Szybcy i Wściekli 10 – recenzja filmu. Niedzielno-obiadowe kino akcji

Szybcy i Wściekli 10 to naturalne przedłużenie serii, która na kinowych ekranach gości już od ponad dwudziestu lat. Swój kinowy debiut zaliczyła bowiem w 2001 roku! Czy nadal jednak utrzymuje to samo tempo? Po zadyszce w postaci części dziewiątej Vin Diesel wraz z rodzinkom powracają na właściwe tory. Ponownie samochody są szybkie, a prowadzący je kierowcy wyjątkowo wściekli. Czy jednak podtrzymywana na rynku filmowym od ponad dwóch dekad formuła może czymś jeszcze zaskoczyć i jak w tym świecie odnajdzie się Aquaman? Mam nadzieję, że na te pytania i nie tylko te odpowiedzi udzieli ta recenzja.

Najnowszy sequel serii Fast and Furious kontynuuje w dość bezpośredni sposób wątki podjęte zarówno w części poprzedniej jak i na przestrzeni całego cyklu. Najnowsze zagrożenie, które czyha na uwielbianą przez nas od lat rodzinę pochodzi z przeszłości. Każde działanie w przeszłości odciska piętno również na przyszłość i cały film stara się przekazać takie właśnie prawo świata. Właśnie, słowo „film” odbija mi się mocną czkawką gdy mówię o tym dziele. Choć nie jest to bezpośrednia obelga, rzutująca na jakość filmu Szybcy i Wściekli 10, to trudno nie odnieść wrażenie iż mamy do czynienia z kinowym serialem. Najlepiej świadczy o tym fakt iż finał został podzielony na trzy części, a i tak nie mamy pewności czy boski plan Vina Diesla na tym się skończy.

Zobacz również: Rycerze Zodiaku- recenzja filmu. Dwie Bite Godziny

Szybcy i Wściekli 10 nie porażają jakością skryptu. Scenariusz jest potężnie klejony na ślinę i wymaga od widza silnego zawieszenia niewiary. Nie jest to absolutnie wada, ponieważ jest to sztandarowy schemat jakim kroczy ta seria i widzowie powinni być do tego przyzwyczajeni, zwłaszcza, że za sprawą takiego zabiegu możemy być świadkami wielu równie absurdalnych co widowiskowych akcji. Na ekranie dzieje się dużo efektownej akcji, ilość momentów przyprawiających o ciarki na plecach wykracza poza liczbę palców u dłoni, a i angażując w te obliczenia stopy mogłoby zabraknąć liczydła. Ba! Mało tego każda kolejna akcja to grubsza ryba i w tym wszystkim tonie niestety finał, bowiem dopiero w tej chwili czuć iż nie dostajemy pełnego tworu filmowego, a jedynie jego 1/3. Diuna 2.0.

Dziesiąta część cyklu o szybkich kobietach i pięknych samochodach jest bardzo samoświadoma w swojej kreacji. Niejednokrotnie puszczając oczko do oddanych fanów serii. Liczne cameos, nawiązań do scen z innych części. Bardzo przyjemna sentymentalna podróż i to do tego stopnia, że ja nie będąc oddanym fanem dałem się emocjonalnie ponieść. Naprawdę zależało mi na Domie Toretto i jego bliskich. Choć nie ukrywam, że i na kolejne chore akcje Jasona Momoy również czekałem. Khal Drogo bowiem totalnie tutaj wymiata. Kipi z niego tak dużą dawką charyzmy, że spokojnie mógłby obdarować nią całą obsadę, a nadal biłby ich wszystkich na głowę. Choć poza jego bohaterem są tu postaci i wątki, które potrafią przyciągnąć uwagę.

Zobacz również: Matka (2023) – recenzja filmu. Nie chcę takiej mamy!

Szybcy i Wściekli 10

Pogadajmy jednak o Jasonie. Jego rola Dantego Reyesa to istna rewelacja. Podnosi jakość seansu o 110%. Postać ta to złoczyńca absolutny, który idealnie wpisuje się w trend gości złych do szpiku kości na wzór głównego antagonisty z czwartego Johna Wicka czy High Evolutionary z najnowszych Strażników Galaktyki. Bawi się on swoją kreacją. Jest w tym obślizgły, gogusiowaty równie mocno co socjopatyczny i intrygujący. Bałem się efektu Idrisa Elby rodem z Hobbs & Shaw, ale na szczęście udało się tego uniknąć, a ja po tym występie wyobraziłem sobie Jasona nie jako Lobo, a może jakąś inkarnację Księcia Zbrodni w kształtującym się uniwersum DC pod wezwaniem Jamesa Gunna.

Szybcy i Wściekli 10 to bez krztyny wątpliwości udana 1/3 filmu i satysfakcjonujący seans. A gdyby nie urwana końcówka uznałbym to za syte, pełnoprawne dzieło. Niestety pieniądz musi się zgadzać i na pozostałe 2/3 finału musimy jeszcze trochę poczekać. Nie mniej mam nadzieję, że stoi za tym jakiś konkretny plan na wystrzałowe zakończenie z wybuchającym Księżycem w tle. Oby przed eksploatacją tej franczyzy Vina Diesela powstrzymał zdrowy rozsądek, a nie zaprzestanie produkcji piwa Corona. F is for Fast, F is for Furious, F is for Family.

Wszystkie materiały użyte w recenzji pochodzą z serii filmów Szybcy i Wściekli.

 

Plusy

  • Jason Momoa i jego hektolitry charyzmy
  • Akcja robi bruuum, akcja robi boom
  • John Cena to świetna opiekunka do dzieci

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Mierna końcówka w której czuć, że to jedynie część większego finału
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze