Interpol – The Other Side of Make-Believe – recenzja płyty

Smutni post-nowofalowcy prosto z Nowego Jorku, Interpol, wydali właśnie swoją siódmą regularną płytę. Mam wrażenie, że z każdym kolejnym albumem liczba  fanów (do których akurat się zaliczam), nieubłaganie się kurczy, a nowych entuzjastów zespołu nie przybywa. Trochę szkoda, bo ‘The Other Side of Make-Believe’, to przyzwoite rockowe granie… Choć może się mylę, bo przecież jestem ich nieobiektywnym fanem.

Doskonale pamiętam ich debiut z 2002 czyli rewelacyjny Turn On The Bright Light, który podpięto pod New Rock Revolution. Jednak Interpol nie do końca pasował stylistyką do zespołów, reprezentujących nowe muzyczne zjawisko, ze swoimi ziomkami z tego samego miasta na czele, The Strokes. Nowa rewolucja bardziej nawiązywała do radosnego, beztroskiego grania a jej wizytówką były przesterowane gitary i melodyjne refreny. Natomiast pierwsza płyta Interpolu to dużo melancholii, niepokoju, smutku. Równie charakterystyczny, ale frapujący wokal Paula Banksa i pulsujący bas Carlosa D. Skojarzenie mogło być tylko jedno – Joy Division.

Zobacz również: Wet Leg – Wet Leg – recenzja płyty

Ale Nowojorczycy nie dali się zaszufladkować, czego dowodem była druga (wydana w 2004) pt. Antics. Nie miała aż tak pozytywnych recenzji jak debiut, ale krótkimi, brudnymi, z drugiej strony jednak przebojowymi, numerami, kupili publikę – zjeździli największe festiwale na Świecie, zyskali dużą popularność. Niestety, ta spójność stylistyczna sprawiła, że każde kolejne nowe wydawnictwo to już odcinanie kuponów od dwóch świetnych płyt. Wszystko na zasadzie 2-3 fajne kawałki, reszta to smęty, smuty i przerost formy nad treścią. W międzyczasie odszedł Carlos D., basista niezwykle dobry i charakterystyczny (nie tylko ze względu na styl grania, ale na także na swój image) i tak panowie od tego czasu grają jako trio.

Interpolowi nie pomogły też na pewno „skoki w bok” lidera (z kronikarskiego obowiązku: solowy, bezbarwny Julian Plenti, zaskakujący duet z raperem RZA pod nazwą Banks & Steelz i naprawdę fajny, raczej indie folkowy twór o nazwie Muzz). Jeśli dotrwaliście do tego momentu, to znaczy że przebrnęliście przez mocno skrócone bio Interpolu i możemy przejść do oceny płyty. Nietypowo, zacznijmy od końca – jeśli chodzi o wewnętrzne porównania, to The Other Side of Make-Believe naprawdę się wyróżnia i jest, wg mnie, największą ich pozycją od lat (dokładnie od 18, bo już teraz stwierdzam, że ten nowy krążek wygrywa u mnie z wydanym w 2007 roku Our Love to Admire, więc jest obecnie moim numerem 3 w ich dyskografii). Oczywiście, znów dużo tu smęcenia, ale to już chyba ich znak rozpoznawczy.

Zobacz również: Gwiazdy muzyki w filmie i telewizji #1

Mamy tu jednak dwie przepiękne perły, wyróżniające się nie tylko na albumie, ale całej twórczości tria. To singlowy Toni, znany od dłuższego czasu (partia pianina miażdży) oraz Fables, przypominający klimatem utworu projektu Muzz (wspomnianego chwilę wcześniej). Reszta jest poprawna i nie wychodząca poza bezpieczny schemat (Go Easy (Palermo), Into The Night, Greenwich). Fajnie, że są przynajmniej dwa utwory, w których dało się podkręcić tempo, to Gran Hotel i Renegade Heart. Pisząc sylwetkę zespołu nie wspomniałem o Danielu Kesslerze, gitarzyście, który zawsze imponował mi kreatywnością i stylem. Na poprzednich płytach wpadł w rutynę, tutaj kilkukrotnie ocknął się z marazmu, czego dowodem są właśnie Gran Hotel i Renegade Heart.

Podsumowując, jeśli ktoś lubi dojrzałe, alternatywne granie (np. spod znaku R.E.M czy nawet Nicka Cave’a), to mocno polecam mu The Other Side of Make-Believe zespołu Interpol. Znów przestrzelono z datą premiery, bo ja oczami wyobraźni widzę siebie z kubkiem gorącej herbaty, wpatrzonym w zalaną kroplami deszczu szybę i kontemplując Interpolowe dźwięki. Tymczasem ja dumnie stawiam na półkę… Ale niestety brak mi argumentów, żeby zachęcić do tej muzyki młodziaków, takich kilkunastoletnich/dwudziestoparoletnich (piszę to, bo sam miałem 16 lat, jak jarałem się debiutem Interpolu). Sorry, nie ten target!

Plusy

  • Solidna pozycja w dorobku zespołu
  • Toni – utwór wyjątkowy
  • Zdarza im się podkręcić tempo…i wtedy jest bardzo dobrze

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Nie potrafią wygrzebać się z rutyny, płyta całościowo brzmi jak trzy poprzednie
  • Chyba za dużo melancholii i smutku… Zwłaszcza w okresie wakacyjnym
Przemek Kubajewski

Dyrektor Akademii Menedżerów Muzycznych. Entuzjasta wszystkiego, co składa się na pojęcie 'popkultura'. Zawodowo zajmuje się marketingiem, PRem i sprzedażą w branży muzycznej (i nie tylko). Prywatnie fan gier video, piłki nożnej (głównie angielskiej) i książek o latach 90' (taki z niego boomer). Nie ma jednak na to za dużo czasu, bo przede wszystkim poświęca go swoim dzieciom. Zarówno zawodowo jak i prywatnie słucha dużo muzyki i bardzo lubi dzielić się spostrzeżeniami na jej temat z innymi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze