Wieczór Gier – recenzja filmu

Amerykańscy naukowcy (no bo któż by inny?) odkryli niedawno pewien paradoks, a mianowicie ludzie, którzy dożywali wieku stu lat, mieli najczęściej niezdrowe nawyki – alkohol, papierosy, narkotyki albo częste wizyty w restauracjach typu fast-food, skutkujące nadwagą. Niezbyt logiczne, prawda? W moim życiu popkulturowym także występuje wiele paradoksów. Chociaż wciąż największym z nich zostaje postać Patryka Vegi (stworzyć genialne Służby Specjalne, a później… wiadomo), to moją najnowszą zagwozdką okazuje się być Wieczór Gier, komedia napisana naprawdę wzorowo i komedia, która… w ogóle mnie nie rozśmieszyła.

No, w ogóle to za dużo powiedziane, bo raz czy dwa uśmiech zagościł na mej twarzy. Nie zmienia to jednak faktu, iż na taką ilość gagów, gier słownych i żartów, to wynik najzwyczajniej w świecie słaby. Nasuwa się pytanie – kogo winić? Pierwsze, co przychodzi do głowy, to oczywiście ludzie odpowiedzialni za stworzenie tego filmu w osobie scenarzysty, Marka Peraza i reżyserów, Jonathna Goldsteina i Johna Francisa Daley’a. O ile ten pierwszy nie może pochwalić się zbyt dużym dorobkiem filmowym (największe osiągnięcie to Garbi – Super Bryka z 2005 roku), tak Goldstein i Daley, można powiedzieć, są u szczytu swej kariery; panowie odpowiedzialni są za reebot (i sequel jednocześnie) W krzywym zwierciadle, ale także i za scenariusz do nowego Spider-Mana. Przy Game Night kontynuują dobrą passę swych filmowych dokonań, dostarczając widzowi z pozoru banalny pomysł, będący naprawdę ciekawą historią.

Zobacz również: Bękarty – recenzja filmu

No dobrze, więc twórcy nie są tu winni. Co z aktorami? Obsada tworzy całkiem ciekawą mieszankę wyjadaczy branży z nieco mniej znanymi nazwiskami. Bateman i McAdams (szczególnie ona) jak zwykle trzymają wysoki poziom, lecz prawdziwą gwiazdą tej produkcji zostaje Jessie Plemons, znany chociażby z serialowego Fargo. Ciężko mi uwierzyć, by rola posterunkowego Gary’ego nie rozruszała jego kariery, bo facet ewidentnie ma dryg do aktorstwa. Reszta aktorów też zresztą radzi sobie całkiem nieźle, co zawęża krąg podejrzanych do jednej osoby, a ściślej mówiąc – mnie. To zła wiadomość dla wszystkich tych, którzy nie są laikami w dziedzinie filmów i seriali komediowych. Okazuje się, iż studia bez dna w postaci produkcji (w tym wypadku) komediowych, to dno posiada. Rozumiecie co mam na myśli? Wieczór Gier może okazać się punktem zwrotnym w waszym filmowym życiu i zweryfikować to, czy może was coś jeszcze zaskoczyć jeśli chodzi o poczucie humoru, czy też osiągnęliście ten stan, w którym przed zaśnięciem z niepokojem patrzycie w przyszłość, tuląc swojego misia, roniąc słone łzy i zastanawiając się, czy ktoś nakręci jeszcze świeżą komedię, dzięki której uśmiech ponownie zagości na waszej twarzy.

Straszny problem mam z oceną Wieczoru Gier. Tak jak wspomniałem – ktoś, kto w komedii niewiele widział, typowy niedzielny widz, dla przykładu, może uznać to za naprawdę genialną produkcję, dostarczającą sporą dawkę śmiechu. Weterani obeznani z gatunkiem natomiast, powinni docenić scenariusz i zamysł, ale gagi występujące w tym filmie, w znakomitej większości nie będą ich śmieszyć z jednego, prostego powodu – bazują na sprawdzonych schematach i wariacjach, jakie widzieliśmy w setkach innych komedii, zarówno filmowych jak i serialowych. Warto więc iść na Game Night i przekonać się, do której grupy należycie; bez względu na ostateczny rezultat, seans na pewno zaliczycie do udanych.

Plusy

Ocena

7 / 10

Minusy

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze