Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry. Relaksujący tytuł na trudne czasy

Mówiąc całkowicie poważnie, Animal Crossing: New Horizons nie mogło chyba wybrać lepszego czasu na premierę. Ucieczka w wirtualny świat, gdy w tym prawdziwym nie dzieje się za dobrze, to rozwiązanie dziś bardzo popularne. I słusznie. Obniżamy stres, relaksujemy się i dobrze się przy tym bawimy. Animal Crossing to idealny wybór do takiej ucieczki z tego prostego powodu, że to takie bardziej dziecinne i bardziej japońskie Simsy. To symulator życia, miasta i społeczeństwa, ubrany w bardzo cukierkowe i niewinne barwy. No, i z dodatkiem antropomorficznych zwierząt, rzecz jasna.

Zobacz również:

Zaraz na starcie gry, stworzymy swego avatara w krótkim i prostym kreatorze postaci, a następnie wybierzemy wyspę, na której przyjdzie nam zamieszkać. W naszym nowym domu powita nas Tom Nook. Tom Nook, jak się okazuje, to postać otoczona niezwykłą sławą wśród fanów serii, nazywany gdzieniegdzie głównym antagonistą gry. Nie rozumiałem tego, dopóki z nim nie porozmawiałem. Na dzień dobry zakomunikował mi, że za samą przeprowadzkę jestem mu winien 50 tysięcy Bellsów, czyli waluty używanej w Animal Crossing. Spoiler – potem zawoła kolejnych 100, futrzany kapitalista…

W poprzedniej odsłonie – Animal Crossing: New Leaf – zostajemy burmistrzem już istniejącego miasta. W New Horizons dostajemy szansę zbudowania go i aranżacji całej wyspy według naszego widzimisię, od samego początku. Tym oto prostym sposobem najnowsze Animal Crossing sprawia, że gracz się angażuje. A to bardzo ważne. Zaczyna mu zależeć na swoim wirtualnym światku, mając go niejako za drugi dom. I to chyba najmocniejszy punkt tej produkcji. Niewielkim nakładem sił, New Horizons wciąga grającego, zapewniając mu przy tym sporo frajdy, a przede wszystkim satysfakcji. Po kilkunastu godzinach gry, nie ciężko ją poczuć. Zaczynamy od surowej, nietkniętej przez ludzką (ani antropomorficzną) dłoń wyspy, z zaledwie dwójką sąsiadów w namiotach obok. Następnie, stopniowo doświadczamy tego, jak to wszystko się rozwija. W miejsce trawy pojawiają się drogi. Namioty zmieniają się w domy. Na wyspę przybywają kolejni mieszkańcy, powstają sklepy… Mało która produkcja może pochwalić się stworzeniem takiej więzi z grającym.

Zobacz również: Astro’s Playroom – recenzja gry. Dobre, bo za darmo?

Oczywiście, zmian tych nie uświadczymy z dnia na dzień, w myśl powiedzenia nie od razu Rzym zbudowanoAnimal Crossing charakteryzuje nieśpieszna, niezobowiązująca rozgrywka. Graczy lubiących akcję czy fabularne twisty (poza twistami w postaci haraczy dla Tom Nooka, rzecz jasna), może to tempo od razu zniechęcić. Wystarczy powiedzieć, że aby uświadczyć jesieni czy zimy w New Horizons… musimy zaczekać do tych pór roku w świecie rzeczywistym. Czas w grze płynie razem z naszym. Kiedy Tom Nook powie nam 30 marca, że jutro na wyspie przypłynie nowy mieszkaniec – nie ma tu przesady. Będziemy musieli odczekać do następnego dnia – 31 marca – aby móc rzeczonego jegomościa powitać. Co robić w takich chwilach? Okazuje się, że New Horizons oferuje naprawdę sporo różnych aktywności.

Dla przykładu, wspomniany już Tom Nook nieustannie będzie nam przypominał, że jesteśmy mu dłużni pieniądze. Powinniśmy więc pozwać go do sądu, ale jako że gra nie daje nam takiej możliwości, musimy go spłacić. Jak? Walut w New Horizons mamy dwie. Podstawową w każdej grze z serii, tak zwane Bellsy oraz drugą, nową, nazwaną Nook MilesNook Milesy wiążą się bezpośrednio z aktywnościami na wyspie. Za wykonywane czynności, możemy odbierać milesy z poziomu naszego telefonu. Za złowienie kilku ryb, zasadzenie kwiatka, porozmawianie z każdym mieszkańcem wyspy czy choćby za zrobienie sobie selfie. Za obie te waluty będziemy mogli kupić najróżniejsze rzeczy. Od wyposażenia domu, poprzez ubrania i ulepszenia ekwipunku, na nowych projektach do warsztatu kończąc.

Zobacz również: The Walking Dead: The Telltale Definitive Series – recenzja gry. Kompletne wydanie przygód Clementine

Animal Crossing

Tak, crafting i zbieractwo odgrywają w najnowszym Animal Crossing ważną rolę. To też mnie nieco zraziło do tego tytułu. Natychmiastowo przypomniały mi się gry przepakowane grindem, gdzie spędza się dziesiątki godzin zbierając drewno i kamienie. Może w New Horizons nie jest to aż tak ekstremalne, a niektórzy znajdą to nawet jako zabawowe. Mnie się to jednak nie spodobało. I tak też oto będziecie spędzać czas na swojej wyspie. Z czasem odblokują się wam całkowicie nowe opcje. Twórcy zapowiedzieli nawet specjalne eventy. Grę możecie również urozmaicić odpalając tryb multi. W lokalnym trybie wieloosobowym na jednej konsoli pogracie do maksymalnie czterech osób. Tryb ten – Party Play – jest raczej mało interesujący, ale do grania z dzieckiem czy rodzeństwem – w sam raz. Sieciowej rozgrywki nie byłem niestety w stanie przetestować, ale skupia się on na przyjmowaniu gości na swoją wyspę lub odwiedzaniu wysp swoich przyjaciół. No cóż – wpierw wypadałoby jakichś mieć…

Zobacz również: Unravel 2 – recenzja gry. Powrót włóczkowego przyjaciela

Animal Crossing

Jeśli słowo casualowy miałoby kiedyś mieć swojego reprezentanta, New Horizons bez wątpienia byłoby do tego idealnym kandydatem. Dla wielu będzie to zapewne pierwsze zetknięcie z tą liczącą niemal dwie dekady marką. Dla mnie było i choć myślałem, że z Animal Crossing: New Horizons spędzę całą kwarantannę, dla mnie – człowieka z niestwierdzonym ADHD – gra okazała się zbyt powolna. Na pewno ma ona  swój unikatowy urok, który już dostrzegają rzesze fanów, a który zapewne wielu jeszcze doceni. Jeśli chcecie uciec do wirtualnego świata, gdzie spędzicie setki godzin i jeszcze poczujecie z tego satysfakcję – najnowsze Animal Crossing powinno podbić wasze serca.

A, i jeśli macie dzieci albo rodzeństwo i chcielibyście, by każdy miał swoją wyspę – nie jest to możliwe. Ktoś genialny wymyślił sobie, że w Animal Crossing: New Horizons można mieć tylko jedną wyspę na konsolę. Nie na konto. Na KONSOLĘ. Kiepścizna.

OCENA: 8.5/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze