1899 – recenzja serialu. Titanic, piramidy i… Maciej Musiał?

1899 – nowy serial Netflixa od twórców fenomenalnego moim zdaniem Dark, czyli Barana Bo Odara i Jantje FrieseTym razem jednak zamiast małomiasteczkowej społeczności niemieckiego Winden, obserwujemy grupę imigrantów z kilku europejskich krajów. W nowej fabule scenarzystka wraz z reżyserem nie mogli się zdecydować również z wyborem miejsca akcji. Postanowili zatem umieścić bohaterów na rejsie transatlantyckim. Obserwujemy historię z perspektywy kilku pasażerów i członków załogi statku Cerber. Gdzieś w tle, niczym mgła nad bezkresnym oceanem, majaczy historia o zaginięciu drugiego parowca niejakiego Prometeusza.

Tyle mniej więcej można dowiedzieć się z materiałów promocyjnych czy stron serialu 1899 w różnych serwisach. Ja sam planuję w tej recenzji powiedzieć znacznie więcej. Jednak najpierw nakreślę cały kontekst, z jakiej właściwie perspektywy spoglądam na nowe dzieło autorów Dark. Od lat jestem fanem produkcji z gatunku mystery, uwielbiam Z archiwum X, Miasteczko Twin Peaks to moje totalne top seriali, a nawet na polskim rynku znajdują się warte uwagi dzieła jak chociażby Naznaczony. Z wielkim oddaniem od najmłodszych lat zgłębiałem tajemnice produkcji telewizyjnych, co później przerodziło się w czytanie różnych mistycznych treści, zaczynając od mitologii, a lądując w gąszczu internetowych forów pełnych miejskich legend i foliarskich teorii spiskowych. Nic dziwnego zatem, że 1899 wciągnęło mnie swoją narracją już od pierwszych minut.

Zobacz również: Dziwny świat – recenzja filmu. Książęta Disneya

Serial na bank z miejsca przyciągnie do siebie fanów poprzedniego dzieła Barana Bo Odara i Jantje Friese. Twórcy bowiem zostawiają poszlaki i korzystają z tropów znanych już wcześniej widzom Dark, co z pewnością ułatwi podążanie za tą całkiem zwariowaną fabułą. Jest to jedna z tych produkcji, które ogląda się z uwagą, zdecydowanie nie mamy tu do czynienia z serialem do obiadu. Sam mimo skupienia niejednokrotnie musiałem zrobić kilka kroków w tył, bądź małą przerwę między kolejnymi odcinkami, aby poukładać sobie te klocki. Narzucono tu naprawdę solidne tempo i chociaż miejscami klimat bywa oniryczny czy senny, to jednak historia co rusz podsypuje nam nowe okruchy zagadki. Pod względem zaplatania węzła gordyjskiego tej fabuły serial zdecydowanie kondensuje wszystkie trzy sezony Dark w ramach 8 odcinkowej historii. Warto natomiast podkreślić, że podobnie jak we wcześniej wspomnianym serialu również 1899 stanowi historię od początku rozpisaną na trzy części. Ja z pewnością będę z wypiekami na twarzy wyczekiwał ciągu dalszego. Zdecydowanie jest bowiem na co!

Zobacz również: Rozczarowana – recenzja filmu. Tytuł mówi sam za siebie

Ten serial bez odrobiny przesady mógłbym nazwać Matrixem dla iGenu, gdyby nie to, że Generacja Z już w świecie rzeczywistym może poczuć się, jakby tkwiła w symulacji. 1899 jest produkcją niebywale ciekawą. Na szczególną uwagę zasługuje zabieg wykorzystany przez twórców, historia o imigrantach jest bowiem wielojęzyczna, co wydawałoby się oczywiste, jednak jak często w popkulturze spotykaliśmy się chociażby z nazistami mówiącymi perfekcyjnym angielskim, godnym brytyjskiego dżentelmena? Ów zabieg ma w fabule szczególne zastosowanie, ponieważ często wpływa na problemy w komunikacji między bohaterami. Współczesna wieża Babel, a to tylko jedna z wielu warstw tej produkcji. Parafrazując Shreka „1899 jest jak cebula – ma warstwy”. Serial ten opowiada o wielu rzeczach, każdy powinien znaleźć w nim coś dla siebie czy to na metafizycznym, czy znacznie bardziej przyziemnym poziomie. Jednak ani trochę nie czyni to  nowej produkcji Netflixa dziełem dla każdego. Ja sam postanowiłem wytłuścić trzy moim zdaniem najważniejsze rzeczy, na których skupia się pierwsza z trzech części historii.

Fot. 1899
Fot. 1899, Netflix

1899 to serial o ludziach. Mimo, że jednoznacznie nie nazwałbym go obyczajowym, to jednak poznać możemy naszych bohaterów w dłużej mierze na wylot. Są oni bowiem ludźmi w najlepszym i najgorszym tego słowa znaczeniu. Fabuła niejednokrotnie wystawia bohaterów na próbę. My, jako widzowie, możemy się często łapać za głowę, że jak można podjąć daną decyzję. To wszystko tylko po to, by na pewnym etapie zderzyć się ze ścianą. Te boleśnie ludzkie zachowania ujęły mnie najmocniej. Zżycie z bohaterami okazało się banalnie proste: realnie czuć ich frustrację, ból czy niepokój. Historię wszystkich postaci dramatu łączy dodatkowo jeden czynnik. Chęć ucieczki. To tylko ułatwia, moim zdaniem, wczucie się w sytuację każdego z nich. Kto z nas bowiem nie próbował kiedyś przed czymś w swoim życiu uciec? Mniejszym, bądź większym.

1899 to również dzieło o mózgu, psychologii i neurologii. Może nie zawsze dosłownie i nie do końca, ale nikt nigdy nie mówił, że mamy do czynienia z produkcją naukową lub choćby popularnonaukową. Twórcy Dark na podobieństwo Christophera Nolana zafascynowali się teoriami naukowymi i wykorzystują je w swoich dziełach. Moim zdaniem jednak wychodzą z tego znacznie bardziej obronną ręką niż reżyser Incepcji czy Dunkierki. Ludzki mózg niejednokrotnie przewija się w całej historii zarówno w przenośni jak i dosłownie. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę również oddziaływanie na ten organ u widza. Jedną mocną scenę w której bierze udział lwia część liczącej ponad 1400 osób załogi Cerberusa wypaliła mi się na zwojach. Jak już obejrzycie, doskonale zrozumiecie o czym mówię.

Zobacz również: Nie cudzołóż i nie kradnij – recenzja filmu. Czy wystarczy przykazań na jeden dobry film?

Fot. 1899
Fot. 1899, Netflix

1899 to także historia o śnie i przebudzeniu. Ja wiem doskonale, że to kolejny punkt w którym przeginam, bo miałem wytłuścić jedynie trzy rzeczy o których ów serial opowiada. Co jednak widać w samym tylko tym akapicie znajdują się dwie rzeczy. Są w moim odczuciu ze sobą jednak tak zespolone, że grzechem śmiertelnym byłoby je rozdzielać. Serial ten niejednokrotnie pokazuje nam to jak trudno zaakceptować otaczającą nas rzeczywistość. O tym jak często uciekamy w „sen” z którego wolelibyśmy się nigdy nie zbudzić. Tak jest lepiej, wygodniej, boli mniej. Historia wiele razy narusza strefę komfortu widza, mierzi, a następnie porzuca z porcją trudnych egzystencjonalnych przemyśleń. Jak dla mnie bomba! DZIEŁO ABSOLUTNE! Być może jestem w niszy, ale jeśli i wy czujecie się jej częścią, to 1899 to coś dla was!

W ramach podsumowania chciałbym napomknąć o jednym z moich ulubionych zabiegów, czysto technicznych, jakim jest kończenie każdego z odcinków solidnym rockowym szlagierem. Mocny i skuteczny klucz do mojego serca, nie będę kłamał. W momencie eskalacji. gdy bohaterom zaczęło przygrywać Don’t Fear the Reaper włosy stanęły mi dęba. Kupiony zostałem natomiast gdy pewien świętej pamięci (lub wedle niektórych radośnie żyjący na Marsie) muzyk pożegnał nas swoim szlagierem. Tytułu nie podam, bo to taki spoiler, że aż boli. Poradźcie sobie zatem z tym cierpieniem w najlepszy możliwy sposób. Bingujcie 1899! P.S. Niech kawa was obudzi, zanim zrobi to rzeczywistość. Miłego seansu.

Plusy

  • Ten serial jest jak ogry i cebula... MA WARSTWY
  • Intryga wciąga jak najlepszy odkurzacz i oplata niczym kolczasty drut
  • Aktorstwo i oprawa audio-wizualna

Ocena

10 / 10

Minusy

  • Będzie nam dane bardzo długo czekać na pozostałe 2/3 tej historii
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze