The Smashing Pumpkins – Atum – recenzja płyty

Pod koniec kwietnia ukazał się długo oczekiwany album The Smashing Pumpkins Atum. Płyta ma aż 33 utwory, które łącznie trwają ponad dwie godziny! Projekt ten, w zamyśle grupy, stanowi rock-operę na trzy akty, chociaż ciężko tu doszukiwać się hybrydy rocka i opery… 

Słuchając albumu, odnoszę wrażenie, że zespół szuka swojej nowej stylistyki, ale niekoniecznie już ją znalazł. Pierwszy akt jest bardziej electropopem niż rock-operą, i to w złym wydaniu. Atum to również tytuł utworu wprowadzającego. Singiel rozpoczyna się syntezatorami, które psują całą kompozycję. Są nie tylko zbędne, ale zakłócają odbiór muzyki. Po tych kilku trudnych dla mnie sekundach wchodzi gitara i tu już można oczekiwać dobrej porcji muzyki rockowej. Niestety, syntezatory dają o sobie znać nie tylko w dalszych momentach numeru, ale i na całym albumie.

Słuchając drugiego utworu – Butterfly Suite, mam wrażenie, że zespół chciał w nowoczesny sposób wrócić do lat 80. Ale niekoniecznie w dobrym stylu. Podoba mi się moment cięższych gitar, natomiast nie pasuje on do kompozycji tego numeru. Zdecydowanie większy potencjał ma singiel The Good in Goodbye – jest on całkiem rockowy (i pewnie dlatego uważam, że jest jednym z lepszych na płycie), ale warto pominąć pierwsze 40 sekund, w których… nic się nie dzieje.

Zobacz również: Swiernalis – Stoicki Niepokój – recenzja płyty

Drugi akt rozpoczyna się Avalanche i znowu odnoszę wrażenie, że muzycy chcieli przypomnieć lata 80. Jednak połączenie rock-opery z electropopem i syntezatorami z lat 80. to chyba za dużo jak na jedną płytę. Następna piosenka Empires rozpoczyna się solidną dawką gitarowych riffów i to mi się podoba, daje chwilę rockowego oddechu. Kolejne kompozycje to powrót syntezatorów i dźwięków trudnych do słuchania. Chociaż druga część niewątpliwie jest mniej uwierająca w ucho słuchacza, to wciąż niewiele ma wspólnego z rock-operą. Dobrym utworem jest singiel promujący płytę Beguiled. Jest najlepszą propozycją na tym albumie. Kompozycja jest najbliższa do rockowo-operowego brzmienia.

Zobacz również: Depeche Mode – Memento Mori – wbrew i wspak

Trzeci akt rozpoczyna się Sojourner, który jest łagodną balladą pop-rockową. Utwór charakteryzuje się jasnym brzmieniem i brakiem syntezatorów (uff…). Drugą propozycją w tym akcie jest That Which Animates the Spirit i muzycznie naprawdę nie jest zły! Ciekawa linia perkusyjna i gitarowa, chociaż warstwa wokalna przypomina musical. The Canary Trainer jest spokojną i ciekawą piosenką, która jest przyjemna w słuchaniu – czego niestety nie można powiedzieć o następnym kawałku. Zespół znowu wraca do charakterystyki rockowej w In Lieu of Failure, jednak linia wokalna jest dosyć oczywista i nie ujmuje za serce, ale utwór się broni muzycznie. Fireflies, który ma zostać również singlem promującym płytę, jest połączeniem stylistyki sprzed 40. lat i rocka – i w tym utworze nareszcie to dobrze brzmi.

Mam wrażenie, że The Smashing Pumpkins szukało swoich dźwięków przez cały proces tworzenia Atum. Trzeci akt jest całkiem niezłą propozycją dla fanów, chociaż nie jestem przekonana, czy odkupuje wszystkie winy z aktu pierwszego i drugiego.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe/mystic production

Plusy

  • Gitarowe riffy
  • Rockowa charakterystyka utworów (niektórych)

Ocena

3 / 10

Minusy

  • Syntezatory
  • Przewidywalne kompozycje
Katarzyna Mrożek

Umysł ścisły z artystyczną duszą, to połączenie sprawia, że ciężko za nią nadążyć. Ekonomistka, której pasja do muzyki jest tak ogromna, że stała się sposobem na życie. Jej serce przyspiesza, gdy słucha rockowego i alternatywnego grania. Najlepszy sposób na odpoczynek? Trening tańca nowoczesnego.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Krzsztof

Artystyczna dusza ? Kompletne niezrozumienie epickiej opowieści międzyplanetarnej zilustrowanej wspaniałą muzyką