Foals – Life Is Yours – recenzja płyty

Bardzo dobrze, że niniejszy tekst nabrał realnego kształtu dopiero teraz, a nie parę dni wcześniej, bo moja ocena nowej płyty zespołu Foals – Life is Yours – byłaby zgoła inna. Co ważne, dla obu stron, bo zespół został pochwalony (przekażecie im?) a ja zyskałem bardzo fajny, wakacyjny (tak!) album.

To prawda, najnowszy album Foals – Life Is Yours nie wchodzi za pierwszym razem. Jeszcze w weekend, podczas spotkania z przedstawicielami bardzo fajnej polskiej wytwórni (efekty całego zajścia odczujecie również wy, drodzy czytelnicy portalu Popkulturowcy.pl), dywagowaliśmy z kolegami – muzykami, że słabiutko i tym podobne. Oczywiście, wtórowałem temu, będąc już po kilku odsłuchach. Po kilku następnych zmieniłem jednak zdanie… Ale po kolei.

Zobacz również: Elvis – recenzja filmu. Audiowizualna uczta, którą koniecznie trzeba zobaczyć w kinie

Foalsi to już gwiazda, a przynajmniej bardzo popularny zespół reprezentujący szufladę indie rocka. Life Is Yours to już ich ósma (jeśli licząc, że każda z części Everything Not Saved Will Be Lost, czyli ostatnich premierowych utworów zespołu, jest osobnym bytem) płyta. I nie zmienia się u nich dużo (no może poza składem, bo od jakiegoś czasu są triem).

Po pierwsze – stylistyka, którą Wikipedia nazywa dance punkiem (trochę śmieszne, ale coś w tym jest). Towarzyszy im od początku do teraz. I zaskakujące jest to, że, wydawać by się mogło, wąska formuła, przez te wszystkie lata jeszcze się nie wyczerpała. Po drugie, większość utworów Foalsów, biorąc pod uwagę cały ich dorobek, zamyka się w podobnej konwencji. Mam na myśli takie elementy jak: pulsujący bas, mocne, ale oszczędne bębny, wibrująca (właśnie taka „nowojorska”, choć to „Brytole”) gitara i, przede wszystkim, bardzo charakterystyczny wokal lidera bandu Yannisa Philippakisa, podparty chóralnymi back vocalami.

Zobacz również: The Smile – A Light For Attracting Attention – recenzja płyty

I po trzecie, od pierwszej płyty nie schodzą z pewnego, wysokiego poziomu. Na ich najnowszej płycie jest sporo naprawdę wpadających w świadomość utworów. Są to dla przykładu (wymieniam według kolejności na krążku): tytułowy, Wake Me Up, 2am, 2001, Looking High czy The Sound. Niby te wszystkie oparte na wspomnianym zbiorze argumentów nr 2, ale jakże inne od siebie. I przez to mocne, a przede wszystkim chwytliwe. Niestety, jest parę słabszych numerów – to te mniej żwawe, jak (summer sky) czy Under The Radar… Ale o dziwo, słuchając tej muzyki od początku do końca, przytoczone chwilę wcześniej tytuły aż tak nie rażą, są spójne całością.

Czyli co, wyszło pozytywnie? Raczej tak, ale nie ukrywam, że to pierwsza recenzja tutaj, z którą miałem tak duży problem przy przyznaniu oceny. Bo z jednej strony średnie wrażenie, ciągłe kiszenie się we własnym sosie. Z drugiej jednak kompozycje na wysokim poziomie, które wyróżniają się na tle nijakiej konkurencji. Może tą „ósemkę” daję mocno na wyrost i narażam się na polemikę czy obśmianie, to zaryzykuję. Foals –  Life Is Yours jest już w wakacyjnym kuferku.

Plusy

  • Znów świetne przeboje, takie jak Life Is Yours, 2am czy Wake Me Up
  • Yannis Philippakis w formie wokalnej
  • Jest lekkość!

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Czasami lekko przynudzają
  • Powoli zaczynają zjadać ogon
Przemek Kubajewski

Dyrektor Akademii Menedżerów Muzycznych. Entuzjasta wszystkiego, co składa się na pojęcie 'popkultura'. Zawodowo zajmuje się marketingiem, PRem i sprzedażą w branży muzycznej (i nie tylko). Prywatnie fan gier video, piłki nożnej (głównie angielskiej) i książek o latach 90' (taki z niego boomer). Nie ma jednak na to za dużo czasu, bo przede wszystkim poświęca go swoim dzieciom. Zarówno zawodowo jak i prywatnie słucha dużo muzyki i bardzo lubi dzielić się spostrzeżeniami na jej temat z innymi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze