Nowy album Bena Howarda Is It? już dostępny

Ben Howard nagrał album Is It? ze swoim zespołem w 10 dni w studiu Le Manoir de Léon, zlokalizowanym pomiędzy Bordeaux i Biarritz na południu Francji. Oto soundtrack twojego lata 2023 – prorokują recenzenci Far Out Magazine, a Uncut podsumowuje Is It? następująco: To czysta muzyczna alchemia.

Is It? to piąty album w dyskografii Bena Howarda. Za produkcję krążka odpowiada Bullion (Westerman, Nilüfer Yanya, Orlando Weeks). 10-utworowe wydawnictwo to dźwiękowy zapis intensywnych doświadczeń artysty. Na początku 2022 roku Ben Howard przeszedł dwa mini-udary (oficjalna nazwa to Transient Ischemic Attacks – ISAs – czyli przemijający atak niedokrwienny).

Zachwycającą okładkę albumu zaprojektował portugalski grafik i ilustrator Bráulio Amado.

Zobacz również: Shellerini – Produkt Lokalny – recenzja płyty

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe/ Universal

Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Paweł

Nie wiem, co jest zachwycającego w okładce płyty. Jak dla mnie jest strasznie… brzydka.
A co d meritum – śledzę dokonania Bena w zasadzie od początku. „Every Kingdom” było świetne do słuchania, do tej płyty wracam często, bo od radosno młodzieńczego „Old pine”, celebrującego letnie wspomnienia szczenięcych lat, potrafił przejść do pełnego niepokoju „Black flies” czy lirycznego, jakże pięknego „Promise”.
Wciągnął mnie jego drugi album „I forget where we were” – swoją dojrzałością, nie tylko w warstwie tekstów, ale i w muzyce. Na tamtej płycie Ben osiągnął – moim zdaniem – udany kompromis między przyjemnym do słuchania, ale wymagającym graniem, a zabawą gitarą i ciekawymi pomysłami.”Noonday dream” słuchało się już gorzej, po prostu było nudniejsze. Z kolei „Collections from the Whiteout” było z kolei ciekawsze – sporo eksperymentów, wymagających od słuchacza skupienia, ale i melodie, które zostają ze słuchaczem na dłużej („Metaphisical cantations”!).

A ta płyta? Słucham od trzech tygodni, w zasadzie codziennie całość, i nie mogę się do końca przekonać. Nie jest to zły album, ale hitów tutaj jak na lekarstwo. Podobają mi się trzy pierwsze numery – najbardziej chyba trzeci, ale moim zdaniem on zawiera te japońsko brzmiące wstawki, które tę piosenkę psują, odbierając jej „hitowość”, bo sama melodia przylega do słuchacza i z nim zostaje.

No cóż, za tydzień idę na koncert i mam nadzieję, że nie będzie on odtworzeniem nowej płyty, tylko miksem najciekawszych dokonań Bena. Bo to na pewno dużej klasy artysta.