Madame – recenzja filmu. Słodko-gorzki smak życia

Nie dalej jak przedwczoraj, popełniłem recenzję Wieczoru Gier, amerykańskiej komedii, będącej niczym innym jak zlepkiem sprawdzonych dowcipów i gagów z setek innych, odmóżdżających filmów. O ile po tym tytule obiecywałem sobie wiele, a niewiele dostałem, tak po Madame nie oczekiwałem niczego, co już po kilkunastu minutach seansu spowodowało u mnie ogromne wyrzuty sumienia. Przez odgórne  założenie, iż będzie to produkcja niewarta mej uwagi, mało brakowało bym wybrał się na Czerwoną Jaskółkę, odrzucając tym samym Madame na stos dzieł zapomnianych. A co gorsze – byłbym człowiekiem nie lepszym od niektórych bohaterów Madame

Film Amandy Sthers opowiada historię służącej, która za sprawą swojej przełożonej, ma okazję zasiąść do wieczerzy z wysoko postawionymi osobami i zostać arystokratką na jedną noc. Nie jest to jednak ugruntowane żadnymi pozytywnymi przesłankami ze strony pani domu, o nie – to po prostu przesądna kobieta i nie chce, by przy stole siedziało 13 gości, gdyż to przynosi pecha. Plan, w którym prosta służąca wypełnia jedynie miejsce, siedzi na krześle i z nikim nie rozmawia, oczywiście szybko bierze w łeb.

Zobacz również: Ojciec – recenzja filmu. Groza starości

Sthers ewidentnie nie jest fanką zamożnej części społeczeństwa; scenariusz z impetem uderza w tych najwyżej postawionych, wytykając im pychę i chciwość. Reżyserka i scenarzystka Madame nie popada jednak w skrajność. W jej filmie widnieje wiele odcieni szarości, co stanowi o sile jej dzieła. Każdy z bohaterów ma swój bagaż, jakąś historię do opowiedzenia. Kunszt pisarski Sthers w połączeniu z niesamowitą obsadą daje w rezultacie najwyższą filmową jakością, której ozdobą są dwie utalentowane panie – Toni Collette oraz Rossy de Palma (jej uroda przywodzi na myśl obrazy Picassa, czyż nie?). Jedyny szkopuł w moim odczuciu stanowi zbyt duża liczba otwartych wątków. Owszem, można uznać, że nie o to w Madame chodzi, że reżyserka zostawia dopowiedzenie historii bohaterów wyobraźni oglądającego, jednakże po 90 minutach seansu, czuć pewien niedosyt. Może z kolei to też świadczy o wyjątkowości tego filmu?

Madame to niezwykle inteligentny komediodramat, przypominający nieco Kopciuszka w lekko zmodyfikowanej wersji. Skłania do refleksji, angażuje widza i, co jest prawdopodobnie największym komplement dla dziecka kinematografii, zostaje w głowie na dłuższy czas. Świetna i niepozorna produkcja, z soundtrackiem wpadającym w ucho. Szczerze polecam. I – przy okazji – obiecuję sobie i światu, że żadnego filmu nie będę już traktował z góry przed pójściem na seans. No, chyba, że mowa o kolejnych produkcjach Patryka Vegi.

OCENA: 8/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze