Depeche Mode – Memento Mori – Wbrew i wspak

Ilekroć przychodzi nam odnieść się do bieżącej twórczości legend pojawia się uczucie presji i nerwowości. Niezachwiana nieomylność naszych ocen przechodzi wówczas coś na kształt kryzysu. Jak tu bowiem obiektywnie i niezależnie oceniać materiał będąc pod nieustannym urokiem dorobku, sławy oraz nastroju jaki roztacza wokół siebie żywa legenda. Z tego właśnie powodu jedni przeżywają nieustanne rozczarowania, a drudzy popadają w niczym nieuzasadniony zachwyt wynikający tylko z logo zdobiącego dumnie okładkę. Będąc świadomym tych mechanizmów do każdego takiego albumu podchodzę ze wzmożoną koncentracją.  Postaram się zapomnieć na chwilę jak bardzo cenię Brytyjczyków za Personal Jesus, ile wzruszeń przeżyłem słuchając Precious, jak wiele przemyśleń dostarczyło mi Stripped. Choć jak się okaże, ocenianie akurat tej płyty nie zważając na jakikolwiek kontekst byłoby bardzo trudne… Jakie zatem jest najnowsze długogrające dziecko autorów Enjoy the Silence?


Wbrew


Wydarzenia ostatnich lat mocno naznaczyły branże muzyczną. Reakcję były tak odmienne jak sami artyści. Jedni garściami czerpali ze swoich tajnych zasobów – dzieł, które wcześniej nie zostały wydane. Drudzy tworzyli intymne aranżacje swoich największych przebojów, jak Nick Cave na Idiot Prayer. Cała rzesza muzyków eksperymentowała w swoich prywatnych studiach. Odbywały się niezliczone koncerty online, aukcje limitowanych epek i tym podobne. Niewielu jednak przechodziło ten okres tak ciężko jak członkowie Depeche Mode.

Na łamach zarówno polskiej jak i zagranicznej prasy artyści żalili się na niemoc twórczą wynikającą z obecnej sytuacji. Niezależnie od tego czy powody były związane z brakiem możliwości czerpania energii tłumów, jak w przypadku Gahan’a, czy zwykłego spadku pisarskiego libido Gore’a, zespół tkwił w impasie. Solidny, ale przyjęty z mieszanymi uczuciami Spirit z 2017 roku czekał na swojego następcę, mającego być dowodem na to, że zespół wciąż jest „w gazie”, ale wśród samego składu pojawiły się defetystyczne myśli, że być może szybka moda (fr. depeche mode), pomimo trwania wspak swojej nazwie przez tyle lat, ostatecznie przeminęła. Zespół opiniotwórczy, wyznaczający kierunki, w końcu wręcz kultowy w wielu środowiskach, miał przestać istnieć?

Zobacz również: Najlepsze albumy 2023 roku

Wątpliwości mnożące się w głowach artystów zasiane zostały w umysłach słuchaczy na całym muzycznym świecie końcem maja 2022 roku. Zupełnie nieoczekiwanie odszedł filar i współzałożyciel uwielbianej nad Wisłą formacji. W zespole zabrakło rozjemcy, mediatora, który nieraz spajał grupę w obliczu tarć na linii Gore – Gahan. Cios, który spadł na Depeche Mode i fanów w związku ze śmiercią Andrew Fletcher’a mógł prowadzić tylko do dwóch finałów: ostatecznego końca lub odrodzenia. Szczęśliwie dla świata muzyki stało się to drugie.


…We’ll be ghosts again…


Telefon przechodzi w tryb samolotowy, zamykam szczelnie wszystkie okna, odtwarzacz wyświetla tytuł Memento Mori. Dwanaście utworów, pięćdziesiąt minut w krainie dźwięku. Monochromatyczna okładka z dwiema parami skrzydeł, pośrodku śnieżnobiałe kwiaty. Symbolika jest czytelna i wzmaga tylko i tak napompowaną do granic możliwości ciekawość. Mocne i mroczne elektroniczne uderzenia wypełniają przestrzeń. Bas porusza kurzem na membranach. Elektroniczne cięcia penetrują cały zakres pasma przenoszenia. My cosmos is mine jest jak deklaracja niepodległości. Jak dowód na istnienie. Jak magiczne zaklęcie. Temat idealny na otwarcie albumu. Pozbawiony przebojowości, nie kusi słuchacza prostymi trickami. Jest zbyt nasycony i brzmieniowo chaotyczny, żeby stał się samodzielnym hitem. Pełni raczej służebną rolę wobec reszty. Pozwala za to zanurzyć się po uszy w klimacie i nadaje kierunek. … No rain, no clouds / no pain, no shrouds / no final breaths / no senseless deaths ….

Zobacz równieżMetallica – 72 Seasons – recenzja

Po dokładnym wsłuchaniu się w tekst doskonale wiemy wokół czego będziemy orbitować. Mylił się jednak ten, kto przypuszczał, że w ślad za treścią pójdzie warstwa muzyczna i panowie zaserwują nam 12 cmentarnych nokturnów. Kłam takiemu przypuszczeniu zadaje będące tuż za rogiem Wagging Tongue, wyraźnie melodyjne i równie popowe co Ghost Again. Obydwa z pewnością porwą tłumy podczas nadchodzących polskich koncertów grupy w Warszawie i Krakowie. Mimo lżejszej formy zachowują całą głębię treści. Przy pierwszym singlu należy zatrzymać się jednak na dłużej.

To utwór wprost idealny na listy przebojów. Lekki, wpadający w ucho, z rasową warstwą rytmiczną i zapadającym w pamięć refrenem. Jedyne co można mu zarzucić to brak progresywnego zacięcia i charyzmy w sferze czysto technicznej, ale fani Just Can’t Get Enough uznają to za zaletę. Na szczególną uwagę zasługuję też Before We Drown gdzie zaserwowano nam ciekawy, dynamiczny, powracający motyw w tyle, przeplatany refleksyjnie nastrojonymi zwrotkami i oszczędnym, celnym refrenem, gdzie sekcja rytmiczna ustępuje ścinanie dźwięku syntezatora. Podobne zróżnicowanie w warstwie muzycznej cechuje zamykający Speak to me. Z początku liryczny, snuty niemal wyłącznie na pojedynczych akordach i linii wokalu z czasem nabiera jak kula śnieżna mocy, rozmachu, ornamentyki.

Zobacz równieżJaki będzie 2023 rok w muzyce?

Tkliwym charakterem legitymuje się Soul With Me – chyba jedyna kompozycja na kształt ballady. Solidny poziom trzyma My Favourite Stranger z soczystym riffem basowym i przewrotnym tekstem. Always you spaja w sobie najlepsze cechy dwóch wcześniej wspomnianych dorzucając najciekawszą na albumie linie wokalu. Głęboki, poruszający tekst idzie pod ramię z wyrazistym niskim beatem. People are good jest jak muzyczna podróż w czasie i dostarczy wiele radości fanom elektronicznego brzmienia lat 80’; zresztą nie ona jedna – o palmę pierwszeństwa w sercach entuzjastów retro powalczy też Never let me go. Caroline’s Monkey brzmi jak synteza całej twórczości zespołu, choć w tym przypadku efekt nie jest już tak powalający. Niby wszelkie komponenty są zachowane, ale utwór przez to wydaje się być zbyt bezpieczny, pozbawiony własnego charakteru i wraz z Don’t Say You Love Me, które mimo całego bogactwa brzmieniowego jest nieco płaskie i jednostajne, wypada najsłabiej na albumie. Co nie oznacza źle.

