Mów do Mnie to najnowsza horrorowa produkcja, która w ten weekend weszła do polskich kin. Jeszcze przed tym faktem natomiast zdążył już zostać okrzyknięty filmem grozy dekady. Doświadczeni odbiorcy popkultury dobrze jednak obeznani w tego rodzaju taniej jakości marketingu szybko zwęszą pismo nosem. Ja z kolei na przekór wszystkiemu już z góry zachęcę was do wybrania się do kina na z pozoru horror klasy B z opętaniami w roli głównej, śmierdzący tandetą ze zwiastunów na kilometr.
Ja na seans szedłem z niebywale burzowym i bojowym nastawieniem właśnie za sprawą trailerów, które widziałem tylko i wyłącznie na sali kinowej. Szumnie ich wygląd określiłem mianem ciepłych, bulgoczących wręcz ekskrementów (na co mam niezależnych i zależnych świadków). Horda hura optymistycznych artykułów tylko dolewała oliwy do buchającego z mej głowy ognia, a po tym wszystkim zachęcam was do pójścia do kina. Mam nadzieję, że ten wstępniak wystarczy byście się zdecydowali, bowiem im mniej wiesz o tym filmie tym lepiej. Jednak jeśli do tej pory mówiłem do ściany, bądź ręki, czytaj dalej…
Zobacz również: Blue Beetle – recenzja filmu. Superhero Frankenstein
Mów do Mnie to stworzony przez dwójkę braci Danny’ego i Michaela Phillppou reżyserski debiut wyprodukowany dla studia A24. Choć słowa debiut reżyserski to nie do końca prawda, bowiem panowie od lat tworzą produkcje na kanał YouTube RackaRacka. Po prostu duet ten, mówiąc kolokwialnie, zamienił kręcenie filmików na wielką kinematografię. Jak się w tym nowym światku odnaleźli? Trudno jednoznacznie powiedzieć. Nie ukrywam jednak, że nowa szkoła kręcenia, pozbawiona hollywodzkiego rodowodu, daje nie lada poczucie świeżości, choć punkt wyjścia do historii wydaje się dość banalny. Mamy tu bowiem pozornie oklepaną opowiastkę o nierozsądnej młodzieży igrającej ze swoim życiem dla zabawy + zawsze modne (bleh) opętania (zakatowany na śmierć trop i to podwójnie wszak uśmiercony nawet w życiu pozagrobowym).
Film otwiera scena pokazująca w pełnej krasie długotrwałe obcowanie z ręką z piekła rodem i to już daje nielichy efekt wow. Ja sam byłem w szoku porównywalnym do tego towarzyszącego Marysi w kultowym kawałku WWO. Mów do Mnie jednak na tym nie poprzestaje i absolutnie nie zwalnia tempa, choć to wcale nie tak, że film biegnie ze swoją narracją na złamanie karku. Pomimo zaledwie półtoragodzinnego metrażu produkcja wypada spójnie i konsekwentnie znajduje na wszystko miejsce. Co dodatkowo zadziwia wszak patrząc na repertuary kin w ostatnim czasie, można zwątpić, czy taki czas trwania może w ogóle wystarczyć do opowiedzenia koherentnej historii.
Losy tego świata śledzimy podążając za Mią. Bohaterka jakiś czas temu straciła matkę, z której śmiercią nie wszystko jest jasne. Przynajmniej dla naszej głównej postaci stanowi to źródło traumy i stawia przed nią problem z wdrożeniem się w społeczeństwo. Choć z pozoru nasza heroina sprawia wrażenie trzymającej się w ryzach, tak szybko z tokiem fabuły dowiadujemy się, iż to klasyczny przypadek kolosa na glinianych nogach.
Zobacz również: Misja Stone – recenzja filmu
Mów do Mnie z wykorzystaniem klasycznego tropu w postaci opętań używa go do opowiedzenia czegoś nowego. Bowiem produkcja ta przedstawia za pomocą zabalsamowanej ręki wiedźmy i drzemiącej w niej demonów alegorię imprezowych używek. Mamy tu dosłownie scenę rodem z Projektu X, gdzie młodzież bawi się w najlepsze, zamieniając soczek złości czy proszek wróżek na obcowanie z siłami nieczystymi. Ponadto, żeby nie było zbyt banalnie, drzemiące w dłoni diabły stanowią metaforę całego wręcz kręgu życia osoby w głębokiej depresji szukającej ucieczki w używkach właśnie. Wszystko to ze świeżością Ariego Astera w Hereditary doprawione zostało dodatkowo dynamicznym montażem rodem z TikToka czy YouTube.
Sam intensywnie wbijałem paznokcie w kinowy fotel z wrażenia nie mogąc wysiedzieć na swoim miejscu w oczekiwaniu, czym ten seans jest mnie w stanie jeszcze zaskoczyć. Pomimo tego, że mógłby to śmiało być film w stylu “młodzież wali kreski” i dostalibyśmy wtedy koncentrat z Euforii. Twórcy postanowili sięgnąć po horrorową konwencję co tylko czyni z tego filmu coś jeszcze ciekawszego niż mogłoby być u punktu wyjścia.
Zobacz również: Demeter: Przebudzenie zła – recenzja filmu
Czy jednak można nazywać Mów do Mnie horrorem dekady? Moim zdaniem z góry powinniśmy sobie darować tego typu podejście do kina. Stawiajmy na ciekawe produkcje warte rozmów i dyskusji. Bez pustych sloganów, które przez ich nadużywanie tracą na mocy i prestiżu podobnie do często rozdawanych w duchu sztucznej poprawności politycznej nagród. Produkcja będąca motywem przewodnim tej recenzji jest bez wątpienia filmem godnym uwagi bez względu na to, czy przypadnie wam do gustu czy nie.
Nie jest to najlepszy horror ostatnich lat, bo na bank znajdzie się niejedna produkcja będąca bardziej kompetentna gatunkowo. Nie umniejsza to jednak jakości tegoż filmu, bowiem jak dobrze wie każdy kinoman, konwencje gatunkowe działają najlepiej, jeśli twórcy je znają i świadomie z nimi eksperymentują. Sięgnijcie po Mów do Mnie, a nuż widelec zostaniecie po seansie bogatsi o myśl, że zamiast mówić do ręki warto rozmawiać ze sobą i to nie tylko o popkulturze.
Źródło grafik: Materiały prasowe filmu Mów do Mnie produkcji Studia A24