Zaczęło się z problemami technicznymi, ale cały zespół Teatru Syrena – na scenie i poza nią – wykazał się prawdziwym profesjonalizmem i szybko opanował sytuację. To jest piękno teatru na żywo. I tak Czarny Szekspir w reż. Jacka Mikołajczyka zaprezentował się wreszcie publiczności.
Czarny Szekspir to historia Iry Aldridge’a – pierwszego czarnoskórego aktora, który stał się sławny dzięki swej grze pierwszoplanowych ról szekspirowskich. Przed nim były one zarezerwowane tylko dla białych artystów. Musical inspirowany jest prawdziwymi zdarzeniami i postaciami XIX-wiecznej Europy. Zobaczymy więc np. Jenny Lind (Anna Terpiłowska) – słynną szwedzką śpiewaczkę czy Tarasa Szewczenko (Dominik Ochociński) – ukraińskiego poetę i działacza politycznego. W spektaklu rozwinięty jest zwłaszcza wątek rewolucyjnej siły teatru. Takiej, która jest w stanie wpływać na rzeczywistość i dlatego okazuje się zagrożeniem również dla władz politycznych. Lekcja historii dla nas wszystkich.
Scenariusz i koncepcja inscenizacyjna fantastycznie rozgrywa fakt, że siedzimy w teatrze. Jacek Mikołajczyk zrobił z widzów statystów scen, które dzieją się w budynku teatralnym. Stajemy się słuchaczami rewolucyjnych wystąpień, które przerywa nalot tajnej policji. Innym razem jesteśmy widownią w Covent Garden, która stanowi prawdziwy przekrój XIX-wiecznego społeczeństwa brytyjskiego. Kilka razy nawet pojawiają się drobne żartobliwe przytyki do ówczesnych krytyków (twórcy oczywiście puszczają w ten sposób oczko również do tych obecnych na Czarnym Szekspirze). Aktorzy i aktorki świetnie bawią się przy tym kontaktem z publicznością i wciągają ją w swoją grę.
Zobacz również: Czarny Szekspir i rewolucyjna siła teatru – wywiad z Jackiem Mikołajczykiem
Najlepsza pod tym względem jest scena, kiedy anarchisto-terro-feministka Emma Shelly wraz ze swoimi towarzyszkami wyśpiewuje swój hymn-protest song. Marta Burdynowicz w tej roli jest po prostu niesamowita. Przebojem zdobywa scenę zarówno aktorsko jak i wokalnie. Jej piękna barwa i potężna siła głosu czyni z Emmy prawdziwą liderkę i przywódczynię, która jest w stanie pociągnąć za sobą tłumy. Aktorka wspaniale interpretuje wykonywane piosenki, wywołując w widzach salwy śmiechu, ale również poczucie doniosłości chwili. Jednocześnie Burdynowicz w scenach zbiorowych potrafi się wycofać kiedy to konieczne i dać pole innym aktorom. Oglądanie jej to czysta przyjemność.
Niekwestionowanym mistrzem jest dla mnie również Przemysław Glapiński w roli czarnego charakteru – Jago. Pierwszych 20 min spektaklu zagrał z niedziałającym mikrofonem. Poradził sobie z tym fenomenalnie – bez zastanowienia ogrywał śpiewanie do mikrofonów innych aktorów i aktorek lub podchodził do samej krawędzi sceny, by być jak najbliżej publiczności. Wyglądało to tak, jakby właśnie tak miało być. Znakomitym refleksem wykazała się również zakulisowa część załogi, która w jego partiach wyciszała zespół muzyczny. Magia teatru na żywo w czystej postaci.
Zobacz również: Matylda – recenzja spektaklu. Hit z West Endu w Teatrze Syrena
Nie ukrywam, że jestem wielką fanką Glapińskiego, nie tylko z powodu wyżej wymienionego. Jego gra aktorska jest zawsze nieskazitelna a jego bohaterowie bardzo charakterystyczni. W Czarnym Szekspirze dodatkowo pokazuje jak w jednej chwili z dumnego i dystyngowanego byłego lekarza a teraz aktora w trupie Aldridge’a, przeobraża się na moment w skrzeczącego i hałaśliwego żebraka. W dodatku jego wykonanie piosenki Gniew jest najlepszą muzyczną sceną spektaklu. I nie, nie wystarczy posłuchać nagrania – to trzeba zobaczyć na żywo.
