Samuraj i Stich, tom 1 – recenzja mangi. Dziwne, prawda – ale dobre!

Początkowo, gdy zobaczyłem zaplanowaną na luty mangę Samuraj i Stich, pomyślałem, że to jakaś pomyłka. 

I nawet nie chodzi o samo przeniesienie naszego ulubionego, disneyowskiego kosmity na język japońskiej mangi. Takie twory już powstawały i były zresztą ciepło przyjęte przez fanów. Tyle, że wciąż kręciły się wokół przyjaźni Sticha z małą dziewczynką. Natomiast tutaj? Lilo i Stich połączony z mangą osadzoną w… średniowiecznej Japonii? A wszystko to pod tytułem Samuraj i Stich? Cóż za abstrakcyjny, na wskroś japoński pomysł! Jednak, po lekturze tomu pierwszego przyznaję – jestem niezwykle zaintrygowany.

Zobacz również: Najlepsze bajki Disneya

Całość zaczyna się bardzo, bardzo poważnie. Zbyt poważnie, jak na tak kolorową i radosną okładkę. Nasz tytułowy Samuraj, Yamato Maison, to wielki władca, który znany jest z okrucieństwa i wojen. Gdy wraz ze swoją armią ma bezdusznie podbić kolejną prowincję, z nieba spada statek, z którego wychodzi niebieskie zwierzę, wzięte przez poddanych Maisona za magiczną istotę Tanuki. Na widok Sticha, twardy, bezlitosny i okrutny Samuraj… Zaczyna się rozczulać nad słodkim stworkiem, starając się o jego atencję i akceptację.

samuraj i stich

Takie pomysły – tylko w japońskiej mandze. I choć początkowo czułem się naprawdę (NAPRAWDĘ) nieswojo, oglądając próby zaprzyjaźnienia się Samuraja ze Stichem, muszę przyznać, że lekturę skończyłem jednym tchem. Od razu zdradzę, że w pierwszym tomie nie dzieje się za dużo. Przez niemal 160 stron Samuraj i Stich oglądamy dywagacje na temat tego czym jest, a czym nie jest niebieski zwierz z kosmosu oraz próby oswojenia go przez Yamato.

Zobacz również: Najlepsze komiksy z Batmanem

Wszystkiemu towarzyszy oczywiście duża dawka humoru. Ten, jak na mangę przystało, jest naprawdę udany, a często i abstrakcyjny. Kilka razy śmiechłem na głos, gdy Meison wykazywał swą obsesję na punkcie pogłaskania brzuszka Sticha. Co mnie jednak najbardziej ciekawi, to to, co na nas czeka w kolejnym tomie. Zdradzę wam, że zakończenie tego pozostawiło mnie z uniesionymi brwiami i otwartą buzią. Nie spodziewałem się, że twórca mangi – Hiroto Wada – tak dokładnie będzie chciał przenieść świat Lilo i Stich do Japonii tamtych czasów.

Pierwszy tom Samuraj i Stich to bardzo przyjemna niespodzianka od Egmontu. Nie jest idealna i na chwilę obecną stanowi bardziej ciekawostkę, niżeli coś naprawdę godnego polecenia. Ale, kto wie – może wraz z kolejnymi tomami to się zmieni. Ja czekam na więcej!

Plusy

  • Bardzo nietypowy pomysł, który ma potencjał...
  • Sporo humoru, często absurdalnego
  • Ładne wydanie w przystępnej cenie

Ocena

7 / 10

Minusy

  • ... choć za dużo to się tutaj jak na razie nie dzieje
  • Nierówny poziom rysunków przedstawiających Sticha
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze