O ile The HU po wydaniu pierwszej płyty ‘The Geger’ byli ciekawostką w świecie muzycznym – intrygującą, ale chyba niekoniecznie (także przeze mnie) traktowaną poważnie, tak teraz, z chwilą ukazania się drugiej płyty ‘Rumble Of Thunder’ umocnili się jako zespół, który wprowadził unikatowym stylem dużo świeżości do muzyki wagi ciężkiej. Ten album można określić jednym słowem: CZAD!
Nie jestem i nigdy nie byłem wielkim specjalistą od metalu, natomiast mam na półkach wiele płyt z kategorii ciężkiego grania, głównie klasykę gatunku… Co nie znaczy, że nie jestem na bieżąco – bardzo cenię współczesny metal za to, że nie kostnieje, zaskakuje, wychodzi poza ramy… I co ważne, da się lubić, pod wieloma względami. Na pewno The HU, dzięki tej swojej egzotyczności zalicza się do tej wspominanej przeze mnie fajnej i świeżej jakości i energii. Zwłaszcza, że Mongołowie tworzą tu naprawdę kawał dobrej muzyki. Po pierwsze – kompozycje. Naprawdę, z uwagi na bogate instrumentarium dzieje się tu dużo. Głównie mamy tu fajny, energetyczny lub klimatyczny metal (This Is Mongol, YUT Hövende, Black Thunder) i sporo innych podany z orientalnymi smaczkami. Ale mamy też sporo folku, takiego z dużą ilością mocy i melodii (mój zdecydowany faworyt – Triangle). Jednak największym atutem tej muzyki, przewijającej się przez cały album, jest śpiew. Specjalnie nie piszę wokal, bo to coś więcej. Chóralne krzyki, pohukiwania, całe back vocale rovią tu naprawdę taką robotę, że głowa mała!
Zobacz również: Röyksopp – Profound Mysteries II – recenzja płyty
I jeszcze jedno, nie mogłem oprzeć się jednemu porównaniu – Metallica. Aż sprawdziłem w innych publikacjach i okazuje się, że nie tylko ja tak uważam. Według mnie to nawet wokalista przewodzący (inaczej nie mogę go nazwać…) czyli Gala, ma bardzo podobną barwę głosu i styl śpiewania do wczesnego Jamesa Hetfielda), a taki Tatar Warrior to wręcz hołd dla legendy trash metalu.
Mimo paru, według mnie, mankamentów (płyta jest trochę za długa, poszczególne utwory też czasem się ciągną, stylistyka jest jednak, jako całość czasem monotonna), to naprawdę świetny album, który spokojnie mogą posłuchać też ci, co na co dzień nie słuchają metalu. Więc szable w dłoń i słuchamy wojowników z Ułan Bator.