Bardzo mocnym i wymownym momentem jest gest, który wykonuje Jago pod koniec spektaklu. W pewnym momencie ten słusznie rozżalony i pałający nienawiścią czarny charakter klęka przed swym dotychczasowym wrogiem – Aldridge’em. Uznaje publicznie w ten sposób jego wyższość jako artysty i człowieka bez względu na kolor skóry. Żałuję, że właśnie w tym momencie nie opada kurtyna. Ira wypowiada potem jeszcze kilka zdań, które nie mają już takiej siły wyrazu i burzą efekt.
Fantastyczną kreację przedstawiła również Anna Terpiłowska w roli Jenny Lind. Jako narratorka i przewodniczka po tym spektaklu nieustannie utrzymuje uwagę widzów swoją energiczną i bardzo różnorodną grą oraz fantastycznym wokalem. Świetnie spaja swoją osobą dwie rzeczywistości – akcji spektaklu i sytuacji teatralnej samej w sobie.
Zobacz również: Premiery teatralne – marzec 2023
Mikołaj Woubishet natomiast w roli Iry bardzo dobrze sprawdza się aktorsko. Jego bohater jest bardzo zdeterminowany i świadomy swojej przełomowej roli w historii nie tylko teatru. Dlatego też decyduje się na współpracę z rewolucyjnym ugrupowaniem z Emmą Shelly na czele. Niestety jeśli chodzi o stronę wokalną – Woubishet ginie w zestawieniu z pozostałymi głosami. Brakuje mu siły dźwięku zwłaszcza w górnych partiach melodii. Tak się dzieje np. w duecie między Irą a jego żoną Desdemoną (Magdalena Placek-Boryń). Z jeszcze innej strony, aktor świetnie nawiązuje kontakt z publicznością i swobodnie improwizuje dialogując z widzami ze sceny.
Sceny zbiorowe zostały świetnie zakomponowane. Choreografia Katarzyny Zielonki i Jarosława Stańka bardzo dobrze koresponduje z tekstem piosenek i ich przesłaniem. W dodatku jest bardzo różnorodna: od tańca i ogrywania rekwizytów po rytmiczne klaskanie i wydobywanie dźwięku z różnych części ciała inspirowanych muzyką afrykańską. Podobnie kolorowe bogactwo kostiumów Katarzyny Adamczyk – dzięki nim co chwilę widzimy tych samych aktorów w coraz to innym wcieleniu.
Zobacz również: Najlepsze filmy muzyczne
A tych wcieleń jest sporo, na co wskazuje chociażby lista bohaterów spektaklu. Cały zespół aktorski spisał się znakomicie w obliczu tego wyzwania. Co chwilę wpadają na scenę w innym kostiumie, charakteryzacji i to jeszcze z tyłu lub boku widowni. Mimo tego każda z tych postaci ma szansę wyróżnić się i zaistnieć. Dzięki nim przenieśliśmy się w samo centrum wydarzeń.
Czarny Szekspir jest kolejną bardzo udaną produkcją oryginalną Teatru Syrena. Musical ma również bardzo ważną wartość edukacyjną – opowiada mało znaną historię z dziejów teatru europejskiego oraz o rewolucyjnym potencjale tej dziedziny sztuki. Twórcy nie zostawiają nas jedynie z przemyśleniami dotyczącymi przeszłości. W naturalny sposób, dzięki postaci Tarasa Szewczenki, znajdziemy w nim również odniesienie do trwającej wojny w Ukrainie. W ten sposób, mimo lekkiej formy musicalowej, teatr chce poruszać również trudne tematy. I okazuje się, że działa to znakomicie.