Jeśli w ogóle nie kojarzycie nazwy 3rd Secret, to absolutnie się tym nie przejmujcie, bo w natłoku informacji mogliście przegapić zawiązanie się nowej supergrupy w której skład wchodzą członkowie Nirvany, Perl Jam i Soundgarden. Jak to zwykle bywa z takimi „tworami”, często te płyty okazują się niewypałami. Tu aż tak źle nie jest…
Na początek fakty. Jakiś tydzień temu media muzyczne podały sensacyjną wiadomość o tym, że właśnie wychodzi album zespołu 3rd Secret w którego skład wchodzą Krist Novoselic (bas, Nirvana), Kim Thayil (gitara, Soundgarden), Matt Cameron (perkusja, Pearl Jam) a także gitarzysta Bubba Dupree oraz wokalistki Jillian Raye (współtworząca wraz z Novoselicem zespół Giants in the Trees) i Jennifer Johnson. Zresztą jeśli spojrzymy na okładkę, to rodzą się niewinne teorie spiskowe… Widzimy na niej tylko Raye i Novoselica, co skłania do podejrzeń, że oceniany właśnie materiał miał należeć Giants in the Trees, zaproszono do jego nagrywania wybitnych gości, a marketing i działania promocyjne zrobiły swoje, czyli stworzono coś odrębnego. Być może się mylę, ale coś jest na rzeczy…
Zobacz również: Jack White – Fear Of The Dawn – recenzja płyty
Nazwiska muzyków już dużo mówią o muzyce – jest naprawdę sporo naleciałości grunge’owych. Najwyraźniej słychać to w takich utworach jak między innymi posępny I Choose Me, Lies Fade Away z solówką gitarową żywcem wyciągnięto z pierwszych płyt Pearl Jam czy Somewhere in Time, który, ze względu na kobiecy wokal, budzi skojarzenia z zespołem Garbage. Jednak całego albumu nie można nazwać monotematycznym, bo obserwujemy tu naprawdę rozpiętość gatunkową. Od indie folku w postaci Rhytm of the Ride czy Last Day of August, przez pop rockowe Live Without You po gotyckie koszmarki a la Nightwish w Winter Soltice.
Paradoksalnie, przy natłoku kultowych instrumentalistów, największą robotę wykonują właśnie wokalistki, które chwilami brzmią jak wspomniana już Shirley Manson z Garbage, ale także jak Nina Person z Cardigans czy PJ Harvey. Co wcale nie oznacza jakieś próby kopiowania. Myślę, że pierwszy album 3rd Secret nie będzie hitem komercyjnym, co też świadczy o tym jak piszą o nim (albo w ogóle nie piszą) zagraniczne media muzyczne. Recenzje (jeśli są), okazują się bardzo neutralne lub chłodne. Głównie chodzi o wspomniane grunge’owe archaizmy i wytarte schematy. Nie sposób się z tym nie zgodzić, ale są momenty. Dla mnie wygrywa otwierający całość, wspomniany już folkowy Rhytm of the Ride, który jest według mnie jedną z najlepszych piosenek tego roku. Gdyby tak brzmiała całość… A tak pozostaje pamiątka, którą fani muzyki z Seattle na pewno z radością postawią na półce i przynajmniej czasami po nią sięgną.