Nie ma na całej płycie nawet jednego momentu, gdzie grymas rozczarowania mógłby się pojawić na twarzy. Muzycznie krążek prezentuje najwyższy światowy poziom i jest idealnie zbalansowany pozostając paradoksalnym wytworem popkultury wyższej. Konsekwencja tematyczna wychodzi dziełu na plus. Dominuje poczucie podniosłości i powagi przez co łatwiej odbierać płytę jako całość, obok której trudno przejść obojętnie. Śmierć, zagubienie, niemoc czy strach wracają jak bumerang. Nieważne, gdzie umieścimy igłę gramofonu – płyta po parudziesięciu minutach wyda się różnorodna, ale zarazem spójna i przemyślana. Nie jest to jednak zasługa tyko dwóch wspomnianych gentelmanów. Za produkcję odpowiadają również James Ford i Marta Salogni.  Nie sposób oprzeć mi się wrażeniu, że para młodszych fachowców skutecznie konsultuje pomysły i kierunki stylistyczne depeszów. Zainteresowani w samych superlatywach wypowiadali się o tej kooperacji i podkreślali jak duże znaczenie dla ostatecznego brzemienia tej płyty miały pomysły i techniczna robota wykonana przez inżynierów dźwięku. Wydaje się też, że niebagatelne znaczenie ma fakt, że Ford i Salogni mieli podobne podejście co do rezygnacji z efektów czysto cyfrowych na rzecz rozwiązań analogowych a to przełożyło się na dźwięk i charakter longplaya.


Wspak


Nie ulega wątpliwości, że krążek należy uznać za udany. Trudne doświadczenia wywołały energię twórczą, którą udało się przenieść na siłę napędową tej płyty. Trzeba docenić, że Gahan i Gore nie szczerzą się bezrefleksyjnie do swoich fanów i nie wybierają najprostszych rozwiązań. Projekt jest ambitny, momentami mroczny, nasycony dźwiękami nie zawsze przyjemnymi dla ucha, gdyby wyrwać je z kontekstu. Jednocześnie zespół nie podąża w kierunku źle rozumianego eksperymentowania z Delta Machine. Nie wymyśla na nowo koła. Płyta wydaje się monolityczna, zwarta i na wskroś depeszowa. Potrafi zaskoczyć, rozkołysać, pogrążyć w zadumie. Panowie wydają się być zdecydowani co do doboru materiału z sesji nagraniowej. Longplay nie ma sztucznych wypełnień i piosenek wyraźnie słabszych (co nie znaczy, że wszystkie są równie dobre). Nawiązuje brzmieniowo do najlepszych tradycji zespołu z lat 80-tych, gdy na świecie panował boom na elektronikę a sam – wówczas kwartet – był u szczytu swojej formy artystycznej. Depeche Mode udowadnia, że 30 lat po wydaniu Songs of Faith and Devotion wciąż są muzycznie płodni, wciąż w dobrej kondycji i jakby na przekór losowi właśnie teraz przedstawiają najlepszą swoją płytę od wielu lat.

Zobacz równieżLana Del Rey – Did you know that there’s a tunnel under Ocean Blvd – recenzja płyty

Malkontenci oczywiście nadal mogą ponarzekać na to, że kiedyś to było i że to już nie ten sam zespół (istotnie, nie ten sam). Entuzjaści śmiało mogą artykułować swoje ochy i achy bez obaw o śmieszność i bezkrytycyzm wobec swoich idoli. Ja mogę spać spokojnie w poczuciu, że jedni i drudzy mają rację, bo wszystko się zmienia, jest inne niż kiedyś, co nie oznacza, że gorsze. Tak samo jak nie przeżyjemy po raz kolejny beatlemani, Dylan nie napisze już Like a Rolling Stone, tak Depeche Mode nie staną się objawieniem sceny muzycznej po raz kolejny. Pozostając w klimacie i parafrazując klasyków – śpieszmy się cieszyć depeszami. Niewykluczone, że mamy do czynienia z ostatnim wydawnictwem spod tego szyldu. Jeśli tak, to muszę przyznać, że byłoby to pożegnanie godne mistrzów. Nie uprzedzajmy jednak wydarzeń. To właśnie Memento Mori namawia nas do przeżywania tu i teraz. Polecam wygodnie rozsiąść się w kanapie, zaparzyć dobrą herbatę i oddać się nastrojowi chwili. Prawdopodobnie jest to płyta wybitna a nawet jeśli nie, to z pewnością bardzo dobra. Depeche Mode wciąż trwa!

Plusy

  • Spójność
  • Niepowtarzalny klimat i głębia
  • Produkcja i brzmienie

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Ale to już było...
Patryk Zając

Muzykoholik starej generacji. Od trzasku ognia woli trzask winyla. Psychofan Dylana i Stones'ów. Muzyki słucha głośno i uciążliwie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze