Życzenie Śmierci – recenzja filmu

Nikogo chyba nie zszokuję stwierdzeniem, że na tym świecie są osoby, które lubimy w większym i w znacznie mniejszym stopniu, prawda? Ma to swoje podłoże w tak zwanej atrakcyjności interpersonalnej. Gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie jej wyznaczniki – zalety danej osoby, jej podobieństwo do nas albo wartości przez nią wyznawane, okaże się, że wzbudzenie sympatii u drugiego człowieka to dość trudne zadanie. Z filmami natomiast jest trochę prościej. Wystarczy nazwisko jednego aktora czy motyw przewodni, by film jeszcze przed obejrzeniem zdobył nasze serce. Dopiero sam seans weryfikuje stan faktyczny naszych odczuć. I tak jak byłem zachwycony zapowiedzią remake’a Death Wish z Brucem Willisem w roli głównej, tak już w trakcie trwania filmu, mój entuzjazm zderzył się ze smutną rzeczywistością.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadały, że wreszcie, WRESZCIE Bruce Willis po serii padacznych produkcji (Jak dogryźć mafii, pamiętamy), powróci na szczyty popularności w jaśniejącym blasku chwały. Że fani Szklanej Pułapki przestaną płakać na wspomnienie piątej części przygód Johna McClane’a, a strach przed nadchodzącą szóstką zmieni się w radosne wyczekiwanie. W końcu, że Willis – jak za dawnych czasów – uwiedzie widzów swoją charyzmą i dzięki swej osobie, z remake’u Życzenie Śmierci zrobi film przebijający kultowy oryginał. Chciałbym napisać, że tak w rzeczywistości było, ale chciałbym też zaprzestania kręcenia filmów przez Patryka Vegę i numer telefonu Gal Gadot.

Zobacz również: Złote maliny – Bruce Willis otrzymał własną kategorie! Znamy nominowanych

Brutalna rzeczywistość odkrywa bowiem, że Willis stanowi najsłabsze ogniwo tej produkcji. Już od jakiegoś czasu aktor ten cieszy się raczej złą renomą wśród współpracowników (pamiętne kłótnie ze Stallonem i Allenem), ale występ w najnowszym filmie Eliego Rotha to istny gwóźdź do trumny dla kariery gwiazdy Szóstego Zmysłu. Willis po prostu nie gra dobrze; w sporej liczbie scen sprawia wrażenie, jakby mu się po prostu nie chciało grać albo zapomniał tekstu i zaczął nieudolnie improwizować swoje kwestie. Wygląda to tragikomicznie i przywołuje na myśl zwykłego naturszczyka (tak, można porównać Willisa do Wiseau). Gdzie się podział ten charyzmatyczny aktor, za którym szalały kobiety, a dla facetów był wzorem męskości? Tego nie wie nikt.

Sam film prezentuje się natomiast naprawdę nieźle, ale nie zdziwi fakt, że niczego odkrywczego widzowie w nim nie znajdą – pomijając, że to remake filmu z 1974 roku. Ot, typowa produkcja z motywem przewodnim w postaci zemsty, gdzie to bohater, zirytowany bezradnością policji, postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Eli Roth nie stworzył jednak bezmózgiego akcyjniaka, w którym chodzi o strzelanie i zabijanie. Ba, powiem nawet, że ukazana w Życzeniu Śmierci walka samotnego mściciela z przestępczością miasta Chicago, to małe arcydzieło. Każde poczynanie Grim Reapera, jak nazwana została postać grana przez Willisa, jest szeroko komentowane w mediach lokalnych oraz społecznościowych. To z kolei automatycznie przywodzi na myśl wszystkie dyskusje o prawie do posiadania broni i przestępczości w Stanach Zjednoczonych. Poruszenie takich tematów mimowolnie wzbudza u oglądającego jakąś refleksję i szansę na wyrobienie swojego własnego zdania, co – jak się okazuje – nie jest takie proste.

Zobacz również: Najlepsze filmy lat 90-tych

Jedyne, co wzbudza moją wątpliwość, to intencje reżysera. Trudno mi zrozumieć, jaki film Roth chciał stworzyć. Przez dwie godziny trwania seansu, Życzenie Śmierci kilkukrotnie zmienia swój ton, trochę na zasadzie ze skrajności w skrajność. W pewnym momencie akcja dochodzi do takiego punktu, w którym zmiana kierunku wydaje się być strzałem w kolano, a jednak Roth stawia na spowolnienie biegu zdarzeń i poważniejszy ton historii. Jak zazwyczaj to chwalę, tak w przypadku Death Wish aż się prosi o przerysowanie i nieco komiksowy charakter całości. Wielka szkoda, bo przez taki zabieg, mogła powstać jedna z najlepszych produkcji w swoim gatunku, a tak, finalny produkt daje efekt bardzo nietypowego miszmaszu w negatywnym tego słowa znaczeniu.

Eli Roth osiągnął swój mały sukces, gdyż po raz pierwszy w historii, produkcji spod jego rąk udało się przeskoczyć schodek słabizna i wylądować na stopniu średniak z potencjałem. Bo w istocie, Życzenie Śmierci to całkiem udany, przewidywalny tytuł, dostarczający funu, ale też stojący w dużym rozkroku między swoimi dwiema tożsamościami. Trzymam kciuki za sequel, ale tylko pod warunkiem, że Roth postawi w pierwszej kolejności na rozwałkę oraz sceny podchodzące pod gore, a Willis nie będzie sprawiał wrażenia zmęczonego i podirytowanego wujka, który został zmuszony przez swoją żonę do wyniesienia śmieci i teraz jest obrażony na cały świat.

Plusy

Ocena

6 / 10

Minusy

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze