Okno na parlament – recenzja spektaklu. W cieniu wielkiej polityki

Komedia pomyłek, farsa totalna z rytmem wybijanym przez trzaskanie drzwi i okna. Czyli Okno na parlament – sztuka Roya Cooney’a w Och-Teatrze w reż. Krystyny Jandy.

Okno na parlament opowiada pewien niechlubny epizod z życia brytyjskiego ministra (Krzysztof Stelmaszczyk), który aranżuje spotkanie ze swoją kochanką w hotelu Westminster. Jego romans z sekretarką opozycji (Weronika Warchoł) może wyjść na jaw w wyniku niekorzystnego splotu okoliczności. Obydwoje znajdują bowiem w swoim pokoju trupa detektywa (Tomasz Drabek), którego wynajął zazdrosny mąż (Sławomir Pacek). W dodatku niespodziewanie wpada Pani ministrowa (Lidia Sadowa). Do tego mamy szereg postaci, które na przemian ułatwiają i utrudniają życie Pana ministra. Głównie utrudniają.

Okno na parlament
Fot. Robert Jaworski, Kinga Smolińska

Krzysztof Stelmaszczyk doskonale pasuje do roli ministra. Bardzo wprawnie operuje żartem słownym i kreuje wiarygodną postać kręcącego polityka. Podobnie jest z postacią kulawego, szkockiego kelnera w wykonaniu Mirosława Kropielnickiego. Bardzo charakterystyczna, komediowa kreacja. Widzowie czekali z utęsknieniem na jego ponowne wejście, ciekawi co też znowu powie. Nie rozumiem tylko do końca dlaczego był w kilcie. Być może jest to nawiązanie do oryginalnej sztuki Cooney’a, ale dla polskiego odbiorcy raczej niewiele to mówi. Moje wątpliwości również rodziło obsadzenie jedynej nie-białej aktorki w roli pokojówki (którą swoją drogą Aleksandra Szwed zagrała rewelacyjnie) – „panienki” do towarzystwa, mówiącej po włosku i hiszpańsku oraz kilkoma łamanymi słowami po polsku.

Zobacz również: Alicji Kraina Czarów – recenzja. Zaklęta w czasie

Największą zaletą produkcji jest natomiast spektakularny popis aktorski Krystiana Pesty w roli George’a – sekretarza ministra. Jego postać to irytujący maminsynek, lekko głupkowaty i bardzo naiwny. Na koniec natomiast niespodziewanie uruchamia w sobie macho – z właściwą dla siebie i gatunku sztuki niezdarnością i przesadą. Pesta fantastycznie pokazał dwie twarze swego bohatera, budząc histeryczne wręcz wybuchy śmiechu.

Dramaturgia bardzo szybko nabiera tempa i utrzymuje się na wysokich obrotach praktycznie do końca pierwszego aktu. Co jest odrobinę męczące. Chętnie zobaczyłabym tam kilka wolniejszych momentów, które ponownie mogłyby przyspieszyć i jeszcze wzmocnić żart sytuacyjny. Drugi akt już jednak działał idealnie.

Okno na parlament
Fot. Robert Jaworski, Kinga Smolińska

Ogromne brawa należą się aktorom, którzy nie raz musieli biegać za plecami widowni, by zaraz pojawić się po zupełnie drugiej stronie sali. Wszystko udało się znakomicie. Artyści stworzyli wspaniałą iluzję, która jest niesamowitą siłą w teatrze. Całości dopełnia piękna scenografia, która przenosi nas do luksusowego apartamentu hotelowego w stylu art deco.

Zobacz również: Czarny Szekspir – recenzja. Lekcja (z) historii

Jak to w farsie bywa – Okno na parlament kończy się szczęśliwie. Warto prześledzić jednak losy jej bohaterów, którzy jednego wieczoru potrafią dostarczyć wielu emocji i łez śmiechu.

Plusy

  • Gra Krystiana Pesty
  • Aktorzy, którzy "teleportują się" między kulisami
  • Piękna scenografia

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Nieco męczący pierwszy akt
  • Czemu kelner nosi kilt?
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze