Team Sonic Racing – recenzja. Piekielnie dobry wyścig!

Jeśli ktoś jest introwertykiem bez znajomych i Internetu, też znajdzie coś dla siebie w najnowszej produkcji Segi. Team Sonic Racing oferuje całkiem sporo aktywności dla jednego gracza, zaczynając od trybu fabularnego. Choć fabularny to może słowo na wyrost. Bo zadajmy sobie pytanie – wokół czego może być zbudowana historia w grze wyścigowej? No wokół wyścigów rzecz jasna, a jako że temat wałkowany nie od dziś ani nawet nie od wczoraj, to ciężko coś innowacyjnego w kwestii fabuły wymyślić. Tak też na gracza czeka sporo klasycznych, gokartowych wyścigów z power-upami oraz kilka wyzwań. Model jazdy nikogo nie zaskoczy, ot, solidna, rzemieślnicza robota, do której ciężko się o coś przyczepić. Tak więc tryb dla jednego gracza – bardzo sympatyczny, starczający na jakieś 3 do 6 godzin, ale ale! Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero ze znajomymi, dzięki trybowi drużynowemu!

Zobacz również: Crash Team Racing Nitro-Fueled – recenzja gry. Powrót Crasha na tory wyścigowe!

Jak przyjemnie gra się w Team Sonic Racing ze znajomymi w trybie drużynowym! Dwunastu kierowców jest podzielonych między cztery teamy, które wspólnie pracują na końcowy wynik. Nie jest to więc w myśl zasady każdy sobie rzepkę skrobie i twórcy zadbali, by gracze z jednej drużyny mogli sobie pomagać. Taką pomocą jest dla przykładu złoty ślad, zostawiany przez członka drużyny, będącego na najwyższej pozycji. Jadąc tym szlakiem, pozostali koledzy otrzymują przyśpieszenie, a tym samym mogą poprawić swoje miejsce w wyścigu. Innym zespołowym zagraniem jest oddanie power-upa. Za te pomoce drużynowe dostajemy gwiazdeczki uzupełniające miernik pozwalający aktywować – uwaga, bo będzie mega tandetnie z lekkim zabarwieniem nazistowskim – ZESPOŁOWĄ MOC OSTATECZNĄ. Brzmi groźnie, ale sprowadza się do takiego kilkusekundowego nitro i nietykalności pozwalającej na taranowanie wrogów. Dochodzi więc tu element strategii – wykorzystać tę moc jak najszybciej i liczyć, że uda się nam napełnić wskaźnik raz jeszcze czy trzymać go na ostatnie okrążenie

Tryb drużynowy wraz ze swoimi rozwiązaniami wprowadza lekki powiew świeżości do dość wyeksploatowanego gatunku. A kim będziemy jeździć? Na gracza czeka 15 zawodników ze świata Sonica i 21 kolorowych, świetnie pomyślanych tras. Poziomem nie odstają one nawet od tych z Mario Kart 8. Zawodnicy podzieleni zostali na trzy typy kierowców – Szybkich, Usprawnionych Potężnych. Każdy typ charakteryzuje się innymi statystykami. I tak oto typ Szybki ma największą prędkość maksymalną, ale kiepskie przyśpieszenie. Typ Usprawniony nie traci na prędkości jeżdżąc po trawie czy wydmach. Potężni kierowcy natomiast posiadają umiejętność niszczenia przeszkód. Dodatkowo, twórcy przygotowali dość bogatą możliwość personalizacji pojazdu, co stanowi fajne urozmaicenie.

Zobacz również: Super Mario 3D All-Stars – recenzja. Nintendo doi jak szalone

Problem, jaki mam z tego typu wyścigami i właściwie jedyny poważny zarzut względem Team Sonic Racing to poziom trudności. Naprawdę ciężko o dobry, zbalansowany poziom trudności, który zadowoli każdego. W najnowszym Sonicu poziom trudności jest tak wyśrubowany, że czegokolwiek byś nie zrobił i jakkolwiek byś  nie próbował, to każdy wyścig będzie drogą przez mękę. Z jednej strony, super – emocje i presja rzeczywiście dostarczają rozrywki na najwyższym poziomie. Z drugiej, trochę to niesprawiedliwe, bo gra po prostu nie daje Ci możliwości wypracowania sobie spokojnej przewagi.

Między Team Sonic Racing Crash Team Racing Nitro-Fueled zapowiada się doprawdy pasjonujący – o ironio – wyścig. Niebieski jeż już pokazał, że w wyścigi umie i to naprawdę dobrze i z niecierpliwością czekamy na odpowiedź jamraja. Bez względu na wynik tej rywalizacji, zwycięzcami przede wszystkim są posiadacze Xboxa One i PlayStation 4, bo na obu tych platformach brakowało takiej ścigałki, która zbierze przed telewizorem znajomych i pozwoli się pościgać na splitscreenie. Nowy Sonic spełnia swoje podstawowe założenie – daje masę funu.  Jak najbardziej go polecam, zarówno dla dużych jak i mniejszych.

Plusy

Ocena

8.5 / 10

Minusy

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze