znany z poprzedniej odsłony, Gran Turismo 6. Gra jest idealnie wyważona i każdym samochodem zapewnia całkiem inne doświadczenia. W najnowsze dzieło Polyphony Digital graliśmy przy pomocy profesjonalnej kierownicy Thrustmaster i nie wyobrażam sobie teraz grania w samochodówki za pomocą pada. Fani motoryzacyjnej pornografii będą zachwyceni, gdy zobaczą mnogość opcji pod maską wszystkich fur. Cała reszta to detale, które tworzą ten tytuł – in plus oraz in minus. I więcej, niestety, jest tych, które obniżają ocenę Gran Turismo Sport. Brak dynamicznie zmieniającej się pogody, naprawdę niewielka ilość aut (około 150) w porównaniu do poprzedniczki (ponad 1000) czy nijaki tuning. Denerwuje także zderzanie się z innymi graczami, bo gra nic sobie z tego nie robi, olewając nawet dźwięk wgniatanej blachy, nie wspominając już o efektach wizualnych. Nie rekompensuje tych wad świetny soundtrack ani mała encyklopedia przemysłu samochodowego. Dzięki Gran Turismo Sport, w końcu będę mógł podrasować swoją wiedzę na temat samochodów – kolejny punkt do męskości!

 

Ciężki jest do ocenienia ten nowy Gran Turismo. Od bardzo dawna nie miałem styczności z tytułem, który wyzwolił by u mnie tak ambiwalentne odczucia. Bo z jednej strony to w końcu GT, graficznie wspaniałe i przepiękne, dające bądź co bądź kupę frajdy. Ale z drugiej strony mamy kilka kontrowersyjnych decyzji, wymóg bycia online i masę detali, które – dopiero po dopracowaniu – mogłyby wynieść ten tytuł poziom wyżej. Hardkorowi fani wyścigów powinni bawić się świetnie. Ja? Może przy GT7

Plusy

Ocena

6.5 / 10

Minusy

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze