Janusz Walczuk – Jan Walczuk – recenzja płyty

Rynek muzyczny zmienił się nie do poznania. Coraz częściej jesteśmy świadkami objawienia młodego talentu, który podbija rynek. To zjawisko dotarło również na polską scenę hip-hopu głównie za sprawą SBM i ich akcji SBM Starter dzięki, której wybili się między innymi MATA, czy Kasperczyk. Teraz z łatką młodego gniewnego w swoim najnowszym albumie próbuje zerwać Janusz Walczuk.

Na wstępie nie będę ukrywać, że Janusza Walczuka znam głównie dzięki pracy w newonce i z gościnnych występów w studiach piłkarskich. De facto, słyszałem może ze dwie, max trzy jego piosenki. Jednakże informacja i otoczka wokół jego nadchodzącego drugiego albumu, który wychodzi dwa lata po debiucie, mnie zaciekawiła. Sam autor podkreślał, że album powstał z potrzeby uzewnętrznienia się. Jan Walczuk, bo tak nazwano krążek, miał być swoistym rozliczeniem się z dotychczasowym życiem młodego rapera. Czy faktycznie tak jest ? I cóż takiego miał Janusz Walczuk nam do powiedzenia ?

Zobacz również: Riverside – ID.Entity – recenzja płyty

Od czego by zacząć. Jan Walczuk jest albumem niesamowicie osobistym. Całość otwiera singiel o tym samym tytule, który od pierwszych tekstów nakłada spory ciężar na słuchacza. Tu faktycznie czujemy, że Janusz Walczuk rozlicza się ze swoimi ciężkimi początkami i może dziwnie zabrzmi, ale pozytywnie nastawia na gorzką resztę albumu.

Nic bardziej mylnego. Dalej wylewa się na nas pięć tracków o chlaniu, imprezach i o tym jak Walczuk został młodym, chodzącym bankomatem. Nawet jeśli przyjmując koncepcje, że poszczególne piosenki pokazują drogę młodego rapera aż do chwili obecnej, to przepraszam bardzo, ale ten segment trąci lekkim przegięciem. Po ciężkim, gorzkim początku dostajemy klubowe rytmy o wiecznej imprezie. Wprowadza to taki chaos poznawczy, że nie wiem co o tym myśleć. Jedyne, co tu się broni to zapodany beat w piosence Open Bar, który idealnie pasowałby do zdecydowanie cięższego tekstu, ale tu został po prostu zmarnowany.

Zobacz również: ID.Entity – wywiad z zespołem Riverside. Zmiany to część naszej tożsamości

Dalej jest już trochę lepiej. W nazwijmy to drugim akcie, raper gorzkim okiem spogląda na postać Janusza Walczuka. Rzadko się zdarza, że raper młodego pokolenia tak wnikliwie i trafnie jest w stanie ocenić obraz, jaki sobie wykreował. Widać, że relacja  Jan – Janusz jest tu momentami na cienkiej, balansującej pomiędzy miłością a nienawiścią linii. Szkoda, że ten akt zamyka się w dwóch piosenkach Skarb Nienawidzę Janusza Walczuka, bo w porównaniu do imprezowej części, to tu było jeszcze sporo potencjału.

Ważną częścią albumu jest pewna zmiana w życiu Janusza Walczuka. Pierwsza poważna miłość. Postać ukochanej rapera Klaudyny pojawia się niejednokrotnie na albumie, a nawet dostała swój segment, który otwiera piosenka Ti Amo. Tutaj raper bardzo umiejętnie balansuje nie tylko pomiędzy językami, ale bawi się latino rapem, który w Polsce ostatnimi czasy staje się coraz bardziej popularny. Z tej części albumu bije spore serce i prawdziwe, pełne nadziei uczucie. Przywodzi to na myśl pierwsze, młodzieńcze zakochanie. Trzymać tylko kciuki, żeby to się źle nie zestarzało.

Nawet jak na osobę niezaznajomioną z twórczością Janusza Walczuka jestem nieco zawiedziony. Jan Walczuk w ostatecznym rozrachunku jest albumem, na którym źle rozłożono akcenty i niesamowicie na tym traci. Świetne osobiste piosenki są tu zestawiane z imprezowymi i niewnoszącymi nic do ogółu utworami, co powoduje, że cały przekaz marnieje. W konsekwencji Jan Walczuk jest albumem po prostu nijakim. Szkoda.

Źródło obrazka wyróżniającego: SBM/ Youtube/ miniaturka do teledysku Janusz Walczuk

ŚLEDŹ NAS NA IG

Plusy

  • Osobiste przemyślenia na temat sławy i wizerunku
  • Dobry romans z latino rapem

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Źle rozłożone akcenty pomiędzy poważniejszymi tekstami, a imprezowymi
  • Wkradająca się przez to dłużyzna
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze