The Mooseman – recenzja gry. Dzieło sztuki

Inspiracją w tworzeniu historii dla rosyjskich twórców była mitologia Czudów. Tym sposobem, fabuła opowiedziana w grze studia Morteshka krąży wokół ludowych legend i wierzeń ściśle związanych ze zwierzętami. Gracz wciela się w tytułowego szamana, mającego zdolność widzenia tego, co dla ludzkiego oka jest niewidoczne. Świat w The Mooseman składa się bowiem z trzech wymiarów, zamieszkiwanych przez umarłych, ludzi oraz bogów. Nasz bohater wyrusza w podróż przez wszystkie te światy, a my razem z nim.

Zobacz również: Hellblade: Senua’s Sacrifce – recenzja gry. Definicja psychozy

The Mooseman natychmiastowo przywodzi na myśl Limbo i czuć, że w jakimś stopniu Rosjanie inspirowali się tytułem studia Playdead. U Moosemana, głównej roli nie odgrywa rozgrywka, bo ta sprowadza się dosłownie do 2 przycisków i gałeczki, służącej do poruszania się w prawo lub lewo. Można pomyśleć, że infantylne sterowanie nie za dobrze świadczy o jakości gry, jednak nie w tym wypadku; twórcy wdrażając tak prosty system, jasno dają do zrozumienia, iż w The Mooseman chodzi o doświadczenie i przeżycie, opowiedzenie historii. To właśnie ona i jej narracja stanowią najważniejszą część tej produkcji, na spółkę ze zjawiskową oprawą audiowizualną.

Podczas tej około półtoragodzinnej przygody, ciężko mi było oderwać się od ekranu. Kolejne plansze niosły za sobą kolejne, fascynujące obrazy oraz niezwykłe melodie. Świat wykreowany przez studio Morteshka stanowi dla mnie jeden z ciekawszych światów ukazanych w grach ostatnimi laty. Jego pełny obraz daje dopiero odkrycie wszystkich totemów-znajdziek, ujawniających nam więcej szczegółów na temat poszczególnych aspektów i zjawisk tego świata. Jest on bardzo interesująco pomyślany, ale zapewniam was, że choć zagadki logiczne występujące w grze nie są aż tak wymagające, tak odkrycie wszystkich ukrytych znajdziek stanowi nie lada wyzwanie.

Zobacz również: Unravel 2 – recenzja gry. Powrót włóczkowego przyjaciela

the mooseman

The Mooseman spokojnie może zostać zaliczony w poczet najlepszych przykładów na to, iż gry mogą reprezentować sobą coś więcej niżeli czystą rozrywkę. Małe, rosyjskie dzieło sztuki, z którym warto się zapoznać, szczególnie jeśli cenicie sobie niezależne gry oraz ich oryginalność.

OCENA: 8.5/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze