Dobry omen powrócił z drugim sezonem po czterech latach przerwy. Przez cały ten czas fani oglądali pierwszy sezon, a machina promocyjna kontynuacji wiedziała, czym ich skusić. Czy drugi sezon rzeczywiście jest cichy, romantyczny i delikatny? Powiedzmy…
Uwielbiam Dobry omen i jak wiele innych fanów czekałam cierpliwie i zaplanowałam maraton drugiego sezonu. Zapowiadany był on dość lakonicznie. Wiadomo było, że coś zgrzyta w Niebie, Archanioł Gabriel na amnezję, a świetny duet Azirafala i Crowley’ego (Michael Sheen i David Tennant) zbliża się do siebie jeszcze mocniej. Wszystko opatrzone było niezmienną frazą wait and see powtarzaną przez Neila Gaimana. Czekałam. Zobaczyłam. Nie do końca dowierzam.
Zobacz również: Tajna Inwazja – recenzja serialu. Za dużo/za mało
W pierwszym sezonie od samego początku czekaliśmy na Apokalipsę. W drugim długo nie wiadomo, o co właściwie chodzi. Archanioł Gabriel nie pamięta kim jest. Jest poszukiwany zarówno przez Piekło, jak i Niebo. Azirafal i Crowley decydują się go ukryć i na własną rękę próbują dowiedzieć się, co takiego dzieje się w Niebie. W międzyczasie obserwujemy życie londyńskiej dzielnicy i ingerencje głównych bohaterów w życie miłosne śmiertelników. Dostajemy też jeszcze więcej retrospekcji ze wspólnej przeszłości Crowley’a i Azirafala.
Zobacz również: The Walking Dead: Dead City – recenzja serialu. Negan w starym dobrym stylu!
Wszystko, co się dzieje na ekranie, jest jedynie środkiem popychającym do przodu relację tej dwójki. Główna intryga to rozwiązanie fabularne, które pokazuje dobrą współpracę Crowley’a i Azirafala oraz wypracowane przez lata zaufanie. Widzimy też, że w latach po niedoszłej Apokalipsie, zbliżyli się do siebie jeszcze mocniej i choć wciąż są na stopie przyjacielskiej, to na zewnątrz wyglądają jak para. Wyraźnie wybrzmiewa to, że zbliżamy się do jakiegoś punktu zwrotnego tej relacji.
Zagranie jest całkiem ciekawe dla fanów głównej dwójki bohaterów, ale przez to drugi sezon staje się momentem przestoju. Około romantyczne wątki są napisane ciekawiej niż cała intryga między Niebem a Piekłem. Archanioł Gabriel nie ma za dużo do roboty, poza pałętaniem się po księgarni i rzucaniem przypadkowymi żartami. John Hamm wypada zaskakująco dobrze w roli, w której niewiele się dzieje. Wraca tu też sporo aktorów z pierwszego sezonu – aktorów, ale nie postaci. Maggie Service i Nina Sosanya – poprzednio zakonnice – teraz wcielają się we właścicielki małych sklepów. Powtórne użycie aktorów jest intrygujące jako decyzja castingowa, ale też niewiele wnosi.
Na całe szczęście są jeszcze David Tennant i Michael Sheen. Idealnie dobrany duet ze świetną chemią, w pełni wykorzystujący potencjał swoich ról. Sheen jako mistrz mikroekspresji sprawia, że nie da się oderwać od niego wzroku. Jeżeli już, to tylko na fenomenalnego Tennanta. Obaj aktorzy wspinają się też na wyżyny z językiem ciała i pracą wokalną. W jednej scenie konfrontacji David Tennant tak umiejętnie używa załamań głosu i jego modulacji, że obejrzałam ją cztery razy pod rząd.
Zobacz również: Jack Ryan – recenzja 4. sezonu. Godny finał?
Nie tylko na aktorach można zaczepić oko, bo mamy tu też świetnie dopracowaną warstwę wizualną. Londyńska ulica z małymi sklepikami jest pełna szczegółów, a każde wnętrze ma własny klimat. Do tego dochodzą świetne stroje i fryzury – nie tylko głównego duetu, ale wszystkich bohaterów. Niebo i Piekło też wypadają dobrze, chociaż to właśnie dzielnica w Londynie urzeka najbardziej. Przyjemne jest też poszerzenie księgarni Azirafala o dodatkowe pomieszczenia.
Warto też wspomnieć słowo o fandomie. Choć Dobry omen nie należy do najbardziej rozpoznawalnych produkcji, cieszy się sporą grupą oddanych i aktywnych fanów. Drugi sezon to potężny fan service, także dla tych śledzących promocję serialu w ostatnich miesiącach. Czujne oko wypatrzy w tym sezonie mnóstwo smaczków z książki, twórczość obojga autorów, odwołań do popkultury oraz aktorskiego dorobku Davida Tennanta i Michaela Sheena. Padają też nawiązania do ulubionych scen fanów z poprzedniego sezonu.
Zdaje się, że Dobry Omen ma moment przestoju. Fabuła na trzeci sezon jest zaplanowana i była dopracowywana jeszcze z Terry’m Pratchettem, kiedy wraz z Gaimanem planowali kontynuację książkowego pierwowzoru. Drugi sezon faktycznie podprowadza do potencjalnej trzeciej odsłony, ale nie jest tak spójny jak powinien. Upakowany akcją finał to ewidentny set-up pod kontynuację i lepiej, żeby nadeszła szybko. Jeżeli bowiem trzeci sezon nie zostanie potwierdzony, to fani zostaną zdruzgotani. Finał bowiem zostawia historię w bardzo emocjonalnym momencie i nie zapewnia rozwiązania – co było zamysłem twórców.
Zobacz również: Koło Czasu – recenzja epizodów 1-3. Amazon znalazł swoją Grę o Tron?
Niewątpliwie wrócę jeszcze nie raz, bo Dobry Omen zajmuje u mnie szczególne miejsce. Z przyjemnością obejrzę ponownie fenomenalne kreacje Azirafala i Crowley’a w pięknym, pełnym szczegółów otoczeniu. Mam jednak nadzieję, że trzeci sezon uratuje serial, bo drugi sezon jako fabularny łącznik niezbyt się broni. Ryzyko zostawienia historii w takim punkcie sprawia, że ten kolejny sezon po prostu musi nadejść. Najwyrażniej jedyne, co nam zostaje, to Gaimanowe wait and see.
Obrazek główny i plakat: Materiały promocyjne/Amazon Prime.
W pełni się zgadzam. Drugi sezon był przejściem pod następny. To nie mogło się tak skończyć:) I o to chyba chodziło.
Już tysiące fanów po zaledwie dwóch dniach! wpisuje swoje weto pod takim zakończeniem relacji Azirafal-Crowley. Bo nie taki miał być finał. Setki fanfików interpretowały ich związek w zgoła odmienny sposób. Ludzie lubią dobre zakończenia, zresztą ja też, w tym przytłaczającym świecie. I chociaż trochę waliło momentami komedią romantyczną(nie jestem fanką), to zakończenie temu całkowicie przeczyło. Łamiący się głos Tennanta zrobił wrażenie. Paradoksalnie demon okazał bardziej uczuciowy, “ludzki” niż anioł. Ostatnie kadry filmu twarzy bohaterów jeśli dobrze odczytałam, wydaje mi się, że jednak Azirafal poczuł się nie tylko w pełni docenionym aniołem, ale też poczuł smak władzy. A władza to najlepszy afrodyzjak:)
Duet aktorski jak zwykle wyśmienity, to jest klasa sama w sobie. Znam ich z wielu ról.
Nigdy nie spodziewałabym się, że losy głównych bohaterów mogą mnie tak wciągnąć. Pozdrowienia.