Matylda – recenzja spektaklu. Hit z West Endu w Teatrze Syrena

Pamiętacie Matyldę? Dziewczynkę z filmu Danny’ego DeVito z 1996 roku,  opatrzonego tytułem – nomen omen – Matylda? A czy wiecie, że ta historia z książki Roalda Dahla ma również swoje teatralne oblicze? I wreszcie, po 11 latach obecności na West Endzie, Matylda zawitała na polską scenę za sprawą warszawskiego Teatru Syrena i Teatru Kameralnego w Bydgoszczy. Warszawska premiera: 10 września 2022 r.

Matylda to niezwykle inteligentna dziewczynka, która miała to nieszczęście urodzić się w mało bystrej czy uczciwej rodzinie. W dodatku dla swoich rodziców – Państwa Korników – jest jedynie zawadą i czarną owcą rodziny, czego nie omieszkują jej za każdym razem wytknąć. Na szczęście Matylda używa swego umysłu jak supermocy (dosłownie i w przenośni), by ochronić samą siebie przed zgubnym wpływem dorosłych. Bardzo szybko jej poczucie sprawiedliwości zostaje wystawione na próbę. W szkole Panny Łomot panuje bowiem surowa dyscyplina w myśl jej motta: Dzieci to gnidy. A gnidy głosu i rozumu nie mają. Na szczęście dziewczynka znajduje sojuszników wśród swoich nowych kolegów i koleżanek. Pomagają jej także nauczycielka – Panna Miodek  – oraz bibliotekarka – Pani Pomagała. I wtedy dochodzi do prawdziwej rewolucji! Bo „kiedy życie nie w sobie nic z landrynki, nie wystarczy zrobić tylko słodkiej minki”.

Na samym początku należą się wielkie słowa uznania dla reżysera Jacka Mikołajczyka, coacha wokalnego Marcina Wortmanna, choreografów Jarosława Stańki i Katarzyny Zielonki oraz całej załogi opiekującej się obsadą dziecięcą. Dzięki nim Ci młodzi aktorzy stali się prawdziwymi gwiazdami sceny i dali niesamowicie energetyzujące i inspirujące widowisko. Wysoka jakość tej współpracy była widoczna w każdym szczególe i wylewała się poza ramy spektaklu. Piękny to był widok, gdy cała obsada wywoływała na koniec do ukłonów nie tylko reżysera, ale również asystentów, inspicjentkę i suflerkę.

Zobacz również: Broad Peak – recenzja filmu. One man show – Ireneusz Czop

Matylda jest prawdziwą ucztą dla oczu i uszu! Wspaniała scenografia i przede wszystkim mistrzowska reżyseria świateł zaadaptowane na polską scenę przez Mariusza Napierała przeniosły nas na najlepsze sceny West Endu i Broadway’u. Z drugiej strony mamy muzykę i piosenki Tima Minchina genialnie wykonaną przez zespół pod kierownictwem Tomasza Filipczaka. Dodajmy do tego jeszcze fantastyczną choreografię wspomnianych już Katarzyny Zielonki i Jarosława Stańka i mamy kompletne dzieło musicalu z najwyższej półki.

Matylda
fot. Krzysztof Bieliński/Teatr Syrena

Ale i to wszystko byłoby samo w sobie niczym, gdyby nie aktorzy. Widziałam dwa warszawskie pokazy z dwoma różnymi obsadami – przedpremierowy 8 września oraz premierę 10 września. I dzięki temu mogę powiedzieć, że absolutnie cały zespół tej produkcji wykonał swoją pracę perfekcyjnie. Mimo jednoznacznego tytułu musicalu, Matylda nie jest tutaj jedyną bohaterką. Pozostałe postaci mają swoje większe lub mniejsze epizody, w których aktorzy dokonują prawdziwego popisu umiejętności.

Zacznę od świetnego wykonania wokalnego i aktorskiego Łucji Dobrogowskiej i Julii Kołodziejczyk (Matylda). Każda z dziewczynek ma przepiękną, indywidualną barwę głosu, którym potrafi się cudownie posługiwać. Ich koleżanki i koledzy nie pozostają w tyle. To prawdziwe rewolucyjne dzieci. Warto tu wspomnieć zwłaszcza przezabawnych i uroczych Lawendę – Marta Perzyna i Zuzanna Wąsiewicz – oraz Bruce’a – Filip Jakubiak i Jan Wieczorek.

Zobacz również: Pinokio – recenzja filmu. Emocje wykute z drewna

Niekwestionowaną gwiazdą jest Panna Łomot (Damian Aleksander i Przemysław Glapiński) – i nie mówię tego tylko po to, żeby nie trafić do kłudła. Panowie dali fantastyczny pokaz wokalny i komiczny. Wydają się wprost stworzeni do tej roli.

Marek Grabiniok i Albert Osik to dwaj zupełnie różni Panowie Kornikowie. Warto zobaczyć obie kreacje. Mają trochę inny temperament i bawią nieco różnymi żartami, ale równie skutecznie. Przy okazji – świetny zabieg, gdy jeszcze w czasie antraktu, przy zbierającej się publiczności, aktorzy pojawiają się na scenie i nawiązują kontakt z widzami.

Agnieszka Rose i Katarzyna Walczak stworzyły bardzo wyrazistą i charakterną Panią Kornik o jeszcze bardziej wyrazistym i charakternym głosie i stylu tańca. Panna Miodek grana zarówno przez Edytę Krzemień jak i Magdalenę Placek-Boryń zachwyca ciepłem i delikatnością w głosie i obyciu. Każdy chciałby chyba mieć taką nauczycielkę. A Pani Pomagała w wykonaniu Beatrycze Łukaszewskiej i Marty Walesiak-Łabędzkiej jest cudownie roztrzepaną i emocjonującą przyjaciółką.

Matylda
fot. Krzysztof Bieliński/Teatr Syrena

Jest jeszcze cały zastęp ról, które co prawda nie dostały tyle samo czasu scenicznego co wyżej wymienieni. Jednak wyraźnie zaznaczają one swoją obecność i zapadają w pamięć (jak np. Maciej Dybowski – Michael czy Łukasz Szczepanik – Rudolfo, żeby wymienić zaledwie kilka).

Matylda to spektakl o niespotykanej sile, ukrytej w zupełnie niepozornych miejscach. A jednak zdolnej do rozniecania prawdziwej rewolucji.

I jasne, że nikt nie może mnie tu wyręczyć
muszę swą historię wziąć we własne ręce
rzecz w tym, że trzeba być czasem niegrzeczną.

Plusy

  • Fenomenalna reżyseria świateł
  • Kreacja Panny Łomot
  • Świetnie przetłumaczone piosenki

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Zbyt groteskowa scena porodu na początku
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze